Barometr epidemii (75)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

W ostatnim tygodniu dynamika zakażeń w ujęciu tygodniowym zaczęła w Polsce zbliżać się do 50 procent. Ciągle jednak nie zapadły kluczowe decyzje dotyczące warunków obostrzeń, jakie będą obowiązywać zaszczepionych i niezaszczepionych. A nawet jeśli zapadły, nie zostały ogłoszone, choć wiadomo, że mogłyby zmobilizować dużą grupę osób do podjęcia decyzji i zaszczepienia się. Rząd czeka, choć czasu już praktycznie nie ma.


Fot. Roman Bosiacki/ Agencja Gazeta

Największa porażka. Szczepienia w szkołach. Szumnie zapowiadana przed wakacjami akcja szczepień w szkołach, mówiąc oględnie, nie przynosi efektów. Zainteresowanie jest mniej niż znikome, nawet w największych miastach. Powód jest oczywisty – tam, gdzie nastawienie do szczepień jest generalnie pozytywne (duże miejskie ośrodki), rodzice zdecydowali się na szczepienie niepełnoletnich jeszcze przed wakacjami lub w ich trakcie. Dodatkowym motywatorem było zwolnienie dzieci i młodzieży z konieczności wykonywania testów i swoboda zagranicznych wyjazdów. W klasach szkół ponadpodstawowych w Warszawie nawet w najmłodszych klasach zaszczepiona jest co najmniej połowa, często zaś ponad dwie trzecie uczniów. W najstarszych – niemal wszyscy. Obiecywana przez rząd kampania informacyjna na temat szczepień sprowadza się zaś do zamieszczenia na stronach internetowych szkół nagrań z webinariów poświęconych szczepieniom, ewentualnie plakatów informacyjnych. Rodzice, którzy jeszcze na szczepienie się nie zdecydowali, nie słyszą żadnego motywującego przekazu, a minister edukacji nie zgadza się na „segregację” i nie pozwala, na przykład, na kwarantannę (tożsamą ze zdalnym nauczaniem) wysyłać tylko niezaszczepionych uczniów. Nie ma też mowy, na przykład, o konieczności wykonania testów przed wyjazdem na wycieczkę szkolną przez ucznia nieszczepionego.

W regionach o niskim poziomie zaszczepienia dorosłych trudno w ogóle mówić o zainteresowaniu szczepieniami dzieci i młodzieży. Tymczasem dane płynące z krajów, w których rok szkolny rozpoczął się już w sierpniu, są jednoznaczne: wariant Delta w stopniu znacząco większym niż Alfa szerzy się również w młodszych grupach wiekowych i również w tych grupach zakażenie częściej niż wcześniej kończy się stosunkowo ciężkim przebiegiem, wymagającym nie tylko hospitalizacji, ale i pobytu na oddziale intensywnej terapii.

Największy znak zapytania. Trzecia dawka. Europejska Agencja Leków jeszcze nie wydała decyzji w sprawie podawania trzeciej dawki. W Polsce, jak oceniają eksperci, decyzja, która zapadła w tej sprawie, jest dość konserwatywna: na trzecią dawkę mogą liczyć w zasadzie tylko te osoby, których układ immunologiczny niewystarczająco mocno odpowiedział na dotychczas podane dawki. Tymczasem, jak wynika z informacji napływających z pojedynczych (na razie) szpitali, rośnie niepokój i oczekiwanie ze strony personelu medycznego, zwłaszcza powyżej 60. roku życia, umożliwienia szczepienia dawką przypominającą.

Uwagę przykuwają bowiem dane z Izraela, które wyraźnie pokazują korelację wieku i czasu zaszczepienia z obniżeniem odporności, skutkującym zakażeniem SARS-CoV-2 i – przede wszystkim – ciężkim przebiegiem COVID-19. Najstarsze grupy wiekowe, zaszczepione w Izraelu już późną jesienią 2020 roku, zaczęły latem zakażać się wariantem Delta i chorować, również ciężko. Stąd decyzja o szybkim podawaniu trzeciej dawki, którą otrzymało już 10 proc. populacji (dla osób powyżej 60. roku życia szczepienia ruszyły 1 sierpnia). Pracownicy medyczni w polskich szpitalach, zwłaszcza w oddziałach, które jako pierwsze zostaną przekształcone w covidowe, obawiają się, że ochrona, jaką otrzymali na początku roku, niedługo przestanie wystarczać. Zwracają uwagę, że ze względu na stopień narażenia na stężenie wirusa jak i zaawansowany wiek części personelu medycznego (średnia wieku lekarzy i pielęgniarek) kolejna fala może przynieść zakażenia również wśród medyków. Dlatego niektóre placówki już przeprowadzają lub przygotowują badania poziomu przeciwciał (przy pełnej świadomości, że nie tylko przeciwciała warunkują odporność). Ci, którzy będą mieć wyraźnie niższe wyniki, mają jako pierwsi być kwalifikowani do ewentualnego podania trzeciej dawki.

Największy wyzwanie. Obostrzenia. Niespełna dwa miesiące zajęło Francji zwiększenie odsetka osób zaszczepionych minimum jedną dawką o niemal 20 punktów procentowych – z 54 do ponad 73 procent. Po wystąpieniu prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który ogłosił wprowadzenie na użytek wewnętrzny certyfikatu covidowego, warunkującego korzystanie z dużej części usług, na szczepienie zdecydowało się w sumie ok. 13 mln osób. I choć Francja była (i jest nadal) świadkiem demonstracji przeciwników tego rozwiązania, nie ma wątpliwości, że ruch Macrona popchnął program szczepień na właściwe tory. Francja jest w tej chwili wysoko w rankingu krajów UE, jeśli chodzi o poziom immunizacji. A Polska szoruje po dnie tego rankingu. Choć kilka krajów radzi sobie (jeszcze) gorzej, biorąc pod uwagę start akcji szczepień i nasz potencjał, trudno inaczej oceniać rezultat.

Rząd ciągle powstrzymuje się jednak przed jednoznacznymi decyzjami. Ciągle nie ma zapowiadanego projektu ustawy, który dawałby pracodawcom możliwość weryfikacji szczepień pracowników. Nie ma również rządowej propozycji obowiązkowych szczepień pracowników ochrony zdrowia (nie mówiąc o innych sektorach, jak edukacja, które również mają newralgiczne znaczenie z punktu widzenia rozwoju pandemii). Nie ma jasnej komunikacji w sprawie stosowania certyfikatu covidowego (nie mówiąc już o tym, że nie ma w tej sprawie propozycji rozwiązań legislacyjnych).

W dodatku rząd już zupełnie gubi się komunikacyjnie. Choć wiadomo – od miesięcy – że na Polaków nie podziałał „straszak” wprowadzenia odpłatności za szczepienie, w ostatnich dniach groźbę powtórzył rzecznik rządu. To kuriozalne, zwłaszcza w sytuacji, gdy dostępne jest inne, dużo bardziej skuteczne narzędzie: jeśli wymóg okazywania certyfikatu covidowego połączyć z wprowadzeniem odpłatności za testy (jak to zrobiły i robią Francja, Włochy i Niemcy), nieszczepienie przestaje się kalkulować, a szczepienie pozostaje racjonalnym (i bezpłatnym) wyborem.

Największy błąd. Konfrontacja. Gdy krzywa zakażeń rośnie i rośnie też liczba hospitalizacji nieracjonalnym wyborem – to i tak łagodne określenie – wydaje się konfrontacja ze środowiskiem medycznym. A tylko tak można ocenić nie tylko ostatnie dni, ale tygodnie polityki Ministerstwa Zdrowia (i rządu, choć odpowiedzialność spada bezpośrednio na ministra Adama Niedzielskiego) wobec lekarzy, pielęgniarek, ratowników i innych zawodów medycznych. Skala manifestacji 11 września powinna być dla rządu nie tylko sygnałem alarmowym, ale wręcz wyjącą syreną, nawet gdyby pandemii nie było. Ale pandemia jest. Rząd nie powinien liczyć, że medycy i tym razem odłożą swoje postulaty – razem z bagażem frustracji, rozżalenia, gniewu – i odpowiedzą na ministerialne zaklęcie „wszystkie ręce na pokład”. Dla pacjentów jest to perspektywa wręcz przerażająca, przerazić się powinni również decydenci.

13.09.2021
Zobacz także
  • Barometr epidemii (74)
  • Barometr epidemii (73)
  • Barometr epidemii (72)
  • Barometr epidemii (71)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta