×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Kiedy lęk przed ciążą i porodem trzeba leczyć

Ewa Stanek-Misiąg

Kobiety słyszą legendy, jak to babcia urodziła na polu, a potem jeszcze zbierała ziemniaki. Takie opowieści zwykle budzą poczucie winy. Ona mówi o swoim lęku, a w odpowiedzi słyszy: „przecież kobiety od tysiącleci rodziły, co ty wygadujesz”. Są też kobiety, które mają poczucie, że nie kochają swojego nienarodzonego dziecka tak bardzo, żeby znieść myśl o porodzie. O tokofobii [z gr. toko – poród, fobia – strach, lęk] rozmawiamy z psychiatrą – dr Anną Mosiołek.




dr Anna Mosiołek

Ewa Stanek-Misiąg: Większość kobiet czuje w związku z ciążą i porodem strach. Po czym rozpoznać, że mamy do czynienia z tokofobią?

Anna Mosiołek: O klasyfikacji decyduje siła tego strachu, sposób, w jaki on wpływa na zachowanie kobiety i jej życie. Strach przed nieznanym, strach przed bólem – to są naturalne reakcje. Czujemy niepokój, martwimy się, jak poród będzie przebiegać. Kobiety zwykle starają się zebrać jak najwięcej informacji na temat ciąży i porodu, szukają wsparcia i w ten sposób chcą zminimalizować strach. W takiej łagodnej formie strach dotyka 80% kobiet. Ale u 14% odczuwany strach jest bardzo silny, a u 2% – ekstremalnie silny. Odczuwanie tak silnego strachu uruchamia reakcję stresową i aktywację osi podwzgórze–przysadka–nadnercza (oś HPA). Cały organizm znajduje się wtedy w stanie ogromnego wzbudzenia, pojawiają się objawy wegetatywne, jak tachykardia, czyli przyśpieszona akcja serca. Obserwuje się skoki ciśnienia, biegunki, niepowściągliwe wymioty ciężarnych. Jedną z moich pacjentek co chwilę przyjmowano z tego powodu na oddział internistyczny – wywołane lękiem chlustające wymioty powodowały odwodnienie.

To może prowadzić do poronienia?

Lęk powstaje w naszym mózgu. Mózg jest centrum sterującym całym organizmem. Centralny układ nerwowy steruje układem obwodowym. Przy silnych objawach może dość do naturalnego poronienia. Chciałam też zwrócić uwagę na to, że lęk może doprowadzić kobietę do decyzji o przerwaniu ciąży. Mówimy tu o skrajnie silnych emocjach, które wręcz uniemożliwiają realną ocenę rzeczywistości, rozpoznania działania i pokierowania swoim postępowaniem, czyli w zasadzie świadczą o niepoczytalności.

Zastanawiam się, ile kobiet słyszy diagnozę „tokofobia”, a ile musi sobie radzić bez rozpoznania.

Mam sporo pacjentek z rozpoznaną tokofobią, ale to pewnie wynika z tego, że się interesuję tym zagadnieniem. Rzadko rozpoznaje się tylko tokofobię. Zwykle za pojawiającym się lękiem, silnym strachem idą inne emocje: poczucie winy, poczucie żalu, rozgoryczenie, smutek, zniechęcenie. Kobiety skarżą się na zaburzenia snu, zaburzenia łaknienia czy odczuwania przyjemności – nie potrafią się cieszyć. Tokofobia to jedno z szeregu zaburzeń psychicznych.
Czasem słyszę, że tokofobia oznacza „drogę na skróty” do cesarskiego cięcia. Oznacza to, że kobieta, która chce urodzić przez cesarskie cięcie, przychodzi po zaświadczenie o tokofobii. Nie wykluczam, że część kobiet tak postępuje. Jesteśmy ludźmi...

Tokofobię można tak łatwo symulować?

Uważam, że nie. Strach jest realny. Widać go. Na samo słowo „ciąża” czy „poród” pacjentka blednie, poci się, drżą jej ręce, skacze ciśnienie, ledwo mówi. Czy taka kobieta będzie współpracować przy porodzie, skoro na myśl o nim reaguje tak gwałtownie? Nie wyobrażam sobie, żeby była zdolna do jakiejkolwiek współpracy. Lęk znosi możliwość racjonalnego myślenia. Oczywiście, można podejmować różne działania, które zminimalizują lęk. Ale, żeby okazały się skuteczne, kobieta musi się zgłosić odpowiednio wcześniej.

To znaczy kiedy? Czy tokofobia może się rozwinąć jeszcze przed zajściem w ciążę?

Tokofobia pierwotna, czyli taka, która występuje przez zajściem w ciążę, może ciążę uniemożliwić.

Tokofobia pierwotna, czyli taka, która występuje przez zajściem w ciążę, może ciążę uniemożliwić. Niektóre kobiety stosują po trzy metody antykoncepcyjne naraz, żeby mieć absolutną pewność, że nie zajdą w ciążę. A jednocześnie mogą bardzo pragnąć dziecka.
Jeśli kobieta zgłosi się do mnie przed zajściem w ciążę, to jest czas na to, żeby popracować nad jej lękiem, spróbować przynajmniej go zmniejszyć, złagodzić na tyle, żeby doszło do ciąży i żeby przebiegała ona prawidłowo. W tym celu stosuje się między innymi techniki relaksacji, metodę desentyzacji [odczulania, odwrażliwiania]; ewentualnie można włączyć leki.
Brak poprawy jest przeciwwskazaniem do porodu siłami natury, ale część kobiet decyduje się mimo to na poród naturalny. Diagnozę i zaświadczenie o tym, że cierpią na tokofobię, traktują jak wentyl bezpieczeństwa. Wiedzą, że jeśli lęk będzie zbyt silny, żeby sobie z nim poradzić, będą mogły urodzić przez cesarskie cięcie.
Często jednak kobiety zgłaszają się po 30. tygodniu ciąży. Wtedy trudno zredukować lęk do takiego poziomu, żeby kobieta była zdolna do porodu siłami natury.

Ale przecież kobiety w ciąży chodzą regularnie do lekarza. Czy ginekolodzy nie widzą problemu? Czy może one nic nikomu nie mówią w obawie, że zostaną zakrzyczane, bo przecież „w naturze kobiety leży macierzyństwo”?

Kobiety słyszą legendy, jak to babcia urodziła na polu, a potem jeszcze zbierała ziemniaki. Takie opowieści zwykle budzą poczucie winy. Ona mówi o swoim lęku, a w odpowiedzi słyszy: „przecież kobiety od tysiącleci rodziły, co ty wygadujesz”. Są też kobiety, które mają poczucie, że nie kochają swojego nienarodzonego dziecka tak bardzo, żeby znieść myśl o porodzie. Opowiadają, że czują się jak surogatki, inkubatory. A bliscy mówią: „to niemożliwe, żeby matka nie kochała swojego dziecka” albo „jak weźmiesz na ręce, to pokochasz”.
Nie są to takie proste sprawy. Kiedy kobieta mówi, że nie kocha swojego dziecka, to może oznaczać, że boi się je pokochać, bo myśli, że jak je pokocha, a coś mu się stanie, to ona tego nie przeżyje.
Nie można bagatelizować tych uczuć. Nie można zamiast wsparcia powtarzać: „to przejdzie”, „proszę się zmobilizować”, „weź się w garść”. To obniża samoocenę kobiet i ich kompetencje jako matek. Kobiety zostają same ze swoim przerażeniem. A ich strach pośrednio udziela się dziecku. Emocje, które powstają w ramach interakcji matka–dziecko, odpowiadają za trzeci etap rozwoju centralnego układu nerwowego. Jeśli pojawią się tu jakieś nieprawidłowości, to w przyszłości dziecko, już jako osoba dorosła, może mieć problem z wchodzeniem w bliskie relacje i z budowaniem więzi.

Czyli można powiedzieć, że przebywanie w ciele, które cierpi, bo jest w permanentnym stresie, musi się w jakimś stopniu odbić na zdrowiu dziecka?

Dzieci matek, które w czasie ciąży miały na przykład depresję, mogą ponosić (...) także konsekwencje neurologiczne – mniejszy mózg, mniejszy obwód głowy, rozwój poznawczy na granicy normy. Takie dzieci później zaczynają mówić, gorzej się komunikują, są nadpobudliwe, impulsywne. Obserwuje się u nich objawy depresyjne, dystymię.

Oczywiście. Stres powoduje wydzielanie kortyzolu i amin katecholowych [noradrenalinaadrenalina]. Odczuwa to zarówno organizm matki, jak i dziecka. Tak zwane hormony stresu wywołują określone zmiany w obu organizmach. Między innymi stymulują jądro migdałowate odpowiedzialne za mechanizmy „walcz albo uciekaj”, a w konsekwencji pojawiają się negatywne emocje. Dzieci matek, które w czasie ciąży miały na przykład depresję, mogą ponosić bardzo różne konsekwencje tego stanu, także konsekwencje neurologiczne – mniejszy mózg, mniejszy obwód głowy, rozwój poznawczy na granicy normy. Takie dzieci później zaczynają mówić, gorzej się komunikują, są nadpobudliwe, impulsywne. Obserwuje się u nich objawy depresyjne, dystymię. Niektóre badania pokazują, że ten problem dotyczy aż 42% dzieci matek, które miały jakieś zaburzenia psychiczne w ciąży. Dlatego trzeba dbać o dobrostan kobiet w ciąży. Uważa się, że dobry stan psychiczny mamy jest najkorzystniejszy, najbardziej neurochronny dla dziecka.

I mówimy tu nie tylko o pierwiastkach. Tokofobia dotyka także kobiet, które już rodziły i mają dzieci.

Dokładnie. Można przeżyć traumę na sali porodowej. Pacjentka opowiada: „leżałam na sali i nagle położne zamilkły, przybiegł lekarz i zaczął coś robić przy moim dziecku. Nie wiedziałam, co się dzieje. Nie wiedziałam, czy ono żyje.” Potem się okazało, że dziecko urodziło się w częściowej zamartwicy. Kobieta po czymś takim może się obwiniać i bać o los kolejnej ciąży i następnego dziecka.
Mam też pacjentki, które starają się o dziecko, ale w przeszłości miały liczne niepowodzenia położnicze. Kobieta po kilku poronieniach samoistnych, po przedwczesnym porodzie, po porodzie martwym, po terminacji z różnych przyczyn, która pragnie mieć dziecko tak bardzo, że jest w stanie udźwignąć wszystko – a trzeba wiedzieć, że przyjmowanie hormonów w dawkach, jakie przewidują procedury ginekologiczne, jest niezwykle obciążające dla kobiety – kiedy już zajdzie w upragnioną ciążę, może być jednocześnie i szczęśliwa, i przerażona, że może się temu dziecku coś stać.

Mówi pani o ekstremalnych sytuacjach, a przecież kobietę może przestraszyć błahostka. Moja koleżanka tak się przestraszyła, że jej synka na obserwację umieszczono w inkubatorze, że nie chciała słyszeć o kolejnej ciąży. Dziecku nic nie było.

Ale ona, kiedy to przeżywała, jeszcze nie wiedziała, że to błahostka. Kiedyś uważano, że trauma powstaje w wyniku strasznych wydarzeń w rodzaju wojny, katastrofy komunikacyjnej, nagłej śmierci osoby bliskiej. W tej chwili wiemy, że trauma zależy od indywidualnych predyspozycji. Traumy nie musi wywołać sytuacja ekstremalna. Niekiedy wystarczy poczucie utraty kontroli, lęk o dziecko. To jest często lekceważone, niestety.
Obecnie dużo kobiet ma problemy z zajściem w ciążę i jej utrzymaniem. Przychodzi do mnie pacjentka i mówi, że poroniła w 9. tygodniu, i że lekarz jej powiedział, że nie ma się czym przejmować, bo to jeszcze nie było dziecko. Usłyszała od niego: „Przecież pani nawet nie wiedziała, że jest w ciąży”. Ale każda osoba ma prawo przeżywać to inaczej. Kobiety, które bardzo chcą mieć dzieci i długo się o to starają, kiedy zobaczą pozytywny test ciążowy, to często już widzą, jak kupują wózek czy jadą z dzieckiem do aquaparku. Mają gotowy scenariusz bycia mamą. Utrata ciąży to dla nich utrata wymarzonego życia. Trzeba to zawsze brać pod uwagę.
Uważam, że każdy problem w ciąży należy oceniać bardzo indywidualnie, pochylić się nad kobietą, bo to ona jest najważniejsza. Jeśli uważa, że nie da rady urodzić, nie czuje się na siłach, trzeba to przyjąć, nie zmuszać jej, nie przekonywać na siłę, bo to też może być przyczyną traumy. Nie można traktować kobiet jako potencjalnych naciągaczek, które przyszyły wyłudzić zaświadczenie o tokofobii.

Dr Anna Mosiołek – psychiatra, psychoterapeutka, pracuje w Klinice Psychiatrycznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego

03.01.2020
Zobacz także
  • Zawód: położny
  • Trauma po stracie dziecka
  • FAS: ważna profilaktyka i wczesna diagnostyka
  • Mniej cesarskich cięć, większa dostępność znieczulenia podczas porodu - co się zmieni 1 kwietnia?
  • W bólu będziesz rodziła
Wybrane treści dla Ciebie
  • Podwyższone ciśnienie tętnicze krwi u kobiet w ciąży
  • Pemfigoid ciężarnych
  • Ostre stłuszczenie wątroby ciężarnych
  • Nadciśnienie tętnicze u ciężarnych
  • Zmiany skórne w ciąży
  • Nadciśnienie przewlekłe u kobiet w ciąży
  • Stan przedrzucawkowy i rzucawka
  • Znieczulenie do porodu
  • Depresja sezonowa
  • Anhedonia – objawy, przyczyny, leczenie
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta