Barometr epidemii (70)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Po kilkunastu miesiącach pandemii minister zdrowia stawia się w roli jedynego sprawiedliwego, który potrafi wyważyć racje zdrowia publicznego i publicznych finansów – nie bacząc na opłakane konsekwencje swoich wypowiedzi, a może i poglądów. Konsekwencje w postaci legitymizacji przemocy werbalnej i fizycznej kierowanej przeciw tym, którzy prowadzą program szczepień.


Minister zdrowia Adam Niedzielski. Fot. MZ

Największa katastrofa. Adam Niedzielski o trzecich dawkach. Ataki na punkty szczepień i siedzibę inspekcji sanitarnej w Zamościu spowodowały, wydawałoby się, słuszną (aczkolwiek nieco spóźnioną) reakcję decydentów – zapowiedziano politykę „zero tolerancji” dla aktywistów antyszczepionkowych, również tych, którzy w sieci – według własnej oceny anonimowo – wylewają hejt na lekarzy i inne osoby wykonujące szczepienia i szczepienia przeciw COVID-19 promujące. Miła odmiana po płynących przez wiele miesięcy z mediów informacjach – również pisaliśmy o tym w MP.PL – że pieniądze publiczne wspierają wydawnictwa i organizacje mocno zaangażowane w kwestionowanie bezpieczeństwa i skuteczności szczepień ochronnych, nie tylko przeciw COVID-19. Pieniądze publiczne, o których dystrybucji decydują bezpośrednio ministrowie rządu PiS (np. minister kultury i dziedzictwa narodowego).

Problem w tym, że kilka dni później minister zdrowia osobiście wręczył antyszczepionkowcom potężną broń, pięknie opakowaną (może dlatego mało kto dostrzegł zagrożenie). W rozmowie z RMF FM stwierdził mianowicie, że Rada Medyczna przy premierze wydała rekomendację podania trzeciej dawki szczepionki przeciw COVID-19 grupom najbardziej narażonym. – Nie ma cały czas badań, które by pokazywały przyrost skuteczności, czyli pewną wartość dodaną wynikającą ze zderzenia się z nowymi mutacjami wirusa. Dopóki badania nie wykażą, że trzecia dawka, która prawdopodobnie musiałaby być zmodyfikowana nie będąc prostym powtórzeniem, będzie w lepszy sposób niż w tej chwili zabezpieczała przed nowymi mutacjami, to można powiedzieć, że wartość dodana takiej operacji jest bardzo niewielka – stwierdził Niedzielski, dodając że koszt operacji podania trzeciej dawki „jest ogromny”. – Nie mówię tylko o wydatkach, ale o całej logistyce, o podejmowaniu pewnej debaty i przekonywaniu ludzi, którzy mają przecież wątpliwości – mówił. – Staram się wyważyć, ile jest w tym wartości dodanej dla zdrowia publicznego, a ile jest w tym interesu firm farmaceutycznych, które chcą sprzedać więcej – stwierdził minister.

Grupy najbardziej narażone to m.in. najstarsi seniorzy, osoby pozostające w DPS-ach i innych placówkach opieki długoterminowej, ale również część pacjentów onkologicznych (i innych, u których odpowiedź układu odpornościowego nie jest optymalna) oraz – last but not least – pracownicy ochrony zdrowia, zwłaszcza ci z „pierwszej linii frontu”, czyli pracujący bezpośrednio z pacjentami.

Problem trzecich dawek jest złożony i minister zdrowia mógłby powiedzieć to samo (czyli że na razie Polska najprawdopodobniej na taki krok się nie zdecyduje), podpierając się choćby stanowiskiem Światowej Organizacji Zdrowia, która dokładnie w ten sam dzień zaapelowała, by państwa wysokorozwinięte nie decydowały o podawaniu „boosterów” dopóki we wszystkich krajach świata nie zostanie zaszczepiony minimalny odsetek populacji (w tym grupy szczególnie narażone, zwłaszcza pracownicy ochrony zdrowia). Adam Niedzielski mógł powiedzieć o geście solidarności i o tym, że Polska podziela pogląd o konieczności bardziej sprawiedliwej dystrybucji szczepionek.

Wybrał inną drogę. Byłoby hipokryzją twierdzić, że producenci szczepionek nie mają interesu w tym, żeby sprzedać trzecie dawki. Ale, być może, interes ten jest mniejszy niż ministrowi zdrowia może się wydawać – popyt na szczepionki ciągle jest duży (to w perspektywie krótkoterminowej), zaś w perspektywie długoterminowej – niewykluczone, że szczepienia przeciw COVID-19 trzeba będzie okresowo powtarzać, wówczas finansowy wymiar korzyści płynących z „trzeciej dawki” (wobec tego, że znacząca część populacji świata będzie korzystać z czwartych, piątych i kolejnych) nie jest aż tak porażający.

Czy minister – ekonomista i specjalista od liczenia pieniędzy – mógł powiedzieć o oczywistości, jaką jest zysk firm farmaceutycznych ze spodziewanej większej sprzedaży szczepionek? Mógł. Powiedział jednak znacznie więcej – że mianowicie powołani przez premiera doradcy zarekomendowali podawanie trzeciej dawki bez wystarczających badań dotyczących korzyści z tego płynących, bez oglądania się na koszty po stronie państwa. Zresztą z Rady Medycznej popłynęło szybko sprostowanie, że rekomendacji nie ma, są natomiast prowadzone dyskusje. Bo trudno zaprzeczyć, że jest nad czym dyskutować.

Trudno zrozumieć, dlaczego członkowie Rady Medycznej gremialnie nie zrezygnowali z funkcji. Wypowiedź ministra była bowiem nie tylko obraźliwa, ale też po prostu szkodliwa. Zwykły obywatel, neutralnie nastawiony do szczepień, mógł z niej zrozumieć, że wokół programu szczepień toczy się jakaś złożona gra interesów i westchnąć z ulgą, że jest ktoś (minister Niedzielski), kto nad tym czuwa. Co zrozumiał obywatel nastawiony sceptycznie, przekonany, że szczepienia to wyłącznie interes producentów szczepionek? Co zrozumiał przeciwnik szczepień, oskarżający lekarzy o udział w spisku z firmami farmaceutycznymi, o sprzedajność? Co zrozumieli ci, którzy są gotowi do ataków na punkty szczepień i ich podpalania?

Wypowiedź ministra zdrowia to katastrofa. Ale chyba jeszcze większą jest to, że przeszła ona niemal niezauważona.

Największa porażka. Słowa abp. Stanisława Gądeckiego o obostrzeniach pandemicznych. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski w artykule dla Katolickiej Agencji Informacyjnej ocenił, że mimo gwarancji konstytucyjnych i konkordatowych Kościół w czasie pandemii – począwszy od marca 2020 roku – został potraktowany gorzej niż przedsiębiorstwa handlowe. „Rządy z przeszłości nigdy nie ośmieliły się nałożyć na Kościół tak drastycznych zakazów, okazując w ten sposób znikomy respekt dla Kościoła i jego roli w życiu społecznym” – stwierdził.

Te słowa – trudno nie podzielać w tej kwestii opinii ministra Adama Niedzielskiego – wręcz wymykają się komentowaniu. Przewodniczącemu KEP – a więc osobie, która uosabia polski Kościół hierarchiczny – umknęło najwyraźniej, że nigdy „w przeszłości” rządy – ale przede wszystkim społeczeństwo jako wspólnota – nie musiały się mierzyć z tak dużym zagrożeniem epidemicznym. I choćby dlatego porównywanie decyzji podejmowanych w ostatnich kilkunastu miesiącach z tymi „z przeszłości” nie ma żadnego sensu. Nie ma też sensu odwoływanie się do dawno minionych czasów, w których rządy („z przeszłości”) były wrogo do Kościoła katolickiego nastawione, ograniczały jego działalności czy chociażby pozbawiały lub próbowały pozbawić materialnych podstaw egzystencji. Kościół katolicki po 1989 roku otrzymał – i otrzymuje ciągle – od państwa tak wiele wsparcia, że nawet jeśli rzeczywiście nie został objęty żadną z tarcz a limity wiernych były przez pewien czas bardziej restrykcyjne w świątyniach niż w galeriach handlowych, bilans i tak wychodzi dla Kościoła na plus.

Najtrudniej zrozumieć chyba jednak to, że abp Gądecki, osoba za polski Kościół – jako instytucję – odpowiedzialna, przechodzi do porządku dziennego nad bardzo smutnym dla owej instytucji zbiorem faktów. Nie tylko omijania, ale łamania – z pełną premedytacją – owych obostrzeń pandemicznych, nałożonych przepisami. Aktywnego wspierania „covidosceptyków”, również przez wysokich hierarchów kościelnych. Brak zaangażowania w zachęcanie do szczepień ochronnych, które to zaangażowanie nie powinno być uwarunkowane rozmowami na szczeblu rządowym, ale powinno wynikać z poczucia odpowiedzialności za wspólnotę, dobro wspólne. Z miłości bliźniego, po prostu.

Największe wyzwanie. Szczepienia. Narodowy Program Szczepień, zgodnie z przewidywaniami, praktycznie się wyczerpał. Na drugie dawki czeka już tylko 2 proc. zaszczepionych z ogólnej puli niecałych 49 proc. Polaków, którzy otrzymali przynajmniej jedną dawkę. Trudno nie patrzeć na te dane wręcz ze wstydem. Zwłaszcza zestawiając ten wynik z Hiszpanią (ponad 70 proc. populacji zaszczepione minimum jedną dawką, 100 proc. zaszczepionych osób 80+ i blisko 100 proc. zaszczepionej populacji powyżej 60. roku życia, 92 proc. zaszczepionych pięćdziesięciolatków i 75 proc. zaszczepionych w grupie 25-49 lat to rzeczywistość odległa o lata świetlne od tego, z czym mierzymy się – i z czego konsekwencjami będziemy się mierzyć już wkrótce - nad Wisłą).

Ogromny dystans dzieli nas od Włoch i Francji (tam minimum jedną dawkę przyjęło ok. dwie trzecie populacji) i od Niemiec (61 proc.). Liczba zgłaszających się nowych chętnych do szczepień – ok. 30-40 tysięcy dziennie – nie rokuje sukcesu, czyli uodpornienia na tyle dużej części populacji, by zdusić jesienną falę, choć można się spodziewać, że przynajmniej w niektórych regionach nie będzie ona tak groźna w skutkach, jak dwie poprzednie.

Trudno uwierzyć, ale ciągle nie mamy kampanii edukacyjnej z prawdziwego zdarzenia, a kampania profrekwencyjna nie działa. Wyzwaniem jest jednak nie tylko zmobilizowanie tych, którzy szczepić się nie chcą, ale opracowanie i wdrożenie rozwiązań dla przypadków „problematycznych”. Przykłady można mnożyć. Choćby nauczyciele, którzy – z różnych powodów, czy to własnych NOP-ów, czy obawy przed NOP-ami – nie zgłosili się po drugą dawkę szczepionki AstraZeneca i w efekcie nie są w pełni uodpornieni. W kontekście wariantu Delta i zbliżającego się początku roku, jak podpowiada wielu ekspertów, powinni zostać objęci programem doszczepienia.

Czy sytuację zmieni wypowiedź prezesa PiS i wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, że rząd rozważy wprowadzenie – wzorem Francji czy Włoch – obostrzeń dla niezaszczepionych, a o samym szczepieniu przeciw COVID-19 powiedział, że odmowa szczepienia nie jest kwestią indywidualnej wolności? Decyzje w sprawie ostrzejszego kursu w programie szczepień (między innymi wprowadzenia obowiązku szczepień w niektórych grupach zawodowych) mogą zapaść już w najbliższym tygodniu. Na pewno słowa Jarosława Kaczyńskiego będą stanowić problem dla części prorządowych, ale wobec szczepień dalekich od jednoznaczności mediów i publicystów. Kaczyński nie pozostawił dużego pola manewru w tej kwestii: – Osoby, które powołują się na wolność w kontekście szczepień, może nieświadomie, odwołują się do tezy, iż człowiek człowiekowi wilkiem. To skrajny egoizm – powiedział. – Granicą wolności są prawa innych ludzi. Nie wolno innych narażać na pozbawienie zdrowia czy życia.

09.08.2021
Zobacz także
  • Barometr epidemii (69)
  • Barometr epidemii (68)
  • Barometr epidemii (67)
  • Barometr epidemii (65)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta