Barometr epidemii (76)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

50-procentowe wzrosty zakażeń, podwojenie liczby pacjentów hospitalizowanych, powrót kolejek pod punktami wymazowymi – tak, w największym skrócie, rysuje się krajobraz przed uderzeniem kolejnej fali pandemii. W tym samym czasie rząd wydaje się kapitulować w sprawie szczepień przeciw COVID-19. Nie widać ani woli, ani pomysłu na mobilizację być może 10, może nawet 20 procent społeczeństwa dotychczas biernych wobec szczepień. Ale przecież nie wrogich szczepieniom.


Fot. Roman Bosiacki/ Agencja Gazeta

Największa porażka. Szczepienia. Nie mamy szans na odporność populacyjną – stwierdził pod koniec tygodnia szef Rady Medycznej przy premierze, prof. Andrzej Horban. Nie jest to zaskakująca deklaracja, zwłaszcza, że na odporność populacyjną mogą – przy wariancie Delta – liczyć (ewentualnie) kraje, które zaszczepią 80-85 proc. populacji. Takich jest na razie niewiele – sukces póki co ogłosić mogła spośród krajów UE jedynie Portugalia, gdzie dwie dawki szczepionki otrzymało już niemal 82 proc. całej populacji.

Polskim problemem nie jest jednak brak odporności populacyjnej – to wydaje się poza zasięgiem, przynajmniej przed najbliższą falą – ale skrajnie niski, kompromitujący wręcz (wbrew zapewnieniom płynącym z ust posłów PiS w trakcie debaty nad Narodowym Programem Szczepień odsetek zaszczepionych NIE JEST zadowalający) poziom zaszczepienia społeczeństwa, jeden z najniższych w Europie i w UE. Można oczywiście znajdować rozliczne wyjaśnienia tego stanu rzeczy – od niekwestionowanego braku kultury szczepień ochronnych wśród dorosłych, po bierność dużej części Polaków (20-30 proc., jak mówił prof. Horban) w obszarze życia publicznego. - Nie głosują, nie biorą udziału w życiu publicznym, nie czytają gazet, nawet nie oglądają telewizji, żyją poza tym – mówił doradca rządu, powołując się na badania.

To cenna obserwacja. Szkoda, że dopiero teraz zauważono problem swoistego autowykluczenia dużej części społeczeństwa, życia poza obiegiem informacyjnym. Bo z pewnością diagnoza jest słuszna – jeśli ludzie nie oglądają programów informacyjnych, nie czytają gazet, zapewne nie docierają do nich apele polityków, wygłaszane na konferencjach prasowych czy, na przykład, przy okazji sejmowych debat. Znakomita większość tych osób nie jest jednak całkowicie wykluczona. Robią zakupy w aptekach. Chodzą, częściej lub rzadziej, do przychodni. Ba – wychodzą na ulice. Dlaczego tam nie mają szans spotkać się z przejrzystą, czytelną i trafiającą w sedno informacją na temat szczepień? Gdzie są materiały informacyjne na temat COVID-19 i szczepień przeciw COVID-19, które powinny czekać na obywateli w każdej przychodni, aptece, w sklepach wielkopowierzchniowych, urzędach? Być może również – w kościołach.

Gdzie są wreszcie – last but not least – decyzje rządu, które sprawiłyby, że ludzie zaszczepiliby się ze względów utylitarnych? Nie każdy rozumie, że choć sam teoretycznie nie jest narażony na ciężki przebieg COVID-19, jego szczepienie może być kwestią życia lub śmierci dla innych osób. Nie każdy ma taką wrażliwość. Jest jednak spora grupa osób, której nie jest obojętna własna wygoda (na przykład możliwość korzystania z usług gastronomicznych czy kulturalnych), które zaszczepiłyby się, żeby nie musieć powtarzać testów (zwłaszcza, gdyby testy były odpłatne). Polska szuka trzeciej drogi, a kraje takie jak Francja, która w pierwszej połowie lipca jeszcze wcale nie odstawała tak bardzo od Polski pod względem tempa szczepień, zbliżają się do poziomu trzech czwartych zaszczepionych przynajmniej jedną dawką.

Największy błąd. Zapaść w testowaniu. Tu sytuacja jest niezmiennie fatalna. 99. miejsce w świecie dobrze oddaje realia. Wykonujemy ok. 40 tysięcy testów dziennie, choć wiceminister zdrowia w Sejmie zapewnia, że potencjał testowania sięga 190 tysięcy. To nasza specjalność – rozbudowywać infrastrukturę, której nie będziemy zapewne w stanie wykorzystać. Bo nie ma rozwiązań, wytycznych, schematów. Lekarze POZ praktycznie przestali kierować na testy, bo… pacjenci się boją zgłaszać objawy w obawie przed testami, kwarantanną. Ci, którzy kierują, sygnalizują, że sanepid zwraca uwagę, jeśli wskaźnik testów pozytywnych jest np. dwuprocentowy. Czyli – zdaniem inspekcji sanitarnej – zbyt niski. Aż przypomina się jesień 2020 roku (ta wczesna i ta nieco późniejsza), gdy minister zdrowia Adam Niedzielski nie mógł się nachwalić wysokiego odsetka testów pozytywnych jako rzekomego potwierdzenia skuteczności w rozpoznawaniu COVID-19 przez lekarzy. Że nie był to żaden sukces, ministerstwo zrozumiało wiele tygodni później. Polska na długi czas utraciła kontrolę nad pandemią – a początkiem nieszczęścia były zasady testowania z naciskiem na osoby z objawami zakażenia.

Nadchodząca fala będzie mieć nieco inną specyfikę, ale w obszarze testowania (podobnie zresztą jak w szczepieniach) nie widać pomysłu na strategię. Od innych krajów europejskich odstajemy w sposób dramatyczny. Jesteśmy jedynym krajem UE, którego wskaźnik liczby testów na milion mieszkańców nie przekroczył 600 tysięcy (dokładnie nie przekroczył jeszcze do 18 września, 540 tysięcy). Wyprzedzające nas „bezpośrednio” w UE Rumunia i Słowacja mają po blisko 100 tysięcy więcej.

Największe wyzwanie. Zasady sanitarne. Często można usłyszeć narzekania, że w komunikacji miejskiej w Warszawie czy innych dużych miastach wiele osób nie zakłada masek. Albo że w kościołach część osób nie zakrywa ust i nosa. Aby się przekonać, jak bardzo Polacy zapomnieli o zasadach sanitarnych i własnym bezpieczeństwie, trzeba jednak ruszyć się poza największe aglomeracje, na przykład do dawnych miast wojewódzkich. Tam, na przykład, w niewielkim kościele – szczelnie zamkniętym ze względu na wyjątkowo chłodny i deszczowy wrześniowy wieczór na kilkadziesiąt przeważnie starszych osób maseczki w ogóle miało może kilkanaście, a spośród nich kilka – prawidłowo założone.

Jak bumerang wraca kwestia braku permanentnej i skutecznej akcji edukacyjnej, którą mogłyby prowadzić publiczne media (czego nie robią). Wraca problem odpowiedzialności organizatorów spotkań i wydarzeń – również o charakterze religijnym – za zapewnienie elementarnego bezpieczeństwa uczestnikom. Również tym, którzy są zaszczepieni i chronią siebie i innych maseczkami. Te środki są skuteczne, jeśli stosują je – solidarnie – wszyscy.

Polacy nie pamiętają już, jak się wydaje, o pandemii. Nie pamiętają o drastycznie wyższej niż w poprzednich latach liczbie zgonów jesienią 2020 roku i na wiosnę tego roku. Nie pamiętają o szybko zapełniających się cmentarnych kwaterach i o dramatach na oddziałach szpitalnych, kolejkach karetek przed SOR-ami. Tylko odrobinę tłumaczy tę amnezję fakt, że nikt nam tego w rozsądny sposób, ale ciągle i systematycznie, nie przypomina. Oczywiście, są tacy, którzy pamiętają. Jest ich jednak za mało, by zrobić różnicę.

Najwyraźniej na błędach nie potrafią się w Polsce uczyć ani rządzący, ani rządzeni.

20.09.2021
Zobacz także
  • Barometr epidemii (75)
  • Barometr epidemii (74)
  • Barometr epidemii (73)
  • Barometr epidemii (72)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta