Barometr epidemii (93)

Małgorzata Solecka
Kurier MP

W Krakowie średnia liczba zakażeń koronawirusem osiągnęła siedemset na dzień. Wskaźnik infekcji na 100 tys. mieszkańców jest najwyższy w Polsce, porównywalny ze szczytem jesiennej fali. W regionie potwierdzono pierwsze zgony z powodu zakażenia Omikronem. Małopolska nie obserwuje spadku zakażeń wieszczonego przez ministra zdrowia, który jako „anomalię” traktował zwyżki z pierwszych dni stycznia. Lekarze nie mają wątpliwości, że piąta fala na południu Polski już się uformowała.


11.01.2022 Warszawa, Ogród Saski. Zapalenie zniczy upamiętniających 100 000 osob zmarłych w Polsce z powodu COVID-19. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl

Największa klęska. Zgony. W Polsce z powodu COVID-19 notujemy w tej chwili ponad dziewięć zgonów w przeliczeniu na milion mieszkańców – dziennie. Jest nieco tylko lepiej niż na początku stycznia, gdy wskaźnik osiągał wartość 12. To jednak i tak jeden z najwyższych wskaźników w Europie i na świecie, Polska nadal utrzymuje się w światowej czołówce pod względem liczby zgonów z powodu COVID-19. Od krajów Europy Zachodniej, od krajów skandynawskich dzieli nas pod tym względem przepaść – choć trzeba podkreślić, że w tej chwili statystyki zgonów w niemal wszystkich krajach odbiły nieco w górę – jednak jest znacząca różnica, czy w przeliczeniu na wielkość populacji umiera dziennie dziewięć osób (Polska), trzy (Niemcy, Francja), dwie (Hiszpania, Portugalia), czy jedna (Norwegia).

Dlaczego COVID-19 zbiera tak śmiertelne żniwo akurat w Polsce? To pytanie będzie (a przynajmniej powinno być) przedmiotem analiz ekspertów z dziedziny zdrowia publicznego (i nie tylko) przez wiele lat po ustąpieniu pandemii. Odpowiedzi, które padają teraz, są zbyt mocno obciążone czynnikami zakłócającymi obiektywizm, ale nic nie przesłoni oczywistych faktów:

  • niski poziom zaszczepienia ogółem i jeden z najniższych poziomów zaszczepienia najstarszej grupy wiekowej (osób powyżej 60. roku życia)
  • zły stan zdrowia Polaków przed pandemią, wczesne obciążenie chorobami przewlekłymi
  • niedofinansowany system ochrony zdrowia, którego kluczową bolączką są braki kadrowe
  • nieprofesjonalne zarządzanie pandemią niemal od samego jej początku, ośmieszająco złe decyzje dotyczące obostrzeń, brak prawnego umocowania wprowadzanych rozwiązań, czyli wszystko, co przyczyniło się do powszechnego lekceważenia zasad, które w wielu innych krajach przyjmowane są jako „oczywiste oczywistości”. Na pierwszym miejscu obowiązek zasłaniania nosa i ust w przestrzeni publicznej, który znaczna część Polaków ignoruje, a jeszcze większa – ani nie rozumie jego znaczenia, ani nie potrafi (nie chce) wypełnić go właściwie.

Tymczasem dynamika wzrostu zgonów, obserwowana w krajach, w których Omikron już zdominował zakażenia, jest – w przeciwieństwie do Polski, gdzie fala napędzana Deltą ewidentnie jest w fazie opadającej – wysoka. U nas tydzień do tygodnia liczba zgonów zwiększyła się o 2 procent, w Hiszpanii – o 69 proc. Jednak w liczbach bezwzględnych w Polsce umarło w ostatnim tygodniu 2413 osób (tydzień wcześniej – 2374), w większej od Polski o 8 mln mieszkańców Hiszpanii – 825 (487). W Wielkiej Brytanii, gdzie Omikron dominuje już od tygodni liczba zgonów w ostatnim tygodniu wzrosła, w porównaniu do poprzedniego o 67 proc. (z 1,1 tys. do 1,8 tys.). Jeśli można z tego wyciągnąć jakikolwiek wniosek, biorąc pod uwagę stopień zaszczepienia tych dwóch krajów i Polski, jeden nasuwa się na pewno: czekają nas bardzo ciężkie tygodnie.

Największy znak zapytania. Odkrycie polskich naukowców. Nie tylko wiek, otyłość i nadwaga oraz płeć męska, ale również wariant genetyczny odpowiadają za ciężki przebieg COVID-19 – poinformowali w minionym tygodniu naukowcy z Białegostoku, ogłaszając swoje odkrycie w towarzystwie ministra zdrowia. Wariant genetyczny, co podkreślono, w polskiej populacji występuje znacząco częściej niż średnio w Europie (14 proc. vs. 8-9 proc.). Minister zdrowia Adam Niedzielski nie omieszkał zaznaczyć, że częściowo wyjaśnia to wysoki poziom umieralności – ciężki przebieg przekłada się na liczbę zgonów.

Na to, by ocenić wartość rezultatów przeprowadzonych w Białymstoku badań, jest jeszcze za wcześnie – choćby dlatego, że ich jeszcze nie opublikowano, co w dużym stopniu wiąże ręce ewentualnym recenzentom. Warto jednak pamiętać o kilku kwestiach. Po pierwsze, aczkolwiek osiągnięcia polskiej nauki zawsze cieszą – wpływ genów na przebieg COVID-19 jest światowej nauce znany już od miesięcy. Po drugie, ogłaszanie z pompą przełomów dotyczących COVID-19 w Polsce kiepsko się kojarzy, od kiedy byliśmy o krok od zrewolucjonizowania leczenia tej choroby osoczem ozdrowieńców, co z dumą wieszczył jeden z polityków partii rządzącej. Nie wyszło.

Nauka właśnie taka jest. Trzeba stawiać hipotezy, badać, angażować środki, próbować, a rezultat nie jest wcale gwarantowany. Rolą naukowców jest prowadzić badania, ale nie jest rolą polityków ogłaszać ich sukcesy. Bo od wielkości do śmieszności tylko jeden krok, i to wcale nieokazały.

Jest jeszcze jeden wymiar tej sprawy – ściśle już polityczny. Nawet jeśli rzeczywiście w polskiej populacji gen współwarunkujący ciężki przebieg COVID-19 występuje znacząco częściej niż w innych krajach (tego nie wiemy, podczas konferencji pokazano tylko wybrane dane), używanie tego przez polityka jako wyjaśnienia – czy też wręcz usprawiedliwienia – wysokiej śmiertelności jest niedopuszczalne. Przede wszystkim dlatego, że w ostatnich dwóch falach pandemii (czwartej i trwającej piątej) pierwszym i kluczowym czynnikiem ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19 jest status zaszczepienia. Dane z Portugalii, Hiszpanii, krajów skandynawskich, czy Izraela (bardzo wysoki odsetek zaszczepionych trzecią dawką i trwające szczepienia kolejną) nie pozostawiają w tej sprawie żadnej wątpliwości. Czynnikiem ryzyka, oprócz biologii, jest sprawczość państwa.

Największe wyzwanie. Szpitale. Jeśli trzeba będzie zwiększyć liczbę łóżek covidowych do 60 tysięcy, będzie to scenariusz katastroficzny, mówi minister zdrowia. Jeśli liczba zakażeń osiągnie takie rozmiary, jakie notujemy w krajach Europy Zachodniej (warto przywołać dane choćby z ostatniej soboty: Francja niemal 325 tysięcy, Włochy 180 tysięcy, Wielka Brytania 87 tysięcy, ciągle bardzo dużo, ale wyraźnie mniej niż w ostatnich tygodniach, przy ciągle bardzo wysokiej liczbie wykonywanych testów), system tego nie wytrzyma, powtarzają media. System już nie wytrzymuje – bez rozpędzonej piątej fali dosłownie trzeszczy w szwach. Scenariusz katastroficzny realizuje się od listopada, a mierzony może być choćby czasem oczekiwania w szpitalnych oddziałach ratunkowych na konsultację oraz czasem, jaki przyjęci na SOR pacjenci spędzają w nim, z powodu niemożności przekazania do jakiegokolwiek oddziału (w tym samym lub innym szpitalu). Również liczbą godzin, jaką pacjent zabrany przez zespół ratownictwa medycznego spędza w karetce – czy to oczekując pod szpitalem czy też będąc przewożonym między szpitalami.

W kolejnych tygodniach fali napędzanej Omikronem nie będzie chodziło o to, by „system się nie zawalił”, by „system przetrwał”. Będzie chodziło o to, by przetrwali konkretni ludzie – pacjenci, personel medyczny i niemedyczny.

Największy brak zaskoczenia. Rezygnacje. Trzynastu na siedemnastu członków Rady Medycznej ogłosiło rezygnację, której brak od tygodni, jeśli nie od miesięcy, zaskakiwał coraz bardziej. Uzasadnień do odejścia o połowy 2021 roku przybywało bowiem z każdym tygodniem, gdy coraz bardziej oczywistym stawało się, że rząd nie tylko wierzy w bajkę z mchu i paproci, że jesienna fala pandemii obejdzie się z Polską dużo łaskawiej, więc nie trzeba się już jej bać, a na pewno nie trzeba podejmować żadnych konkretnych decyzji, by ją łagodzić (certyfikaty covidowe, obowiązkowe szczepienia kluczowych grup zawodowych, przygotowanie szkół do funkcjonowania w reżimie sanitarnym, etc.).

W piątek stało się to, co się stać musiało. Nie zaskakuje ani rezygnacja ekspertów z funkcji bycia zasłoną dymną dla polityki rządu w sprawie pandemii, ani reakcje na nią – od oficjalnych podziękowań po kuluarowe (w przypadku znaczącej większości polityków PiS) westchnienia ulgi, w myśl zasady, że „Rada Medyczna z wozu, koniom lżej”. Co prawda premier Mateusz Morawiecki, powołując specjalistów do Rady Medycznej w listopadzie 2020 roku, mówił, że to kwiat polskiej medycyny, to przecież ludowa mądrość podpowiada, że „tego kwiatu jest pół światu” i weźmie się innych ekspertów.

Warto jednak przywołać archiwalną wypowiedź prominentnego polityka PiS Radosława Fogla, który w zupełnie innym momencie, w przypływie szczerości wyjaśniał trudną relację partii rządzącej z ekspertami. – W latach 2005–2007 poszliśmy w kierunku bardzo eksperckim – otwartych konkursów. Jeśli chodzi o rady nadzorcze, trafiali tam eksperci z rynku, trafiały tam osoby z tytułami naukowymi, z SGH, z innych uczelni. Problem okazał się taki, że ich sposób myślenia o gospodarce, o zarządzaniu, był zupełnie sprzeczny z tym, co PiS ma w swoim programie.

17.01.2022
Zobacz także
  • Barometr epidemii (92)
  • Barometr epidemii (91)
  • Barometr epidemii (90)
  • Barometr epidemii (89)
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta