×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

W duecie z onkologią

Magdalena Godlewska
Biuletyn Bydgoskiej Izby Lekarskiej „Primum”

Gdy zobaczy się ludzi, o których się walczyło, a którzy się z tego wykaraskali i żyją, i cieszą się życiem, czuje się taką radość, taką adrenalinę, że nie ma mowy, żeby przestać walczyć, żeby się poddać – mówi dr n. med. Jerzy Tujakowski, onkolog z 47-letnim stażem, w latach 1994–2019 ordynator Oddziału Chemioterapii bydgoskiego Centrum Onkologii, specjalista w dziedzinie chorób wewnętrznych, chemioterapii nowotworów i onkologii klinicznej.

Fot. Anna Kraśko/ Agencja Gazeta

Magdalena Godlewska: Jest Pan bydgoskim lekarzem, ale urodził się Pan w Toruniu?

Dr Jerzy Tujakowski: Urodziłem się w Toruniu, ale pochodzę z wileńskiej rodziny. Mój ojciec, Alojzy Tujakowski, przyjechał do Torunia – że tak to określę – razem z uniwersytetem im. Batorego, który wnosił tu swoją wiedzę i kulturę. Był polonistą, księgarzem, upowszechniał czytelnictwo, przez wiele lat kierował Książnicą Miejską im. Kopernika, potem Wojewódzką Biblioteką Publiczną. Później przewodniczył z ramienia Solidarności Wojewódzkiej Radzie Narodowej w Toruniu. I zostawił po sobie ulicę. A żeby było śmieszniej – ulica Tujakowskiego krzyżuje się z ulicą Mickiewicza, a obaj pochodzą z Nowogródka!

I mimo tych polonistycznych korzeni wybrał Pan medycynę?

Jako dziecko ciężko chorowałem. Pamiętam wszystko dokładnie – leżałem w szpitalu w Toruniu, w baraku, w którym mieściła się chirurgia. Ten pobyt skończył się tak, że ojciec wyniósł mnie ze szpitala na rękach. Sądzę, że właśnie ten czas nastawił mnie pozytywnie do ludzi, którzy mają bliski kontakt z chorymi. Widziałem, jak ciężko pracują pielęgniarki i salowe, jak bardzo są potrzebne i jak potrafią pomóc pacjentom. I po latach poszedłem na studia medyczne. Do Gdańska. Wówczas wybierać nie było można – była rejonizacja. Ale były to dobre studia. Skończyłem je w 1974 r.

Moim marzeniem była onkologia, ale wcześniej chciałem nauczyć się immunologii. Miałem nosa, bo teraz okazuje się, że moja specjalizacja opiera się przynajmniej w 30% właśnie na immunologii!

Po studiach przeniosłem się do Bydgoszczy, miasto obiecało mi mieszkanie, ale nic z tego nie wyszło. Wówczas prof. Romański, kierownik Kliniki Chorób Wewnętrznych Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego (obecnie Szpitala im. dr. J. Biziela), w której rozpocząłem pracę, zaproponował, abym mieszkał w bibliotece w starym szpitalu. Blisko było – zawsze byłem pierwszy w pracy, nigdy się nie spóźniałem.

Ale u prof. Romańskiego uczył się Pan głównie alergologii, a co z onkologią?

Profesor był na tyle wspaniałym człowiekiem, że pozwolił mi pracować i kształcić się równocześnie w dziedzinie onkologii. To była moja pasja – zajmowałem się specjalizacją, która wówczas dopiero się rodziła. Starałem się zdobywać wiedzę na wszystkie możliwe sposoby, także podczas wyjazdów zagranicznych.

Od roku 1979 prowadziłem non profit Poradnię Chemioterapii przy Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym. Przez sześć lat – za zgodą prof. Romańskiego – wychodziłem z kliniki dwie godziny wcześniej, żeby tam pracować. Również za jego zgodą podjąłem pracę w Poradni Onkologicznej przy ulicy Sportowej 9 w Bydgoszczy. Poradnia powstała w 1970 r., ja dołączyłem pięć lat później. Lekarzem, który rozpisywał tam schematy leczenia była dr Anna Kuźmińska, pierwszy chemioterapeuta w województwie kujawsko-pomorskim. Leki rozpuszczała i podawała pielęgniarka i położna Maria Siwiec.

W roku 1985 odbył się pierwszy egzamin specjalizacyjny z chemioterapii nowotworów (później zmieniono nazwę tej specjalizacji na „onkologię kliniczną”). Z Polski zakwalifikowanych zostało 17 lekarzy. Z naszego województwa specjalizację uzyskała dr Anna Kuźmińska i ja, osoby prowadzące leczenie jedynie w warunkach ambulatoryjnych.

Miał Pan swój udział w organizowaniu Centrum Onkologii.

Pracując w Klinice Chorób Wewnętrznych i prowadząc Poradnię Chemioterapii, jednocześnie byłem w kontakcie z dr. Jackiem Śniegockim (nazywanym lokomotywą bydgoskiej onkologii). Chodziliśmy po polach, dyskutowaliśmy, a Jacek pokazywał, gdzie będzie stało Centrum, planował, jak będzie zorganizowane, a na czwartym piętrze „widział” już Oddział Chemioterapii.

W 1994 r. profesjonalny szpital mający walczyć z nowotworami – Regionalne Centrum Onkologii – został oddany do użytku. Na jego terenie znalazł się Oddział Chemioterapii z 64 łóżkami i Ambulatorium Chemioterapii. Funkcję ordynatora powierzono mnie. Pełniłem ją 26 lat.

W grudniu 2019 r. – w związku z zakończeniem ordynatury – zorganizował Pan spotkanie osób pracujących w tym ćwierćwieczu na Oddziale, aby ten okres podsumować. Jak wypadł bilans?

W tym czasie na Oddziale 20 lekarzy wyspecjalizowało się z onkologii klinicznej, dziewięcioro uzyskało tytuł doktora nauk medycznych. Wśród personelu pielęgniarskiego 28 osób obroniło prace magisterskie, 20 ukończyło specjalizacje z pokrewnych dziedzin, 12 napisało prace licencjackie, 4 – prace podyplomowe.

W ramach współpracy Oddziału z Zakładem Psychologii Klinicznej i Wydziałem Psychologii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego powstało: 20 prac magisterskich, 2 rozprawy doktorskie, 1 rozprawa habilitacyjna i grant naukowy. Oddział współpracował również z Katedrą Technologii Postaci Leku Wydziału Farmaceutycznego CM UMK, wynikiem czego były 4 prace magisterskie i 4 prace naukowe.

W roku 1999 Oddział Chemioterapii został zakwalifikowany przez Warszawskie Centrum Kształcenia Podyplomowego do prowadzenia ogólnopolskich kursów specjalizacyjnych z chemioterapii nowotworów. Nawiązaliśmy kontakt z Albany Medical College z USA, co skutkowało pierwszymi badaniami klinicznymi. Współpracowaliśmy również z Instytutem Onkologii w Mediolanie w ramach grupy ECTO, z grupą europejską CECOG i Europejską Organizacją do Badania i Leczenia Raka EORTC. Oddział Chemioterapii uczestniczył w wielu badaniach klinicznych nowych leków onkologicznych, zapewniając swoim pacjentom najnowsze metody terapii.

Ale nie samą medycyną Pan żyje – kiedyś był Pan bardzo aktywny muzycznie. Później to się zmieniło. Dlaczego?

Skończyłem szkołę muzyczną w Toruniu – pianino i kontrabas – co dało mi podstawę do tzw. grania do kotleta. W czasie studiów grałem w Żaku i klubie Medyk, gdzie byłem kierownikiem programowym. Do dzisiaj jestem dumny z zorganizowania Studenckiej Jazzowej Jesieni Muzycznej – brał w niej udział nawet Tomasz Stańko oraz pianista i kompozytor jazzowy Mieczysław Kosz. Ale imprezą, która najbardziej wypaliła, były koncerty organowe w wypełnionej studentami Katedrze Oliwskiej – wykonywane przez prof. Batora, który nie wziął od nas ani grosza! No i – wspominane do dziś – bale dla studentów „W krainie walca”. Studenckie czasy!

Po studiach – nazwijmy to tak – zmieniłem kierunek energii. Miłość do muzyki pozostała, ale skupiłem się na wolontariacie w opiece hospicyjnej (najpierw domowej). Zdawałem sobie sprawę, że na onkologii są pacjenci, którzy będą – niestety – tej opieki potrzebować. I chociaż teraz nie uczestniczę już czynnie w pracy – dziś już rozwiniętego – hospicjum, to wciąż pamiętam spotkanie z księdzem prałatem Tadeuszem Biniakiem (którego mamę wówczas leczyłem) – było ono początkiem mojego współdziałania na rzecz uruchomienia Hospicjum im. bł. ks. Jerzego Popiełuszki w Bydgoszczy. Uczestniczyłem w zbieraniu pieniędzy, remoncie starego pawiloniku szpitalnego, wreszcie – uruchomieniu pierwszego w województwie kujawsko-pomorskim, malutkiego wówczas i skromnego hospicjum, które w październiku 2020 r. obchodziło swoje 30-lecie.

Nie trzyma się Pan kurczowo swojej działki medycyny – oprócz opieki nad osobami chorymi onkologicznie, dba Pan również o pacjentów z astmą oskrzelową, niesłyszących...

Rzeczywiście zorganizowałem rehabilitację dla pacjentów z astmą oskrzelową. Ta grupa (nazywają się teraz Astmonauci) działa do dziś – co roku organizują obozy rehabilitacyjne.

Uczestniczyłem też w założeniu fundacji „Dum Spiro Spero” dla dzieci głuchych i niedosłyszących. Jesteśmy z różnych środowisk – zbieramy 1% podatku, płacimy za obozy, rehabilitację, kontynuujemy tę działalność.

Zrezygnował Pan z ordynatury, ale nie z onkologii.

Jestem nadal w CO. Przeszedłem do poradni, gdzie pracuję jako lekarz onkolog i jako senior konsultant, który – w razie potrzeby – pomaga asystentom. I wreszcie jestem prawdziwym lekarzem – przestałem zajmować się papierkami!

Kiedy dzwoniłam do Pana latem, wodował Pan łódkę – to nowe hobby?

Kupiłem sobie łódkę, żeby z moją żoną pływać po Zalewie Koronowskim. Jest przepiękny. Silnik łódki jest cichy, nie zagłusza i nie przegania ptactwa. Mam tam działkę, uprawiam warzywa, mogę w ciszy odpocząć. Jestem tylko z przyrodą – to moja obrona przed psychicznym obciążeniem. Chodzi o sam charakter choroby, jej przebieg i – niestety – o te nie zawsze pomyślne przypadki.

Ja bym tego nie zniosła...

Gdy zobaczy się ludzi, o których się walczyło, a którzy się z tego wykaraskali i żyją, i cieszą się życiem, czuje się taką radość, taką adrenalinę, że nie ma mowy, żeby przestać walczyć, żeby się poddać!

Rozmawiała Magdalena Godlewska

Artykuł został opublikowany w biuletynie Bydgoskiej Izby Lekarskiej „Primum”

27.09.2021
Zobacz także
  • Solidarna reakcja
  • Rak i ruch
  • Błędy systemu
  • Otucha i obecność
  • Jak znany onkolog leczył się z nowotworu
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta