Barometr epidemii (58)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Mimo raczej chłodnej, majowej nocy, tłumy mieszkańców największych miast oblegały ogródki z 14 na 15 maja. Równo o północy część lokali gastronomicznych otworzyła podwoje, często zapraszając gości na symboliczną lampkę szampana. Nastrój – jak w sylwestra, nie brakowało nawet piszczałek i składania życzeń. Hulaj dusza, pandemii nie ma?


Ulica Nowy Świat w Warszawie, 15 maja 2021 r. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Największe wyzwanie. Zapanowanie nad pandemią. Pandemia jest i będzie z nami jeszcze długo, a nastrój „wyzwolenia” z okowów (!) maseczek i ograniczeń sanitarnych jest wszechobecny – łatwo się można było o tym przekonać spacerując w sobotę 15 maja ulicami mniejszych i większych miast. Tęsknota za normalnością to jedno, zupełna beztroska – drugie. Niestety, niespójne i nielogiczne komunikaty ze strony decydentów umocniły w dużej części społeczeństwa przekonanie, że środki ostrożności były nadmierne a ograniczenia już dawno powinny być cofnięte (jeśli w ogóle miały sens). Czy można się dziwić, że w tej sytuacji niemal każdy, a w każdym razie znacząca większość chce korzystać z życia pełnymi garściami?

W poniedziałek do szkół wraca duża część starszych uczniów, również szkół średnich – najbardziej mobilnych, przemieszczających się komunikacją publiczną. I zapewne dużo bardziej niż ich młodsi koledzy nie tylko spragniona kontaktów towarzyskich, ale mająca dużą swobodę w organizowaniu spotkań w większym gronie. Zarówno szkoły, jak i spotkania towarzyskie poza szkołą mogą łatwo stać się ponownie ogniskami epidemii, zwłaszcza że młodzież jeszcze długo nie będzie uodporniona – nawet jeśli część starszych nastolatków od razu w poniedziałek zarejestruje się na szczepienie i bez zwłoki zaszczepi. Nie tylko spotkania młodzieży, ale i imprezy rodzinne są potencjalnie – z punktu widzenia przebiegu pandemii – niebezpieczne.

Luzowanie obostrzeń jest potrzebne. Być może nawet w tak szerokim zakresie, w jakim jest przeprowadzane (choć znów nie będziemy dokładnie wiedzieć, które aktywności są bezpieczne, a które owocują większą liczbą zakażeń). Ale aby przeprowadzać je odpowiedzialnie, należałoby wzmocnić zbrojne ramię walki z pandemią, czyli – testowanie. Kraje, które już zniosły albo radykalnie ograniczyły obostrzenia – np. Dania, Wielka Brytania – z testów uczyniły swoją podstawową broń przeciwko SARS-CoV-2. Niestety, wszystko wskazuje – a konkretnie wskazuje na to spadająca liczba testów – że Polska idzie w tej sprawie własną drogą, wytyczając nowy szlak. Którym – o to możemy być spokojni – raczej nikt za nami nie podąży.

Największa porażka. Zgony. Jeśli politycy zaczną mówić, że zwyciężyliśmy nad pandemią, trzeba będzie nieustannie przypominać, jaki jest bilans tego zwycięstwa. W tej chwili, w praktyce, miejsce w pierwszej dziesiątce krajów świata – tych liczących więcej niż 2-3 miliony mieszkańców – jeśli wziąć pod uwagę wskaźnik liczby zgonów w przeliczeniu na milion mieszkańców. Skala zgonów podczas drugiej i trzeciej fali pandemii to również, a może nawet przede wszystkim wynik błędnych decyzji, jakie zapadały na szczeblu rządowym – w tym decyzji dotyczących ograniczenia testowania do potwierdzania przypadków zakażenia.

Trudno ze spokojem słuchać zapewnień, że decyzje rządu uchroniły polskich pacjentów covidowych przed scenariuszem znanym z Bergamo, czyli brakiem łóżek szpitalnych i respiratorów. Polska nie miała swojego Bergamo, ale Lombardia zderzyła się z pandemią ponad rok temu, gdy nad Wisłą, cytując klasyka, „nie było niczego” w zakresie przygotowania do pandemii. Tymczasem i w listopadzie 2020, i zwłaszcza w marcu i kwietniu 2021 wiele polskich szpitali otarło się o lombardzkie doświadczenia lub wręcz się z nimi zmierzyło. To jest prawda o drugiej i trzeciej fali pandemii w Polsce.

Największy błąd. Chaos przy szczepieniach. Polska zbliża się do 30 proc. zaszczepionych przynajmniej jedną dawką, natomiast jeśli chodzi o poziom pełnego zaszczepienia, nie osiągnęliśmy jeszcze nawet 12 proc. (średnia dla UE to 12,6 proc.).

Sposobem na przyspieszenie ma być skrócenie okresu oczekiwania na drugą dawkę. W przypadku szczepionek mRNA ma to znaczenie symboliczne, natomiast zmiana dla szczepionki AstraZeneca jest wręcz rewolucyjna – pięć tygodni zamiast dwunastu. Z nieoficjalnych informacji wynika, że decyzja została podjęta wbrew co najmniej wstrzemięźliwym głosom przynajmniej niektórych doradców medycznych, a niezależni eksperci przypominają, że wyniki dotychczas przeprowadzanych badań mówią o wyższej skuteczności preparatu AstraZeneca przy wydłużonym do 10-12 tygodni cyklu szczepień. Rekomendują też, by nie skracać go poniżej ośmiu tygodni i zalecać szczepiącym się AstrąZenecą utrzymanie odleglejszego terminu szczepienia. Lekarze (czy też raczej punkty szczepień) nie muszą respektować owego pięciotygodniowego odstępu i część z nich już deklaruje, że będzie szczepić pacjentów w dotychczasowym schemacie. Wydaje się również, że skrócenie czasu oczekiwania na drugą dawkę szczepionki oxfordzkiej nie jest w stanie przełamać obaw z nią związanych u dużej części społeczeństwa. Wielu Polaków, co potwierdzają wyniki kolejnych sondaży, szuka punktów szczepień oferujących inne szczepionki (w tym również wektorową, tyle że jednodawkową szczepionkę Johnson&Johnson). Punkty, które z Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych otrzymują tylko preparat AZ świecą pustkami – a tak się składa, że są to przede wszystkim punkty prowadzone przez samorządy. Być może jest to przypadek, ale prawdopodobnie – nie.

Od poniedziałku ruszają zapisy na szczepienia dla starszej młodzieży (osób od 16. roku życia). Poziom zaszczepienia najstarszych seniorów – osób powyżej 80. roku życia – praktycznie się nie zmienia (przynajmniej pierwszą dawkę przyjęło wg danych ECDC 58 proc.), podczas gdy kraje UE/EFTA nadal intensywnie szczepią tę grupę i prawdopodobnie w tym tygodniu, z 2,5-miesięcznym opóźnieniem UE zrealizuje cel zaszczepienia pierwszą dawką minimum 80 proc. najstarszych seniorów. Polska pod tym względem jest jednym z najsłabiej radzących sobie krajów. Trudno przypuszczać, by sprawę rozwiązała „największa w historii kampania profrekwencyjna”, w której do szczepień przekonywać będą aktorzy i sportowcy. Nie kwestionując samej idei zaangażowania do promowania szczepień rozpoznawalnych osób, widać, że rząd nie odrobił lekcji: całkiem niedawno naukowcy przedstawili wyniki badań, z których wynika, że głos „znanych i lubianych” wcale nie przekłada się na postawy wobec szczepień. Liczy się – a w każdym razie może się liczyć – głos lekarzy, pielęgniarek, którzy mają osobisty kontakt z osobami wahającymi się w kwestii szczepień.

17.05.2021
Zobacz także
  • Barometr epidemii (57)
  • Barometr epidemii (56)
  • Barometr epidemii (55)
  • Barometr epidemii (54)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta