×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Trzy lata wzlotów i upadków

Z dumą mogę powiedzieć, że od początku 2019 roku jest mnie mniej o kolejnych 49 centymetrów! Moja walka o samą siebie, a także fakt, że z powodu przyjmowanych leków, a nie z własnej winy, znów przytyłam nauczyła mnie, że nie warto oceniać kogokolwiek przez pryzmat tego, jak wygląda – mówi Aneta Gmitrzak, pacjentka, która postanowiła walczyć ze swoją nadwagą.


Aneta Gmitrzak, rok 2016. Fot. arch. własne

Karolina Krawczyk: Podjęcie decyzji o zmianie stylu życia zajęło Ci około sześciu miesięcy. Co się wtedy wydarzyło?

Aneta Gmitrzak: Wszystko zaczęło się na początku 2016 roku, gdy byłam ze znajomymi na wycieczce w Zakopanem. W czasie wędrówki zaczęły mnie boleć kolana. Nie odpuściłam i weszłam na szczyt, ale ból był bardzo dokuczliwy. W drodze powrotnej usłyszałam pytanie: ile ważysz? Bardzo się zmieszałam, bo w tej grupie było kilka osób, których nie znałam. Ale wszyscy zaczęli nalegać: „nie wstydź się”, „no powiedz”, „zobaczcie, Aneta się wstydzi”. To było krępujące. W tym samym czasie zaczęły się moje problemy zdrowotne – coraz częściej mdlałam, wykryto też u mnie stan przedcukrzycowy. Przeżyłam silny epizod depresyjny – przez trzy miesiące nie wychodziłam z domu. W tym czasie wszystkie trudne wydarzenia „zajadałam” słodyczami. Na początku 2016 roku ważyłam około 120 kg przy wzroście 165 cm. Pani doktor radziła, żebym schudła przynajmniej kilka kilogramów, a od razu będzie lepiej. Dostałam też lekarstwa, ale ich nie zażywałam. Odpuściłam. Pamiętam, że w maju 2016 roku odwiedził mnie znajomy. Przyprowadził swoją dziewczynę. Podczas rozmowy dowiedziałam się, że ona studiuje dietetykę. Niemal bez zastanowienia poprosiłam ją o spotkanie i pomoc. To był impuls. I tak po naszej rozmowie, dokładnie 31 maja, zaczęłam zmieniać nawyki żywieniowe. Celowo nie mówię, że „przeszłam na dietę” albo „odchudzam się”, bo ja rozumiem słowo „dieta” jako zmiany wprowadzane na pewien czas. A to, czego się nauczyłam i ciągle się uczę, ma zostać ze mną już na zawsze.

Bałaś się tego spotkania z koleżanką?

Bałam się. Wiedziałam, że – w moim wypadku – zmiany muszą przebiegać radykalnie, że muszę postawić wszystko na jedną kartę, działać od razu, nie stopniowo. Napoje słodziłam 2,5 łyżeczkami cukru. Z dnia na dzień przestałam słodzić. Tak naprawdę zrobiłam to na przekór wielu osobom, które uważały, że mi się nie uda, bo wokół mnie byli ludzie, którzy mówili, że pewnie wytrzymam tydzień i nadal nic się nie zmieni.

A jednak się zmieniło.

Tak, te prawie trzy lata ogromnie na mnie wpłynęły. To lata wzlotów i upadków. Kiedyś myślałam, że jak schudnę, to będę szczęśliwa. Teraz wiem, że niezależnie od tego, jak wyglądam, mogę być szczęśliwa. To, że prowadzę zdrowy tryb życia, to moja decyzja. Wiem, że robię to dla siebie. Ponadto dzięki zdrowemu żywieniu dowiedziałam się, po czym czuję się lepiej, a czego powinnam unikać.

Zaczęłam też jeść rzeczy, których nigdy wcześniej nie próbowałam: np. owsianki, bataty, kotlety sojowe. Coraz częściej eksperymentuję w kuchni z nowymi potrawami i produktami.

Co Cię najbardziej zaskoczyło po spotkaniu z panią dietetyk?

Chyba to, że trzeba pić aż tak dużo wody. Dziś wypijam 2–3 litry wody dziennie, do tego herbaty ziołowe, czasem kawę. Koleżanka obaliła też wiele mitów związanych z odżywianiem się – przede wszystkim to, że nie trzeba jeść ostatniego posiłku o 18:00, a dwie godziny przed snem. To była dla mnie ważna informacja, bo często wracam do domu późno. Pamiętam też moje zaskoczenie, kiedy się dowiedziałam, że do diety muszę wprowadzić olej. Poza tym nie wiedziałam, że trzeba jeść regularnie, co 3–4 godziny.

Jakie zmiany było Ci najtrudniej wprowadzić?

Jednym z moich problemów było to, że nie jadłam śniadań. Zazwyczaj pierwszy posiłek jadłam o 14:00, czasem później. No i słodycze – jadłam je wtedy, kiedy nie chciało mi się przygotowywać czegokolwiek innego. Jak zjadłam coś słodkiego, to czułam się najedzona. To mi wystarczało. Gdy się nudziłam albo byłam smutna, też jadłam słodycze lub słone przekąski, które również są niezdrowe.

Czy Twoja współpraca z panią dietetyk wciąż trwa?

Nie. Trwała przez 1,5 roku. W tym czasie nauczyłam się wielu rzeczy. Dla mnie bardzo dobrym rozwiązaniem było to, że nie dostałam gotowych jadłospisów, a jedynie informację na temat tego, co mogę jeść i jak często. W ten sposób uczyłam się, jakie potrawy mi służą. Koleżanka przekazała mi też osiem zasad, których powinnam się trzymać, jeśli chcę się zdrowo odżywiać.

Pamiętasz, jakie to zasady?

Przede wszystkim musiałam pamiętać, że śniadanie jem najpóźniej godzinę po przebudzeniu się. Wyeliminowałam cukier i sól; warzywa i owoce od tamtej pory jem codziennie. Nie kupuję i nie jem słonych przekąsek i słodyczy; wybieram pieczywo na naturalnym zakwasie, pełnoziarniste lub żytnie; jem chude mięso i ryby. Do tego wszystkiego miałam dołączyć aktywność fizyczną – na początek było to 30 minut spaceru każdego dnia. No i najważniejsze – nie wolno mi się poddawać.

Czy przejście na dietę wymagało od Ciebie inwestowania w nowe urządzenia do kuchni?

Nie, zupełnie nie. Jedynie od moich znajomych dostałam w prezencie blender, z którego korzystam do dziś. Koktajle robię niemal codziennie, lubię odkrywać nowe smaki i przepisy. Mam też drugi blender, z którego nie muszę przelewać koktajlu do innej butelki. Po prostu miksuję wszystko i zabieram to z sobą. Dzięki temu mam też mniej naczyń do mycia, a to bardzo zachęca do korzystania z tego urządzenia.

W telefonie zainstalowałam aplikację, która mi przypomina o regularnym piciu wody. Podczas robienia zakupów korzystam z kolei z aplikacji sprawdzającej skład produktów, które chcę kupić. Nie wszystkie oznaczenia na opakowaniu są dla mnie jasne, a dzięki takiej pomocy wiem, czego unikać w sklepie.

Wiele osób myśli, że przejście na właściwą dietę pociąga za sobą spore koszty.

Nie do końca tak jest. Ja, ponieważ nie miałam rozpisanych jadłospisów, a jedynie listę produktów, które mogę jeść, mogłam dowolnie z nich wybierać, tak żeby były na moją kieszeń. Poza tym – skoro odstawiłam słodycze i inne niezdrowe przekąski, to te pieniądze mogłam przeznaczyć na zdrowe zakupy.

Dajesz sobie prawo do „małych grzeszków”?

Warto zorganizować sobie taki czas, w którym można zjeść to, czego się nie je na co dzień. Nie chodzi o to, żeby taki dzień zdarzał się co chwilę, ale np. raz na miesiąc jest całkiem w porządku. Jeśli przez rok dbam o siebie, to ta praca z chwilą zjedzenia pączka w tłusty czwartek naprawdę nie pójdzie na marne. Nie robię z tego dramatu. Poza tym nie przytyłam w jeden dzień, to i w jeden dzień nie schudnę. Odkrywam, że zjedzenie czegoś „poza planem”, czy nawet czegoś słodkiego, nie jest grzechem śmiertelnym i mogę sobie na to pozwolić.

Razem z moim narzeczonym jesteśmy na etapie rozdawania zaproszeń ślubnych. Bardzo często, gdy jedziemy do naszych znajomych, na stole pojawia się coś słodkiego, co przygotowano specjalnie dla nas. Byłoby niegrzecznie odmówić skosztowania kawałka ciasta, które ktoś upiekł z myślą o naszym przybyciu.

Żeby unikać nieplanowanych „wpadek”, staram się mieć przy sobie jedzenie przygotowane „na wszelki wypadek”. Wtedy mnie nie kusi, żeby zjeść coś niezdrowego. W torebce zawsze mam jakąś zdrową przekąskę, która doda energii – jakiś owoc lub zdrowy batonik. Dzięki zdrowemu odżywianiu się zauważyłam, po jakich produktach czuję się lepiej, a po których gorzej, jestem bardziej uważna i dbam o siebie.

Czy wyznaczyłaś sobie jakiś konkretny cel, masę ciała, którą chciałabyś osiągnąć?

Kiedyś myślałam o tym, że chciałabym ważyć 70 kg. Ale jeśli zauważę, że przy 85 kg czuję się dobrze, to z tego też będę się cieszyć. Staram się utrzymać to, co już osiągnęłam, i co już wywalczyłam. Wielką motywacją są dla mnie moje zdjęcia, dzięki którym wyraźnie widać, jak się zmieniam. To nie jest tak, że chudnie tylko brzuch czy uda. Zmieniam się cała.


Aneta Gmitrzak, rok 2019. Fot. arch. własne

Od momentu, gdy zaczęłam się zdrowo odżywiać, zmieniłam także sposób ubierania się. Kiedyś chodziłam tylko w spodniach, a dziś zakładam tylko sukienki i spódnice. To dodaje mi pewności siebie, czuję się bardziej kobieco. Duży wpływ miała na to społeczność kobiet zgromadzona wokół projektu #365dniwspódnicy, a zwłaszcza wokół sekcji fit, w której dzielimy się swoimi małymi osiągnięciami na drodze do zdrowia i poprawy samopoczucia.

Ta grupa to nie tylko społeczność w Internecie, ale także wiele relacji, które przeniosły się do realnego świata. Dla mnie ma ogromną wartość to, że dziewczyny się wspierają nie tylko w sieci, ale także na co dzień. Dzielimy się przepisami na zdrowe jedzenie i pomysłami na aktywność fizyczną, wspieramy się w chwilach kryzysu i cieszymy się z naszych sukcesów.

Jak sobie radzisz w gorszych momentach?

Od koleżanki dietetyk nauczyłam się, że należy raczej mierzyć swoje obwody, a nie kontrolować masę ciała. Często jest tak, że centymetry „lecą”, a waga stoi w miejscu. Poza tym przestałam się przejmować rozmiarami, jakie noszę, bo one różnią się w zależności od tego, gdzie kupuję ubrania. Niedawno zamawiałam kilka sukienek w rozmiarach 42, 44 i 52. I wszystkie były dobre.

Możesz opisać Twój standardowy jadłospis?

Na śniadanie z reguły jem owsiankę lub kanapki z pieczywem żytnim. Zaczęłam zwracać uwagę na skład pieczywa i kupuję je głównie w jednej piekarni. Do kanapek robię pasty warzywne, np. z papryki i awokado. Na to kładę kawałek wędliny. Mięso i wędliny staram się kupować w sprawdzonym miejscu. Nie mówię, że się jakoś wybitnie na tym znam, ale z reguły zwracam uwagę na to, gdzie kupuję jedzenie.

Drugie śniadanie jem w pracy – zazwyczaj jest to koktajl owocowy z dodatkiem jarmużu, na bazie jogurtu lub wody. Dodaję do niego płatki owsiane lub żytnie. Taki posiłek jest dla mnie bardzo sycący.

Na obiad jem makaron pełnoziarnisty, kaszę lub ryż z chudym mięsem. Do tego jakaś sałatka, np. z pomidorami, brokułami, papryką. Staram się mięso piec, a nie smażyć. Smażone mięso jem tylko wtedy, kiedy mam mało czasu na przygotowanie obiadu. Kolacja to zazwyczaj sałatka albo kanapki z warzywami. Oprócz tego piję ok. 2–3 litrów wody dziennie, herbatę, zioła, a czasem kawę. Staram się nie jeść codziennie tego samego – nie lubię monotonii, więc każdego dnia przygotowuję coś nowego.

A co z Twoją aktywnością fizyczną? Wspominałaś o spacerach.

W szkole prawie nigdy nie ćwiczyłam. Bardzo często miałam różnego rodzaju urazy, często miałam też założony gips albo byłam w trakcie rehabilitacji. Powrót do aktywności fizycznej nie był więc dla mnie prosty – rzeczywiście zaczynałam od codziennych spacerów, które trwały około 30 minut. Czasem wysiadam dwa lub trzy przystanki wcześniej i wracam do domu pieszo. Gdy mam ochotę na coś słodkiego, to idę na spacer. Zazwyczaj chęć na jedzenie mija, a ja mam za sobą kolejną dawkę ruchu. Przez pewien czas chodziłam też na siłownię – tam korzystałam m.in. z bieżni i orbitreka. Zauważyłam, że im więcej się ruszam, tym lepiej się czuję psychicznie. Te słynne endorfiny naprawdę działają!

Mogę zapytać o Twoje kilogramy?

Na początku mojej walki ważyłam ok. 120 kg. Teraz ważę ok. 100 kg. Co prawda schudłam do 85 kg, ale ze względu na przyjmowane leki znów przytyłam. W czasie choroby nowotworowej, z którą zmagałam się w 2017 roku, nie miałam siły na aktywność fizyczną. Wtedy całą energię starałam się skupić na leczeniu. To był mój priorytet. Owszem, mogłam się załamać, bo ciężka praca pozornie szła na marne. Ale postanowiłam wciąż dbać o siebie. W ostatnim czasie mierzę obwody i z dumą mogę powiedzieć, że od początku 2019 roku jest mnie mniej o kolejnych 49 centymetrów!

Moja walka o samą siebie, a także fakt, że z powodu przyjmowanych leków, a nie z własnej winy, znów przytyłam nauczyła mnie, że nie warto oceniać kogokolwiek przez pryzmat tego, jak wygląda. To jeszcze o niczym nie świadczy. Ktoś może być szczupły – lub wręcz przeciwnie – otyły, nie dlatego, że się zdrowo albo niezdrowo odżywia, ale dlatego, że jest chory. Czasem jest też tak, że ktoś nie traci na wadze, bo je za mało i niewłaściwie dobrane produkty. Poza tym przed rozpoczęciem diety warto się przebadać pod kątem różnych chorób. Czasem ktoś nie chudnie nie z powodu złego odżywiania się, ale np. z powodu choroby, która się podstępnie ukrywa.

Ktoś wspiera Cię w Twoich zmaganiach?

Nie będę oszukiwać, że nie potrzebuję wsparcia od innych ludzi. Owszem, już dawno odkryłam, że zmiany, które wprowadzam, są dla mnie, ale ludzie, z którymi mogę porozmawiać na ten temat, wiele dla mnie znaczą. Obecnie największą podporą jest dla mnie mój narzeczony, który wie, kiedy i jak dodać mi otuchy. On akceptuje mnie taką, jaka jestem i wspiera we wszystkim. To ważne, bo nawet jeśli teraz schudnę, to np. po ciąży moje ciało się zmieni. Nie wiem, co wydarzy się za kilka lat, i jak wtedy będę wyglądać.

Czasem tak jest, że ludzie, którzy teoretycznie powinni nam okazywać najwięcej wsparcia, zadają mnóstwo cierpienia. Tak jest z moimi rodzicami – relacje z nimi praktycznie nie istnieją. To trudne. Niedawno rozmawiałam z moją mamą – to była nasza pierwsza rozmowa od około trzech lat. Interesowało ją tylko to, czy nadal jestem „taka gruba”. Mama nie wie, że walczę o siebie, o swoje zdrowie. W tych najtrudniejszych momentach, kiedy padła diagnoza: nowotwór, kiedy mdlałam, leżałam w szpitalu, moich rodziców nie było obok. Nie ukrywam, że po tej rozmowie trochę się wewnętrznie posypałam, było mi przykro. Bardzo mnie to zabolało, ale nie załamało. Z drugiej strony – gdybym robiła to po to, żeby się przypodobać rodzicom, to ich zachowanie zabolałoby mnie bardziej. Ale mam tę świadomość, że robię to tylko dla siebie, po to, żeby zachować zdrowie, a w przyszłości być szczęśliwą żoną i matką.

Co byś powiedziała osobom, które zastanawiają się, czy warto podjąć wysiłek?

Chyba tylko tyle, że warto próbować, a porażki są po to, żeby nas umacniać. Że każdy, kto naprawdę chce coś zmienić, poradzi sobie, choć nie zawsze będzie łatwo. Warto walczyć o siebie, o swoje zdrowie i lepsze samopoczucie. Czasem jest tak, że coś nie wyjdzie. Ale każdy kolejny dzień jest po to, żeby zacząć od nowa. Trzeba tylko odkryć, że robi się to dla siebie. Brzmi banalnie, ale tak jest.

20.03.2019
Zobacz także
  • Wszystko jest trudne, zanim stanie się łatwe, czyli o dietach roślinnych
  • Aktywność fizyczna kluczowa przy zdrowym odżywianiu
  • Najlepsze żywienie w leczeniu otyłości
  • Chory na bieganie
  • Minimum dla zdrowia
  • Kiedy rozpoznawać nadwagę i otyłość u dzieci
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta