×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Na pewno się nie rozdwoję

Ewa Stanek-Misiąg

Jak się ma izolatorium na 4 łóżka, to naprawdę, mimo najszczerszych chęci, nie da się tam wcisnąć kolejnego. Ci pacjenci nieraz potrzebują tlenu. Nie stworzę stanowiska z tlenem. To jest zderzenie z fizyką – mówi dr Stanisław Górski, autor szeroko komentowanego tekstu „Lekarze mają prawo się bać”


Dr Stanisław Górski. Fot. arch. wł.

dr Stanisław Górski: Zadzwoniła dzisiaj do mnie koleżanka, zakażona koronawirusem. Jest w izolacji ze swoją mamą, także zakażoną. W nocy wzywała pogotowie, ponieważ mama miała problemy z oddychaniem, pogłębiającą się duszność, ale nie wysłano do niej karetki. Usłyszała, że teraz karetki czekają po 10 godzin przed szpitalem. To było dla mnie wstrząsające. Zobaczyłem, co przeżywają pacjenci. Ona była naprawdę przerażona. Ale ponieważ wiem, jak to wygląda z drugiej strony, to przypuszczam, że dyspozytorka w rozmowie nie uznała objawów zgłaszanych w tamtym momencie za coś zagrażającego bezpośrednio życiu, a taka chora oznacza blokadę karetki na nie wiadomo jak długo przy obecnych kolejkach, czyli nie będzie można pomóc komuś innemu.

Udało się Panu im pomóc?

Mam nadzieję, że chociaż trochę. Powiedziałem jej m.in. żeby kupiła pulsoksymetr. Ja bym tak zrobił i doradził to swojej rodzinie, choć nie jest to w żadnych standardach postępowania. Pulsoksymetr to urządzenie do monitorowania saturacji, czyli procentowego nasycenia krwi tlenem. Wskazuje konkretną liczbę. Taka obiektywna ocena pozwoli w razie duszności podjąć decyzję, czy można jeszcze zostać w domu, czy trzeba jechać do szpitala pod tlen. Pulsoksymetr można kupić za 60 zł.
Prawda o koronawirusie jest taka, że w ogromnej większości przypadków trzeba go przeleżeć w domu. Nasze możliwości działania są ograniczone. Nie mamy leku przeciwko COVID-19.

Chce Pan powiedzieć, że to trzeba przeżyć?

Chcę powiedzieć, że kiedy pojawia się duszność, to trzeba w odpowiednim momencie zostać podłączonym do tlenu. Do tego potrzebujemy karetek i miejsc w szpitalach, na SOR-ach i na oddziałach. Ten brak to jest tragedia systemu opieki zdrowotnej w Polsce.

O tym, co to znaczy w praktyce, przekonał się Pan, kiedy ostatnio szukał miejsca dla pacjentki. Na szczęście się znalazło. W szpitalu oddalonym o ponad 300 km.

No tak. Koordynator wojewódzki informował jedynie o tym, że miejsc nie ma, więc sam musiałem się tym zająć. Cały czas przyjeżdżały karetki z pacjentami z podejrzeniem koronawirusa, a liczba miejsc izolowanych, czyli przeznaczonych dla takich pacjentów jest przecież skończona. Oni nie mogą leżeć z innymi chorymi, ponieważ stanowią dla nich zagrożenie.

Czytałam, że pojawił się sposób na to, żeby szpital przyjął pacjenta szybciej. Nie mówić wszystkiego o stanie pacjenta, nie mówić o wszystkich objawach.

Przytrafiło mi się coś takiego na ostatnim dyżurze. Szalenie trudna sytuacja. Rozumiem ratowników, pracują pod wielką presją, w olbrzymim stresie, zostaliśmy jednak postawieni w sytuacji zagrożenia, personel i pacjenci. Ta chora, ponieważ nie miała w wywiadzie objawów zakażenia SARS-CoV-2, czekała na pomoc na korytarzu. Kiedy – po paru minutach – zorientowaliśmy się, że prawdopodobnie jest chora, razem z oddziałowym w pośpiechu zaczęliśmy szukać dla niej odpowiedniego miejsca. Ale jak się ma izolatorium na 4 łóżka, to naprawdę, mimo najszczerszych chęci, nie da się tam wcisnąć kolejnego. Ci pacjenci nieraz potrzebują tlenu. Nie stworzę stanowiska z tlenem. To jest zderzenie z fizyką.

Gdzie trafiła chora?

Umieściliśmy ją w przedsionku. Była tam przez 2 godziny. W tym czasie zwolniło się miejsce na izolacji i można ją było tam przenieść.
Jedynym rozwiązaniem jest obecnie radykalne zwiększenie liczby łóżek w szpitalach. Trzeba przy tym wziąć pod uwagę to, że wielu pacjentów z COVID-19 ma choroby współtowarzyszące. Większość pacjentów, których miałem na ostatnim dyżurze, to były osoby z chorobami współtowarzyszącymi. Przywieziono je np. z powodu niewydolności nerek czy wieloodłamowego złamania żeber. Ponieważ chorzy rozwijali niepokojące objawy, robiliśmy testy na koronawirusa i okazywało się, że są dodatnie.

Zostaliśmy dziś poinformowani o tym, że m.in. na stadionie narodowym przygotowywane są łóżka. To pomoże?

W krótkim terminie to może pomóc Ale niestety wszystko wskazuje na to, że koronawirus zostanie z nami na dobre. Uważam, że każdy szpital powinien mieć elastyczną liczbę łóżek, to dałoby możliwość przyjmowania osób z koronawirusem tak, jak przyjmuje się wszystkich innych. Należałoby opracować procedury tworzenia warunków do izolacji. Czasem wystarczy postawienie ścianki. Personel musi mieć zapewnione środki ochrony osobistej. Istnieje też konieczność, piszę o tym ostatnio bardzo dużo, zwiększenia poczucia bezpieczeństwa prawnego.

Pojawiła się klauzula dobrego samarytanina. Jak Pan przyjął ten projekt?

Pierwsza reakcja – duża ulga. Obawiam się jednak, że tę klauzulę można będzie traktować wybiórczo, odnosić ogólnie do działania niestandardowego, poza procedurami, a nie do działania w czasie pandemii. Generalnie kierunek jest słuszny, natomiast zobaczymy, co z tego wyjdzie ostatecznie.
Na pewno dużą pomocą w obecnej sytuacji byłoby zniesienie przepisu, który pozwala karać lekarzy za nieumyślne błędy bezwzględnym więzieniem. On zrównuje nas z przestępcami. Środowisko medyczne przyjęło ten przemycony w tarczy antykryzysowej zapis jako nóż w plecy. Stąd bierze się moja nieufność.
Dziś znowu przeczytałem o zgonie w karetce przed szpitalem. Parę dni temu było głośno o reanimacji w karetce przed szpitalem w Nysie. Nie byłem na miejscu, nie wiem, co zaszło. Ale na podstawie własnych doświadczeń wyobrażam sobie taką sytuację: karetka przywozi do mojego szpitala 39-letnią kobietę z dusznością i potwierdzonym COVID-19, w karetce, w drodze do nas, nastąpiło zatrzymanie krążenia. Kobieta jest reanimowana. I teraz mamy dwa... wyjścia. Ponieważ w szpitalu nie ma miejsc do izolacji, czyli nie można z zachowaniem bezpieczeństwa dla innych pacjentów tej chorej pomóc, szpital odmawia przyjęcia. W świetle prawa nie ma z chorą nic wspólnego, pozostaje ona pacjentką pogotowia ratunkowego. Sprawa czysta, prawnie. Ale można też, mimo braku miejsca do izolacji, ustawić jakieś parawany jako prowizoryczną ochronę, wprowadzić pacjentkę i być może, dzięki temu, że w szpitalu mamy do dyspozycji więcej sprzętu niż w karetce, uratować tę chorą. Tylko, że działania ochronne mogą okazać się niewystarczające i wirusem zarazi się pacjent, który leżał obok, za parawanem, co według obecnego systemu prawnego zostanie potraktowane jako sprowadzenie zagrożenia dla jego zdrowia i życia. To oznacza dla mnie jako lekarza, że będę odpowiadał wobec prawa właściwie tak samo, jak gdybym wziął pałkę baseballową i pobił tego człowieka.
Cały czas mam w tyle głowy, że ktoś może mnie za ratowanie życia wsadzić do więzienia, ponieważ coś poszło nie tak.
Spędziłem cały dzień na telefonie, próbując znaleźć miejsce dla tej pacjentki, o której Pani wspomniała i znalazłem w Obornikach Śląskich za Wrocławiem, ale w tym czasie nie mogłem poświęcić innym pacjentom tyle uwagi, ile bym chciał. Czy to się kwalifikuje jako stworzenie zagrożenia dla ich zdrowia i życia, czy jeszcze nie? Nie wiem, natomiast na pewno się nie rozdwoję.
Czytam fora lekarskie. Ludzie nie boją się koronawirusa aż tak bardzo. Boją się przede wszystkim konsekwencji, jakie mogą ponieść, kiedy wysłani zostaną do szpitala jednoimiennego czy polowego i w wyniku chaosu, jaki tam będzie panował, zrobią coś, za co zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Albo wydarzy się jakaś tragedia ludzka, na którą nie mieli wpływu, ale będą musieli za nią odpowiadać.

Ma Pan kontakt ze studentami medycyny. Czy oni, pod wpływem tego, co się teraz u nas dzieje, nie mają ochoty zawrócić z obranej ścieżki?

Ludzie są różni. Ogromnie mnie cieszy, że w Krakowie z inicjatywy stażystów, młodych doktorów zaczynają się szkolenia ochotników do pracy w szpitalu polowym. To jest fantastyczne. Pod warunkiem jednak, że sprawa ochrony prawnej dla medyków zostanie rozwiązana w sensowny sposób. Wtedy sam być może się zgłoszę i będę namawiał innych.

Rozmawiała Ewa Stanek-Misiąg

Dr n. med. Stanisław Górski – internista, pracuje w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w szpitalu powiatowym w Mąłopolsce, jest adiunktem w Zakładzie Dydaktyki Medycznej Collegium Medicum UJ. W latach 2007-2013 uczestniczył w misjach medycznych Lekarzy Bez Granic.

21.10.2020
Zobacz także
  • Lekarze mają prawo się bać
Wybrane treści dla Ciebie
  • Koronawirus (COVID-19) a grypa sezonowa - różnice i podobieństwa
  • Przeziębienie, grypa czy COVID-19?
  • Test combo – grypa, COVID-19, RSV
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta