Barometr epidemii (54)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Trzecia fala, jeśli chodzi o zakażenia, prawdopodobnie się przełamała. Sytuacja w szpitalach covidowych jest nadal trudna, ale się nie pogarsza. Liczba zgonów utrzymuje się na stałym, rekordowo wysokim poziomie. Tempo szczepień, jakkolwiek rząd by nie oklaskiwał własnych sukcesów, pozostawia bardzo wiele do życzenia.


Fot. Grzegorz Celejewski/ Agencja Gazeta

Największe wyzwanie. Tempo szczepień. Każde 100 tysięcy podanych szczepionek przeciw COVID-19 to 15 zgonów mniej – przypominają eksperci, powołując się na badania, zwłaszcza te z Izraela, gdzie proces szczepień powoli będzie dobiegać końca, a w każdym razie – jest zdecydowanie tego końca najbliżej. W Irlandii krajowy program szczepień oparty jest na założeniu, że od momentu lądowania transportu dawek do ich znalezienia się w punktach szczepień mogą minąć maksymalnie 24 godziny – w Polsce w tej chwili ten proces trwa około… dwóch tygodni. Rząd twierdzi, że nie ma opóźnień w dystrybucji, ale tylko dlatego, że skonstruowano tak scentralizowany i skomplikowany system dystrybucji. On rzeczywiście działa według planu, tylko – plan jest zły i generuje opóźnienia. Realizuje się scenariusz, o którym pisaliśmy już w styczniu, kiedy również w Polsce potrzebna była doba, lub niewiele więcej, aby każdy transport (a raczej jego część, bo wówczas obowiązywała doktryna mrożenia połowy dawek na drugie szczepienie) docierał do punktów szczepień. Przestrzegaliśmy, że w miarę zwiększania się dostaw ów scentralizowany system dystrybucji po prostu się „zatka”. I tak się dzieje. Punkty szczepień w znakomitej większości deklarują, że mogłyby szczepić o wiele więcej osób, ale liczba dostarczanych dawek nadal jest mocno reglamentowana.

Nie tylko spadliśmy jakiś czas temu na piąte, ostatnie miejsce wśród największych krajów UE pod względem tempa szczepień i odsetka populacji zaszczepionej minimum jedną dawką, ale między nami a liderującymi w tym wyścigu Hiszpanią i Niemcami dystans z tygodnia na tydzień staje się coraz większy. Jednym z powodów jest fakt, że co prawda rząd z dumą ogłasza bicie kolejnych „rekordów” liczby zaszczepionych w ciągu doby, ale te rekordy Polska bije tylko od wtorku do czwartku. W piątek liczba szczepień jest już wyraźnie niższa, a od soboty do poniedziałku – jest żenująco niska. Tymczasem minimum milion dawek, a niedługo ta liczba znacząco się powiększy, bo dostawy naprawdę zaczynają przyspieszać, tkwi w zawieszeniu – między magazynami RARS a punktami szczepień. Każde 100 tysięcy podanych szczepionek to 15 zgonów mniej. Szczepionki w magazynach hurtowni farmaceutycznych i innych pośredników nie ratują życia.

Największy znak zapytania. Gotowość do szczepień. Na razie popyt na szczepienia przeciw COVID-19 znacząco przewyższa podaż, co pozwala utrzymać tempo szczepień na obecnym – i tak niezadowalającym – poziomie. Rząd opóźnia liberalizację zasad, dopuszczających szczepienia chętnych osób, reglamentując wystawianie e-skierowań i nakazując – pod groźbą sankcji – punktom szczepień, by uzupełniały luki wyłącznie tymi, którzy mają już wystawione e-skierowania. To komplikuje pracę. Rzeczywistość nie znosi nie tylko próżni, ale i nadmiernych komplikacji, stąd co i rusz pojawiające się informacje o szczepieniach osób „z ulicy” pod koniec szczepiennej dniówki.

Jednak trzeba pamiętać, że run na szczepienia ma swój termin ważności i w miarę, jak obniżać się będzie granica wieku uprawnionych do szczepień, gotowych do stawienia się po szczepionkę w każdej chwili, w niemal dowolnym punkcie Polski, będzie coraz mniej. Tymczasem, jak wynika z badań, które opisywaliśmy w tym tygodniu, rząd nie ma przekonującej strategii komunikacyjnej, która trafiłaby choćby do części tych, którzy szczepić się nie zamierzają. W młodszych rocznikach jest to całkiem spora grupa – ba, nawet większość. Lekarze POZ, kierując się własnym doświadczeniem, przekonują, że najtrudniej będzie zmobilizować osoby w wieku 20-30 lat. Również dlatego, że pozostają one niemal całkowicie poza orbitą działania lekarzy POZ – już nie podlegają obowiązkowym szczepieniom czy bilansom zdrowia, a jeszcze – w znaczącej przynajmniej części – nie odwiedzają lekarzy ze swoimi dziećmi. Stan zdrowia na ogół nie skłania ich do regularnych badań. Jeden z wniosków, jaki natychmiast się nasuwa: kampania na rzecz szczepień przeciw COVID-19 powinna natychmiast zagościć w gabinetach lekarzy AOS (np. dermatologów, ginekologów, okulistów) i innych zawodów medycznych (fizjoterapeutów, psychologów etc.). Tak, by każdy kontakt z profesjonalistą medycznym oznaczał zetknięcie się – rzeczywiste, nie tylko w formie plakatu na ścianie gabinetu – z tematem konieczności zaszczepienia się przeciw COVID-19. To niewystarczający, ale jak się wydaje konieczny krok do tego, by zbudować pozytywne nastawienie do szczepień wśród młodych dorosłych.

Największa porażka. Stanowisko Episkopatu. Polscy biskupi ogłosili, że szczepionki AstraZeneca i Johnson & Johnson są wątpliwe moralnie, gdyż w procesie ich produkcji wykorzystano linie komórkowe z abortowanych płodów. Katolicy, o ile mają wybór, nie powinni się szczepić tymi preparatami, gdyż (o ile mają wybór) ocierają się wręcz o grzech. Stanowisko ekspertów Episkopatu można uznać za po pierwsze szokujące, po drugie – zbędne.

Dlaczego zbędne? W tej sprawie zajął przecież stanowisko Watykan, stwierdzając jednoznacznie, że szczepionki – do których stworzenia firmy farmaceutyczne rzeczywiście wykorzystują utrzymywane od dekad przy życiu linie komórkowe pozyskane z aborcji – są moralnie dopuszczalne dla katolików. Podobnie jak wiele leków, w tym szczepionek, z których korzystamy na co dzień.

Dlaczego szokujące? Stanowisko zostało ogłoszone w dniu, w którym liczba zgonów przekroczyła osiemset – był to drugi najtragiczniejszy odczyt w czasie pandemii. W sumie zgonów, wyłącznie tych potwierdzonych testem, z powodu pandemii mamy już ponad 60 tysięcy, a pandemia – ograniczając dostęp pacjentów do leczenia – generuje też dziesiątki tysięcy tzw. zgonów nadmiarowych. Rośnie dług zdrowotny, również w obszarze zdrowia psychicznego. Nie ma innego sposobu na zwalczenie pandemii – a więc uratowanie życia dziesiątek, może setek tysięcy osób – jak szczepienia. Każde 100 tysięcy podanych szczepionek to 15 zgonów mniej. Tymczasem stanowisko biskupów można wręcz uznać za sabotaż Narodowego Programu Szczepień – zakwestionowanie z przyczyn „moralnych” dwóch preparatów, którymi Polska dysponuje i będzie dysponować w dużych ilościach (tu dodatkowa okoliczność – jednodawkowa szczepionka J&J ma być stosowana w zespołach wyjazdowych, które będą szczepić w domach m.in. unieruchomionych seniorów, a więc osoby potencjalnie najbardziej wrażliwe na głos Kościoła) może oznaczać potężne perturbacje dla punktów szczepień, dołożyć ich pracownikom pracy (jakby mieli jej w tej chwili za mało).

Polacy – wynika to choćby z sondaży – gdyby mieli wybór, woleliby się zaszczepić szczepionkami mRNA. Niekoniecznie z przyczyn moralnych, te szczepionki mają lepszą prasę, są uważane – zwłaszcza przez ekspertów-amatorów – za skuteczniejsze i bezpieczniejsze. Sęk w tym, że jeszcze przynajmniej przez jakiś czas tego wyboru mieć nie będą.

Jednak to, co najbardziej szokujące, nie zawiera się wcale w stanowisku wobec konkretnych preparatów. Podczas konferencji prasowej padło pytanie, czy i w jaki sposób Kościół włączy się w promocję szczepień, czy będą możliwe szczepienia w parafiach. – Ależ my w ogóle na ten temat nie mówimy – usłyszeli dziennikarze od jednego z przedstawicieli Episkopatu. Dokładnie tak. Na najważniejszy dla Polski i Polaków temat, jakim jest kampania szczepień przeciw COVID-19, Episkopat nie mówi (choć kilku biskupów i jeszcze większa liczba księży zabrała głos, deklarując albo szczepienie, albo chęć jego przyjęcia).

Największy błąd. Niepełnosprawni i chorzy przewlekle. Rząd z małą pompą ogłosił decyzję o priorytetowym dostępie do szczepień przeciw COVID-19 dla sportowców, którzy będą reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio i ME w piłce nożnej. To zrozumiała decyzja, kraj powinien chronić swoich reprezentantów, nie narażać ich zdrowia na niebezpieczeństwo. Również zdrowia psychicznego – stres związany z ryzykiem zakażenia na pewno jest wyzwaniem.

To dobra i niekontrowersyjna decyzja, a w każdym razie taką by była, gdyby nie niemal jednoczasowa odmowa – a w każdym razie brak decyzji – wcześniejszego zaszczepienia osób niepełnosprawnych i ich opiekunów. Argumentacja ministrów Michała Dworczyka i Adama Niedzielskiego o przyspieszaniu szczepień dla wszystkich jest o tyleż fałszywa, że dorośli niepełnosprawni to bardzo często osoby stosunkowo młode, które na swoją kolej będą musiały poczekać jeszcze dość długo, a jeszcze dłużej – być może – na osiągnięcie pełnej odporności. Wydaje się, że np. przeznaczenie części puli jednodawkowej szczepionki J&J, której użycia Polska nie wstrzymała, mogłoby pomóc rozwiązać problem.

18.04.2021
Zobacz także
  • Barometr epidemii (53)
  • Barometr epidemii (52)
  • Barometr epidemii (51)
  • Barometr epidemii (50)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta