Barometr epidemii (59)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Szczepienia na ostatniej prostej? Niezupełnie, skoro pierwszą dawkę szczepionki przyjęło do tej pory niespełna 33 procent populacji. Bardziej adekwatne wydaje się określenie „jeszcze nawet nie na półmetku”, a zważywszy na fakt, że do tej pory albo już przyjęli szczepionkę, albo się po nią zgłosili zapewne niemal wszyscy, którzy na szczepienie są zdecydowani, można powiedzieć, że do tej pory jechaliśmy autostradą. Teraz zjeżdżamy na naprawdę wyboistą drogę.

Fot. Grzegorz Skowronek/ Agencja Gazeta

Największe wyzwanie. Szczepienia. Z plakatów i billboardów aktorzy i sportowcy – mniej lub bardziej rozpoznawalni – zachęcają: „Szczepimy się!”.

Nie ma niczego złego w tym, że osoby publiczne deklarują wiarę w szczepienia i to, że same się zaszczepiły. Przeciwnie, dawanie dobrego przykładu jest cenne, a słabością polskiego programu szczepień przeciw COVID-19 jest między innymi brak lub niedostatek szczepionkowego marketingu szeptanego, który jest równie potężnym narzędziem promocji co profesjonalne kampanie reklamowe.

Problem polega na tym, że to, co było niezłym pomysłem, gdy startował Narodowy Program Szczepień, w tej chwili jest pomysłem niewystarczającym. Bo kampania z udziałem sław, autorytetów, mogła i powinna budować pozytywny obraz szczepień. Nota bene – w Polsce w sumie zbudowała, choć naszą, jak zwykle, trzecią drogą – gdy szczepienia stały się, za sprawą zaszczepienia wąskiej grupy znanych osób poza kolejką, dobrem szczególnie pożądanym. Nie o taką promocję chodziło, ale jak pokazały pierwsze 2-3 miesiące akcji szczepień, okazała się ona skuteczna.

Teraz wyzwanie jest zupełnie inne. Ci, którzy są przekonani, że szczepienia są bezpieczne, skuteczne i konieczne albo już się zaszczepili, przynajmniej jedną dawką, albo co najmniej zarejestrowali się na szczepienie. Zaszczepionych przynajmniej jedną dawką mamy w tej chwili niecałe 33 proc. populacji (na marginesie – Niemcy po weekendzie zapewne będą mieć 40 proc.). Można założyć, że kolejne kilka procent oczekuje na swoją kolej. Raczej kilka niż dziesięć lub więcej, biorąc pod uwagę terminy szczepień wyznaczane dla starszych nastolatków. Szczepionki czekają na chętnych, nie odwrotnie.

Mamy ponad 40 proc. niezaszczepionych nawet jedną dawką najstarszych seniorów. Mamy względnie dobrą sytuację w grupie wiekowej 70-79 lat (tam zaszczepionych jest trzech na czterech Polaków, zdecydowana większość obiema dawkami). W młodszych grupach wiekowych jest dużo gorzej. Fatalnie przedstawia się sytuacja w grupie pięćdziesięciolatków, w której pierwszą dawkę szczepionki przyjęło zaledwie 43 proc. – co więcej, zainteresowanie szczepieniami w tej grupie spada. Tymczasem zwłaszcza podczas trzeciej fali pandemii na oddziałach intensywnej opieki pacjenci w wieku 50-59 lat stanowili pokaźny odsetek i z pewnością nie jest to grupa, dla której ciężki przebieg COVID-19 nie jest zagrożeniem.

Nie ma „ostatniej prostej”, jest – potężne wyzwanie przygotowania i przeprowadzenia kampanii edukacyjnej, która nie będzie oparta na prostym mechanizmie „sprzedaży” szczepienia, ale uświadomi Polakom, każdej grupie wiekowej w odrębny sposób (bo choć sens jest wspólny, przekaz musi być zróżnicowany), dlaczego szczepić się po prostu trzeba. To nawet nie jest półmetek.

Największy znak zapytania. Ocena działań państwa w sprawie pandemii. Przemawiając w Sejmie po raz ostatni, ustępujący Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar wskazał, że jednym z kluczowych zadań, jakie stoją przed państwem i społeczeństwem, jest dokonanie właściwego rozliczenia czasu pandemii. – Zastanówmy się w maju 2021 r., jakie wnioski z niej wyciągniemy. Czy przejdziemy do porządku dziennego nad śmiercią ok. 100 tys. osób, czy będziemy się zastanawiali, jak państwo polskie było do tej sytuacji przygotowane? Bo to nie był zwyczajny kryzys. Według opinii sekretarza generalnego ONZ to była największa tragedia zdrowotna, społeczna, gospodarcza na świecie od czasów II wojny światowej. I musimy z niej wyciągnąć wnioski. Musimy postępować zgodnie z zasadą public accountability, czyli rozliczalności władz publicznych – przypomniał. Co to oznacza? – Musimy dokonać kompleksowej analizy wszystkich procedur i mechanizmów, które zawiodły we wszystkich sferach życia społecznego: zdrowia, pomocy społecznej, edukacji, funkcjonowania władz publicznych – ocenił. Wskazał, że powinien powstać wręcz fundusz kompensacyjny dla ofiar, zwłaszcza wszystkich tych rodzin, które straciły bliskich ze względu na zaniedbania władz publicznych – chyba po raz pierwszy tak wyraźnie, i w tak ważnym miejscu, wybrzmiał postulat zadośćuczynienia tym, których sytuacja życiowa radykalnie się pogorszyła nie tyle na skutek pandemii COVID-19, co bezradności państwa w starciu z nią. – Musimy zrekompensować straty przedsiębiorcom, którzy utracili potężne majątki i dochody, zgodnie z zasadami konstytucyjnymi odpowiedzialności odszkodowawczej władzy publicznej – wyliczał Adam Bodnar. A nade wszystko, jego zdaniem, powinniśmy wyciągnąć wnioski dotyczące naprawy funkcjonowania polskiego państwa.

Odchodzący RPO podkreślił, że jest to „odpowiedzialność wszystkich organów władzy publicznej, odpowiedzialność także samorządów lokalnych”. – To powinno być także zadanie programowe opozycji parlamentarnej i pozaparlamentarnej. To powinno być także wyzwanie dla organizacji społeczeństwa obywatelskiego. Nie możemy zapomnieć, nie możemy przejść obojętnie do kolejnych zadań, wyzwań czy realizacji zaległych, odłożonych w czasie planów, bo jesteśmy winni pamięć i staranność wszystkim ofiarom epidemii – zakończył swoje wystąpienie.

Czy politycy obozu rządzącego potraktują słowa Adama Bodnara serio? Więcej niż wątpliwe. Zwłaszcza, że dość nieoczekiwanie otrzymali „rozgrzeszenie” za rok walki z pandemią ze strony WHO. Tej samej, którą w pierwszych miesiącach pandemii odsądzali od czci i wiary, za rzekomo i faktycznie popełnione błędy w komunikacji, złą ocenę sytuacji, błędne rekomendacje. Tej samej, której zaleceń w wielu dziedzinach nie tylko nie respektują, ale nawet nie biorą pod uwagę. – Polski rząd nie popełnił żadnych błędów w walce z koronawirusem, a Polska jest dobrze przygotowana do walki z COVID-19 – stwierdziła w tym tygodniu przedstawicielka WHO w Polsce, dr Paloma Cuchi. Podkreśliła, że natychmiast reagowano u nas na nadchodzące zagrożenia. – Pani doktor, jeśli panią siłą przetrzymują, proszę mrugnąć dwa razy – skomentowali, złośliwie, internauci.

Polska, z jednym z najwyższych wskaźników zgonów covidowych na świecie (niektórzy eksperci szacują, że faktyczny jest nawet dwa razy wyższy), z dramatycznie złym wskaźnikiem liczby testów w przeliczeniu na wielkość populacji (dopiero w ostatnich dniach udało się nam po raz pierwszy od 25 sierpnia 2020 roku zejść poniżej zalecanego przez WHO poziomu 5 proc. pozytywnych testów w przeprowadzonych ogółem, bo po zmianie na stanowisku ministra zdrowia wskaźnik ten zaczął się piąć w górę, osiągając pod koniec listopada poziom 50 proc.!) jest jednym z krajów, które z pandemią radzą sobie raczej gorzej niż lepiej. Taki jest odbiór społeczny, taka jest ocena wielu ekspertów, taka ocena wynika zresztą z policzalnych i obiektywnych wskaźników. Można domniemywać, że WHO nie jest skłonna do formułowania twardych ocen, skoro jej również niejedno w sprawie walki z pandemią można zarzucić, ale laurka dla polskiego rządu została namalowana rzeczywiście grubą kredką.

Największa porażka. P.o. GIS. Laurek rządowi za walkę z pandemią z pewnością nie wystawiał i nie wystawia dr Paweł Grzesiowski – i dlatego ruszyło w jego sprawie postępowanie w Naczelnej Izbie Lekarskiej, po zawiadomieniu, jakie dwa miesiące temu złożył pełniący obowiązki Głównego Inspektora Sanitarnego, inż. Krzysztof Saczka. Wiadomo, że po wezwaniu o uzupełnienie wniosku pojawiło się kilkadziesiąt stron szczegółowych zarzutów wobec eksperta NIL i jednego z najbardziej rozpoznawalnych edukatorów w zakresie szczepień (nie tylko i nie przede wszystkim przeciw COVID-19). Co jest na tych stronach, dokładnie nie wiadomo, ale pewne światło rzuca pismo, które p.o. GIS skierował do Rzecznika Praw Obywatelskich, zaniepokojonego wnioskiem w sprawie dr. Grzesiowskiego. W piśmie tym Krzysztof Saczka zapewnia, że w wystąpieniu do Prezesa NRL zawiadomił jedynie o możliwości popełnienia przewinienia zawodowego przez dr. Pawła Grzesiowskiego, ale nie złożył wniosku o pozbawienie prawa wykonywania zawodu (takie doniesienia początkowo się pojawiły i były szeroko komentowane).

P.o. GIS położył nacisk przede wszystkim na wypowiedzi eksperta, w których oceniał on, że w czasie pandemii sanepid praktycznie nie funkcjonuje, bądź nie funkcjonuje właściwie, przywołując konkretne wypowiedzi czy to z cotygodniowych webinarów (skierowanych raczej do profesjonalistów), czy to z wywiadów medialnych. Dr Grzesiowski stwierdził np. w marcu 2021: „niestety inspekcja sanitarna jest w ruinie w tym sensie, że po prostu nie ma szans skutecznie działać ze względu na decyzje władz”, a wcześniej, w lutym mówił np., że sanepid właściwie stał się biurem przepustek, kwarantanny, izolacji.

Krzysztof Saczka ocenił, że te wypowiedzi „deprecjonują Państwową Inspekcję Sanitarną, wzbudzają nieufność w stosunku do instytucji i jej przedstawicieli, których działania przekładają się wprost na ograniczanie skutków epidemii” i wpisują się „w propagowanie postaw antyzdrowotnych wskutek wniosku wywodzonego przez medialnego eksperta, że Państwowa Inspekcja Sanitarna nie realizuje swoich zadań należycie, zatem rekomendacje od niej wychodzące również zapewne nie są prawidłowe. Powyższe wypowiedzi nie zostały poparte żadnymi faktami ani dowodami naukowymi, świadczą o braku znajomości obowiązującego prawa i faktycznej sytuacji Państwowej Inspekcji Sanitarnej, a mimo to wywarły efekt na słuchaczach, z uwagi na wysoki poziom medialnej popularności ich autora. Jest to szczególnie niepokojące w sytuacji wzrostu aktywności ruchów antyszczepionkowych, które wykorzystują wszelkie dostępne środki w celu propagowania niewłaściwych postaw zdrowotnych i każdorazowo wykorzystują tego typu wypowiedzi do zniechęcenia społeczeństwa do akcji szczepień. W obecnej sytuacji epidemicznej stanowi to zagrożenie dla zdrowia publicznego, na które nie mogę się godzić i nie mogę nie reagować”.

Poziom wywodu trudno nawet skomentować. Lekarz, który większość swojej aktywności zawodowej i publicznej poświęcił edukacji prozdrowotnej w obszarze szczepień, w oficjalnym piśmie z pieczątką GIS jest de facto oskarżony o współdziałanie z ruchami antyszczepionkowymi. Dlatego, że mówił głośno o tym, co było doświadczeniem wielu osób.

23.05.2021
Zobacz także
  • Barometr epidemii (58)
  • Barometr epidemii (57)
  • Barometr epidemii (56)
  • Barometr epidemii (55)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta