Przygotuj się na nieznane

Marcin Kautsch
specjalnie dla MP.PL

Od kilku miesięcy, a w Polsce od kilku tygodni, ćwiczymy życie w ciekawych czasach (to przekleństwo, notabene chińskie). Jak nam idzie? Cóż, nie sposób ocenić tego w pełni w trakcie trwania tych ciekawych czasów, a sądzę, że i z pewnej perspektywy nie będzie to łatwe. Ocena będzie trudna z co najmniej kilku powodów. Zostańmy przy dwóch – pisze Marcin Kautsch.


Fot. Łukasz Cynalewski/ Agencja Gazeta

Po pierwsze, w dobie tak błyskawicznego przesyłu informacji mamy do czynienia z tworzonym przez nas samych chaosem (chaosikiem?) informacyjnym. Stąd m.in. apele, żeby nie rozsiewać informacji niesprawdzonych – szczególnie jeżeli chodzi o kliniczne kwestie związane z koronawirusem. Do tego chaosiku dodajmy skłonność do podążania za sensacją (np. zwalniamy na autostradzie, by móc dłużej oglądać skutki wypadku na przeciwnym pasie ruchu), stan niepewności, w którym żyjemy (zarazimy się, czy nie?) i chęć dzielenia się ważnymi informacjami z tymi, na których nam zależy. Ta mieszanka sprawia, że po sieci krążą różne mniej lub bardziej wiarygodne informacje i memy. Początkowo pewnie budząc nadzieję, a następnie wywołując irytację i zniechęcając do czytania kolejnych informacji, które akurat mogą być ważne. Jak mawiał mój profesor z liceum: nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. A odwołując się do teorii motywacji – nadmiar motywacji jest także szkodliwy.

Po drugie, delikatnie rzecz ujmując, jesteśmy wpuszczani w maliny przez rządzących. Rządy kłamią albo – co najmniej – nie mówią nam prawdy. Wszystkie. Mniej lub bardziej. Także w dobrej sprawie, choć dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Gdyby rządy mówiły prawdę, to pewnie większość wojen kończyłaby się dużo szybciej. Zapewne, gdyby nie zatajenie informacji o skali przygotowania (tj. nieprzygotowania) Wielkiej Brytanii do wojny oraz gdyby nie nawoływania Churchilla do obrony kraju i przekonywania, że „zwycięstwo będzie nasze”, to Brytyjczycy doszliby do wniosku, że nie warto się bronić przed Niemcami, bo obrona ma znikome szanse powodzenia.

Powtarzane obecnie zapewnienia, że jesteśmy przygotowani, przypomina – że znowu odwołam się do historii – przedwojenną mantrę: „silni, zwarci, gotowi”. Efekty tamtej mantry są znane, natomiast efekty obecnego zapewniania nas, że wszystko jest, wszystko mamy, itp. – dopiero poznamy. I to na własnej skórze.

Jeżeli posłuchać relacji pracowników ochrony zdrowia, którzy są obecnie na pierwszej linii frontu, relacji osób odizolowanych, którym nie wykonywano testów, bo po godzinie 15 laboratoria są zamknięte, relacji osób poddanych kwarantannie, jeżeli przyjrzeć się zdjęciom zatłoczonych lotniskowych hal przylotów z „hurtowymi” powrotami z zagranicy, to nie ma powodów do wiary w stan przygotowań, o którym jesteśmy zapewniani. Jestem w stanie zrozumieć, że kiedy przylatuje samolot pełen ludzi, to może być pewien problem z ich bezpiecznym przejściem przez granicę. Rozumiejąc to, jednocześnie sądzę, że jest to jednak przykład nieprzygotowania i można to było sensowniej zrealizować. Ale cóż, trudno. Natomiast braku dyżurów laboratorium w chwili, kiedy lada moment może się pojawić pierwszy przypadek wirusa, nie umiem sobie wytłumaczyć w żaden logiczny sposób.

Niekontrolowane rozprzestrzenianie się problemu sprawia, że to wszystko potrwa jeszcze jakiś czas i trzeba będzie dalej nas wpuszczać w maliny. No ale jak się wcześniej nie przygotowało na taką ewentualność, to co teraz można zrobić? Można się podać do dymisji. Albo opowiadać, jak jest dobrze. Prezydent Abraham Lincoln twierdził, że można oszukiwać wszystkich ludzi przez jakiś czas, a niektórych przez cały czas, ale nie można oszukiwać wszystkich ludzi przez cały czas. Różne rzeczy można, ale „robić w konia” wszystkich ludzi w sprawach dla nich istotnych, takich, które rozumieją i które ich dotykają? Można nie rozumieć zawiłych kwestii prawnych, ale jak się widzi obrazki z Chin czy Włoch, to nie trzeba geniuszu, żeby rozumieć skalę problemu. Kiedy pojawiają się coraz bardziej dramatyczne apele o pomoc dla szpitali, a przecież wygląda na to, że najgorsze jeszcze przed nami, to ludzie mają tego nie widzieć? Odwidzieć to co zobaczyli, odsłyszeć, co usłyszeli?

Jeśli się chciało być przygotowanym, to należało śledzić przebieg sytuacji od grudnia. Dokonywać stosownych zakupów i faktycznie przygotowywać się co najmniej od stycznia. Czy zawsze da się przewidzieć rozwój sytuacji? Oczywiście, że nie. Choćby dlatego, że zmieniają się technologie, następują nieoczekiwane wydarzenia, które w dobie globalizacji są w stanie gwałtownie zmienić postępowanie ludzi, dochodzi do naturalnych katastrof itp. Generał George S. Patton powiedział: „Przygotuj się na nieznane, badając, jak inni w przeszłości radzili sobie z tym, co nieprzewidywalne i nieobliczalne”. Można stwierdzić – łatwo powiedzieć. Jednak – wbrew temu, co się chętnym na władze wydaje – rządzenie nie jest łatwe, a zadaniem rządzących jest właśnie studiowanie tego, jak się przygotować na nieznane. Zamachy na wysokie budynki przy pomocy samolotów? Dla przeciętnego zjadacza chleba rzecz nie do pomyślenia. Ale po to płacimy rządzącym, żeby i takie zagrożenia brali pod uwagę i byli na nie przygotowani. W dobie szybkiego przemieszczania się ludzi nie dało się przewidzieć w grudniu/styczniu, że nie ma najmniejszych szans, żeby koronawirus i do nas nie doszedł? Naprawdę?

Jeżeli się wiedziało w grudniu/styczniu, to należało się wtedy na to przygotowywać. Nie mówiąc o tym, że plany i środki na taką sytuację powinny być w pogotowiu od zawsze. Jasne, że nie wszystkie środki. Jeżeli nagle mamy siarczysty mróz i dochodzi do oblodzenia skrzydeł samolotów, to nie ma możliwości, żeby z niczego stworzyć płyn do odladzania dla połowy lotnisk na kontynencie. Nikt go nie przechowuje w ilościach, jakie są potrzebne w razie tak silnych mrozów, które zdarzają się rzadko. Jeżeli wszyscy zdecydujemy się jednego dnia wyciągnąć wszystkie pieniądze z banku, to bank upadnie. Rozumiem więc, że nie da się zrobić wszystkiego. Nie dało się jednak zrobić stosownych zakupów materiałów zabezpieczających w odpowiednim czasie? Europa nam proponowała udział w tych zakupach. Czemu płyny dezynfekujące nie były wcześniej produkowane przez państwowe firmy, skoro byliśmy przygotowani? Czemu osoby objęte kwarantanną nie mogą mieć dozoru elektronicznego? A to jedne z najprostszych pytań, jakie można zadać.

Skoro teraz nie jesteśmy w stanie uzyskać od rządzących wiarygodnych odpowiedzi, to tym bardziej ich nie uzyskamy, jak zaleją nas kolejne informacje, przerazi skala kolejnych zachorowań, będą miały miejsce inne wydarzenia, które odwrócą nas od poszukiwań rzetelnych danych o faktycznym przebiegu wydarzeń. Dodajmy do tego własne „interpretacje” faktów przez różne strony, szczególnie winnych tego, co nas obecnie spotyka, a ze spierania się, jak było w rzeczywistości, nie wyjdziemy nigdy.

Sytuacja, w której się znaleźliśmy, przerasta nas. Może jednak wyciągniemy z niej jakieś wnioski? Na przykład taki, że „szczęście sprzyja przygotowanym”. Nie możemy ignorować zagrożeń, bo one mają gdzieś, czy jesteśmy przygotowani czy nie. Przyjdą i zrobią swoje, bez względu na stan przygotowań.

Choć nie da się przejść bezboleśnie przez tak trudny czas, są rzeczy, które można zrobić. Wszystkie wymagają jakichś zasobów (nie ma czegoś takiego jak darmowy lunch), ale nie wszystkie zasobów ogromnych. Na pewno należy opracować procedury dotyczące sytuacji nadzwyczajnych, a następnie podać je do publicznej wiadomości i przećwiczyć. Parę lat temu podczas kilku wyjazdów zagranicznych z rzędu trafiałem na próbne alarmy przeciwpożarowe. Organizatorzy spotkań, w których uczestniczyłem za każdym razem uprzedzali nas, że spodziewane są takie próby i informowali, co mamy robić, kiedy usłyszymy syreny alarmowe. Jedną z tych prób wspominam niezbyt miło – trzeba bowiem było ewakuować spory wieżowiec, w sumie kilkanaście pięter, a my schodziliśmy wąską klatką schodową z szóstego piętra. Uczucie bardzo nieprzyjemne. Pod koniec tego ćwiczenia miałem serdecznie dość alarmów.

Uważam jednak, że dobrze się stało, że przez to przeszedłem, bo opisane doświadczenie dało mi lepsze zrozumienie tego, co się może wydarzyć, jak może wyglądać sytuacja, w której wszyscy będą się chcieli w panice wydostać z budynku. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał się tak ewakuować, ale mam też nadzieję, że jestem bardziej ostrożny w codziennym życiu, rozumiejąc lepiej, co to znaczy ewakuacja dużej grupy ludzi, a przez to – co znaczą i inne zagrożenia. Jestem przekonany, że taka wiedza jest niezbędna nam wszystkim.

Nie ma możliwości zadekretowania rozsądku i nakazania ludziom rozsądnego zachowania. Jeśli ktoś chce spędzać czas na stadnych spacerach czy imprezach na wolnym powietrzu („no bo jak nie ma szkoły/pracy/uczelni, to przynajmniej się spotkajmy”) i lekceważy nie tylko zakazy, ale przede wszystkim właśnie zdrowy rozsądek, to cóż... Wierzę, że ćwiczenia takie, jak opisane powyżej (choć nie rozwiążą wszystkich problemów) pozwoliłyby na wyedukowanie (choćby części) społeczeństwa.

Skoro mowa o edukacji – należy też dokonać istotnych zmian w programach nauczania dzieci i młodzieży – i to od jak najwcześniejszych lat. Uświadomienie młodym ludziom konsekwencji niektórych zachowań będzie lepszym zabezpieczeniem niż jakiekolwiek zakazy i nakazy. Oczywiście, trochę to potrwa. Ale im szybciej zaczniemy, tym szybciej zobaczymy efekty. Zmiany w programach powinny obejmować większą rolę zdrowia publicznego oraz zasad funkcjonowania organizacji. Wiedza z tego pierwszego zakresu pokaże konieczność dbania o siebie, rozumienia czym jest zdrowie i zachowania pro-/antyzdrowotne, a przez to do niezwalania wszystkiego na niewydolny system i przemęczonych lekarzy, pielęgniarki, ratowników, fizjoterapeutów itd. Wiedza z tego drugiego uzmysłowi, jak bardzo zależymy od siebie i jakimi zasadami powinniśmy się kierować w życiu społecznym. Jak ze sobą rozmawiać, rozumieć struktury, pracować wspólnie dla osiągania wspólnych celów. Umiejętność współżycia z innymi i świadomość zagrożeń oraz metod zapobiegania im są kluczowe nie tylko gdy takie zagrożenie nadciągnie. Pozwala nam lepiej funkcjonować jako istotom społecznym.

Te dwie rzeczy są relatywnie tanie. Na pewno nie darmowe, ale niekoniecznie bardzo drogie. Z rzeczy droższych – niezbędna jest zmiana koncepcji finansowania ochrony zdrowia, a także przygotowanie zapasów oraz przedsięwzięcie stosownych kroków w celu przygotowania się na sytuacje nadzwyczajne. Takie jak chociażby konieczność zbudowania szpitala od zera, do czego potrzeba będzie np. odpowiednio uzbrojonego terenu (łąki, czy boiska), który w nagłym przypadku będzie mógł być przeznaczony pod taki szpital. Terenu w sensownej lokalizacji, co oznacza, że planowanie rozwoju miast musi ulec zmianie.

Natomiast zmiana koncepcji finansowania ochrony zdrowia nie może nie uwzględniać co najmniej:

  • racjonalnego i przejrzystego sposobu płacenia za usługi zdrowotne (celowo piszę zdrowotne, a nie medyczne, bo powinny one być kupowane także u nie-lekarzy, ale i u innych profesji dbających o zdrowie)
  • powiązanej z powyższym zmiany ról różnych profesji, by przekazać to, co bezpieczne i możliwe, w ręce nie-lekarzy i nie-pielęgniarek – np. różnego typu czynności o charakterze administracyjnym
  • przejścia na e-usługi tam, gdzie to bezpieczne i możliwe.

Oczywiście działania takie wymagają nakładów, i to sporych. Natomiast to jeszcze nic w porównaniu z koniecznością zmian w systemach wartości, jakim hołdujemy. Choć jest nadzieja, że to, co się teraz dzieje, uświadomi nam, co jest naprawdę ważne. Odwołując się do jednego z krążących memów: skoro płacicie piłkarzom miliony euro miesięcznie, to niech oni wam znajdą lekarstwo. Rozumiejąc, że oglądanie imprez sportowych jest miłą formą rozrywki, a sukcesy sportowe mogą dawać narodom poczucie szczęścia i motywować do pracy, nie sposób nie zauważyć, że nawet najlepsi piłkarze nie są wiele warci bez skutecznie funkcjonującej ochrony zdrowia. O sprzedawcach i kierowcach nie wspominając. I wszystkim tym zawodom należy się szacunek. Dzięki nim bowiem jeszcze jakoś żyjemy w tych ciekawych czasach.

Marcin Kautsch – konsultant i trener w dziedzinie zarządzania w ochronie zdrowia i innowacyjnych zamówień publicznych, starszy wykładowca w Zakładzie Polityki Zdrowotnej i Zarządzania Instytutu Zdrowia Publicznego Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum.

03.04.2020
Zobacz także
  • Strach personelu
  • Myślą, że umrą
  • Wiarygodność liczb
  • Nie dotykać części twarzowej
  • Koronawirus (COVID-19) - najnowsze informacje
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta