Niewłaściwa dieta sprawia, że po kilku dniach intensywnego wysiłku, w mięśniach jest dużo mniejszy zapas glikogenu. Czujemy dużo większe zmęczenie, a możliwości organizmu są ograniczone - o znaczeniu diety w górach mówi dr hab. Sylweriusz Kosiński, anestezjolog i ratownik TOPR.
Giewont. Fot. Ewelina Madoń
Agnieszka Krupa: Czy sposób odżywiania się w górach ma znaczenie?
Dr hab. n. med. Sylweriusz Kosiński: Wyprawy górskie, zwłaszcza kilkudniowe, to wysiłek długotrwały o umiarkowanej i dużej intensywności, który bardzo szybko „wypala” rezerwy węglowodanowe. Uzupełnienie rezerw glikogenu mięśniowego zajmuje co najmniej kilkanaście godzin i to pod warunkiem stosowania odpowiedniej diety. Niestety, mało osób o tym pamięta, typowy wieczorny posiłek przeciętnego turysty w schronisku górskim to golonka albo schabowy z kapustą. Tymczasem kluczowe dla utrzymania sprawności i wydolności są węglowodany.
Niewłaściwa dieta sprawia, że po kilku dniach intensywnego wysiłku, w mięśniach jest dużo mniejszy zapas glikogenu. Czujemy dużo większe zmęczenie, a możliwości organizmu są ograniczone. Zdarza się zjawisko obserwowane w biegach długodystansowych, czyli tzw. uderzenie w ścianę – nagle człowiek jest wyczerpany, totalnie bez sił. Wyobraźmy sobie, że dochodzi do tego np. na Orlej Perci (najtrudniejszy i najbardziej niebezpieczny tatrzański szlak – przyp. Red.).
Oczywiście, mięśnie mogą korzystać z alternatywnych źródeł energii – wolnych kwasów tłuszczowych, ale stare powiedzenie fizjologów sportowych mówi, że „tłuszcze palą się w ogniu węglowodanów”. Jeśli nie dostarczamy węglowodanów, organizm nie może korzystać z zapasów wolnych kwasów tłuszczowych.
Zdarzają się nawet przypadki neuroglikopenii – pracujące mięśnie wysysają całą energię, mogą pojawić się zaburzenia świadomości czy omdlenia, co w wysokogórskim, eksponowanym terenie może mieć tragiczne skutki.
Czy warto spożywać żele energetyczne i batony białkowe?
Jak najbardziej. Są to mieszanki węglowodanów prostych i złożonych o różnym indeksie glikemicznym, przygotowane dla sportowców. Mają różny czas wchłaniania i zapewniają energię na dłuższy czas.
Istotna w górach jest także gospodarka wodno-elektrolitowa. Dlaczego?
Bardzo często po 2-3 dniach w górach, kiedy płyny uzupełniane są w niewłaściwy sposób, dochodzi do jawnych klinicznie zaburzeń elektrolitowych.
Pieniny. Fot. Ewelina Madoń
Kilka lat temu z jednego ze schronisk przywieźliśmy turystkę, u której z powodu intensywnych powysiłkowych skurczy mięśni doszło do rabdomiolizy, czyli rozpadu włókien mięśni poprzecznie prążkowanych i do niewydolności nerek. Był to wynik zaburzeń gospodarki wodno-elektrolitowej. Na szczęście wszystko skończyło się dla niej dobrze.
Jak prawidłowo nawadniać się w górach?
Najlepiej pić wodę mineralną, dobrze sprawdzają się także płyny elektrolitowe dostępne w aptekach. Ważne, aby pamiętać o tym, że w pierwszych dniach trwania wysiłku w wysokich temperaturach tracimy z potem bardzo dużo elektrolitów.
Zalecamy, aby aklimatyzację zaczynać od krótszych tras, przyzwyczaić się do wysokości, warunków górskich, wysiłku fizycznego, dopiero po 2-3 dniach wyruszyć w dalsze i wyższe partie gór. W uzupełnianiu niedoboru płynów bardzo istotna jest też regularność. Lepiej pić niewielkie porcje częściej, niż duże objętości rzadziej. Trzeba też pamiętać, aby pić „z wyprzedzeniem” – w chwili, gdy czujemy pragnienie deficyt płynów sięga już około 1,5 litra, a wydolność fizyczna jest ograniczona.
Rozmawiała Agnieszka Krupa
Dr hab. n. med. Sylweriusz Kosiński – lekarz anestezjolog na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Specjalistycznym Chorób Płuc im. dr. O. Sokołowskiego w Zakopanem; ratownik, naczelny lekarz i członek zarządu Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego; współtwórca Centrum Leczenia Hipotermii Głębokiej działającego w Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II w Krakowie.