Najwyższa Izba Kontroli skontroluje Centrum Cyklotronowe w Krakowie-Bronowicach. Chodzi o sprawdzenie barier w dostępie do leczenia protonami.
Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Można powiedzieć – nareszcie. Po pięciu latach ktoś – poza mediami, małopolskimi posłami poprzednich kadencji i przede wszystkim pracownikami CCB i dyrekcją Instytutu Fizyki Jądrowej – zdaje się przejmować tym, że w Polsce, za publiczne, krajowe i unijne środki powstało miejsce, które powinno służyć pacjentom z najtrudniejszymi nowotworami, w tym dzieciom. A służy w bardzo ograniczonym zakresie.
– Chcemy sprawdzić, jak funkcjonuje centrum, czy są jakieś bariery w stuprocentowym wykorzystaniu jego potencjału, a jeżeli są – to na czym polegają. Kontrola jest planowana na pierwszą połowę tego roku, z naszej inicjatywy. W tej chwili przygotowujemy plan kontroli – powiedział w poniedziałek, cytowany przez PAP, Wojciech Dudek z delegatury NIK w Krakowie. Wyniki kontroli mają być upublicznione w drugiej połowie roku.
NIK zdecydowanie powinna zająć się barierami w dostępie do protonoterapii, jednak nie powinna szukać ich w CCB, a pod lupę wziąć zupełnie inne instytucje publiczne.
Po pierwsze, Ministerstwo Zdrowia. I to od co najmniej 2014 roku, gdy ówczesny minister zdrowia Bartosz Arłukowicz powołał zespół ekspertów, onkologów, radioterapeutów, który miał przygotować listę wskazań do protonoterapii, by przez wiele, wiele miesięcy nie upomnieć się o choćby jedno sprawozdanie zespołu, który rozpoczął prace, gdy CCB było praktycznie gotowe do przyjmowania pacjentów. Kontrolą należałoby objąć również czas ministrowania prof. Mariana Zembali i podjęte wówczas decyzje, a konkretnie – radykalne skrócenie i tak niezwykle krótkiej (w stosunku do praktyk w ośrodkach protonoterapii w innych krajach) listy wskazań.
Wiele pracy powinni włożyć kontrolerzy w ustalenie, jak to się stało, że Ministerstwo Zdrowia – któremu powinno zależeć na możliwie szerokim dostępie pacjentów do najnowocześniejszego leczenia ciężkich chorób nowotworowych – zaangażowało swoje siły raczej na rzecz ograniczania dostępności. Zarówno w końcówce rządu PO-PSL, jak i w czasach rządu Beaty Szydło, w latach 2015-2016. Jak to się stało, że zaproponowane przez AOTMiT wyceny świadczeń dla dorosłych i dzieci zostały, decyzją jednego z wiceministrów, drastycznie obniżone, co bezpośrednio przełożyło się na brak zainteresowania szpitali (zwłaszcza zaś ośrodków pediatrycznych) do prowadzenia takiego leczenia?
Kontrolerzy powinni również ustalić – być może w Ministerstwie Zdrowia, być może w centrali Narodowego Funduszu Zdrowia – jak to się stało, że gdy już były znane wyceny świadczeń w zakresie terapii protonowej, zapadła decyzja, by NFZ rozpisał tylko jeden konkurs, który miał wyłonić JEDNEGO świadczeniodawcę w zakresie protonoterapii, z góry przesądzając, że kontraktu nie otrzyma ośrodek pediatryczny? Jak to się stało, że swoich konkursów nie rozpisały choćby ościenne dla Małopolski województwa, zwłaszcza województwo śląskie, gdzie wysokospecjalistycznych ośrodków, w tym ośrodków onkologicznych, na pewno nie brakuje.
Warto, planując szczegóły kontroli, zwrócić uwagę na fakt, że jeśli pominąć leczenie dzieci, Centrum Cyklotronowe Bronowice wcale nie jest wykorzystywane w mniejszym stopniu, niż w 2016 roku założyło to Ministerstwo Zdrowia. Przeciwnie – liczba leczonych w Bronowicach pacjentów niemal dokładnie pokrywa się z tym, co przewidział dla CCB wiceminister Krzysztof Łanda. Jeśli więc NIK chce sprawdzić bariery w dostępie do leczenia protonami, z całą pewnością siły powinna skoncentrować nie na Bronowicach, a na Warszawie, na ulicy Miodowej (i nie tylko).
To, że tylko tam można znaleźć odpowiedź (a w każdym razie tam powinno się szukać rozwiązania zagadki), najlepiej uzasadnia fakt, że protonoterapia nowotworów gałki ocznej jest prowadzona w Bronowicach od 2011 roku – i nie ma żadnego problemu ze współpracą z Kliniką Okulistyki i Onkologii Okulistycznej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
W Ministerstwie Zdrowia należałoby też szukać odpowiedzi na pytanie, jak to się dzieje, że ośrodek w Bronowicach pracuje na 20 procent swoich możliwości, a tymczasem ministerstwo już planuje uruchomienie dwóch innych ośrodków terapii protonowej, w tym jednego – w bliskim sąsiedztwie Krakowa, w Gliwicach. Jakie argumenty za tym przemawiają i czy potencjalni świadczeniodawcy nie obawiają się niskich wycen oraz okrojonej listy wskazań? Czy będą to inwestycje opłacalne z punktu widzenia podatnika i płatnika?