×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Zamiast robić z jedzenia pole bitwy

Ewa Stanek-Misiąg

U dzieci, które nie mają szansy przyglądać się sygnałom głodu i sytości może się wyrobić nawyk dojadania, na zasadzie: skoro nie czuję przepełnienia zaraz po skończeniu posiłku, to znaczy, że był za mały, muszę dalej jeść. Dojadając, nadmiarowo zaspokajamy głód – przestrzega dr Agata Dutkiewicz, autorka książki „Trudności z jedzeniem u dzieci i nastolatków”.


Dr Agata Dutkiewicz. Fot. arch. wł.

Ewa Stanek-Misiąg: Kultura jedzenia w Polsce opiera się na zakazie grymaszenia przy stole, świętej zasadzie „zjedz mięsko, ziemniaczki zostaw”, przymusie dokładek. Jest jeszcze ten nieszczęsny Tadek Niejadek. Jak tu nie mieć kłopotów z odżywianiem?

dr Agata Dutkiewicz: Podała Pani reguły zakorzenione od pokoleń. Na nie nakłada się istniejący od kilku lat trend dbania o dietę i sylwetkę, sprawdzania, jak jedzenie wpływa na nasze ciało, kontrolowania rozmiarów. Dzieci słyszą, że mają zjeść wszystko, a potem idą do cioci, która jest zdania, że ziemniaki są niezdrowe.
Wokół jedzenia jest wiele sprzecznych i kontrolujących komunikatów.
Zależało mi na tym, żeby pokazać w książce wielowymiarowość jedzenia, które przecież służy nie tylko temu by odżywiać ciało, umożliwiać mu rozwój, ale także zaspokaja potrzeby emocjonalne – opieki, ukojenia, niezależności. Kiedy skupiamy się na tym, by dziecko zjadło do czysta, albo biegamy za nim z brokułem, chociaż ono brokułów nie lubi, to umyka nam emocjonalno-społeczno-kulturowa wartość jedzenia. A to może prowadzić do powstawania różnego rodzaju trudności. Wiele z nich wynika z niezaspokojonych potrzeb emocjonalnych, relacyjnych.

Z potrzeby karmienia innych?

Jedzenie jest ważnym narzędziem dbania o bezpieczeństwo. Niestety dość często próbujemy nadmiarowo kogoś zabezpieczyć, np. dając przekąskę „bo zaraz będziesz głodny”. Traktujemy głód jako coś niebezpiecznego albo przynajmniej dyskomfortowego, przed czym należy chronić, tymczasem jest to naturalny sygnał, którego każde dziecko powinno doświadczać. Powinno znać uczucie głodu, a także uczucie sytości. Dzięki temu, w wieku nastoletnim i jako osoba dorosła będzie umiało w odpowiedni sposób odpowiadać na potrzeby ciała. Będzie potrafiło je zauważyć, zinterpretować i zaspokoić.

To dorośli odbierają dzieciom poczucie głodu i sytości?

Nie tyle dorośli, co tempo współczesnego życia, przebodźcowanie. Wszystko dzieje się szybko, na nic nie ma czasu, także na spokojne zjedzenie posiłku. Dziecko je kanapkę w samochodzie na 5 minut przed ósmą, bo zaraz szkoła. Albo spożywa posiłek wpatrzone w ekran. Albo w drodze na zajęcia dodatkowe. Jedząc w taki sposób, tracimy możliwość przyjrzenia się temu, czy posiłek nas nasycił. Jest to indywidualna sprawa, ale zwykle potrzebujemy 15–20 minut po zakończeniu posiłku, żeby nasz układ nerwowy uznał, że jesteśmy syci, albo nie.

Nieprzestrzeganie tego czasu to prosta droga do przejadania się?

U dzieci, które nie mają szansy przyglądać się sygnałom głodu i sytości może się wyrobić nawyk dojadania, na zasadzie: skoro nie czuję przepełnienia zaraz po skończeniu posiłku, to znaczy, że był za mały, muszę dalej jeść. Dojadając, nadmiarowo zaspokajamy głód. Warto to przemyśleć. Polska przoduje w statystykach dotyczących nadmiernej masy ciała u dzieci.

Pani książka jest o tym, co zrobić kiedy dziecko je za mało, za dużo albo nietypowo, ale żeby to dobrze zrozumieć, warto zacząć ją od początku?

Pomyśleliśmy, że opisy konkretnych zaburzeń odżywiania dobrze byłoby poprzedzić rozdziałem, który pozwoli zobaczyć jedzenie w szerokiej perspektywie. Dzięki temu łatwiej będzie dostrzec złożoność różnych problemów z jedzeniem i zrozumieć, że nie ma prostej recepty – tego jedz więcej, tego mniej albo jedz normalnie. Aby rozwiązać jakiś problem związany z jedzeniem, należy brać pod uwagę różne zachowania, komunikaty żywieniowe w rodzinie, kwestie zaspokajania potrzeb bezpieczeństwa i autonomii, kształtowania więzi międzyludzkich. Zadaniem rodziny jest nie tylko karmienie dzieci i pilnowanie, by zjadły cały posiłek.

Zjadły i nie nabrudziły. Dlaczego nie powinno się odmawiać dzieciom samodzielnego jedzenia?

Na pewnych etapach rozwoju dziecka bardzo ważne jest to, by dotykało ono jedzenia, czuło jego strukturę, czy jest mokre, czy jest szorstkie. Żeby się ubrudziło, sprawdziło, jak się czuje jedzenie na policzku, jak się zlizuje cieknący sok. To trening systemu sensorycznego i jednocześnie mnóstwa mięśni, które potrzebne są do tego, żeby się potem bezproblemowo odżywiać. Coś, co z dorosłej perspektywy jawi się czasem jako problem, trudność, niekulturalne zachowanie, dla dzieci jest intuicyjnym sposobem, jak się odnaleźć w tym całym jedzeniu.

Krok pierwszy – pozwolić dziecku na eksplorowanie, krok drugi – szanować wybory jedzeniowe dziecka, pytanie: gdzie jest granica?

Nie ma prostej odpowiedzi na pytanie, gdzie ta granica leży. Jednocześnie wiele problemów z jedzeniem bierze się z braku granic. Rodzicom trudno jest np. odmówić czegoś dziecku. Spotykamy się z tym często w tzw. problemie wybiórczego jedzenia. Jest on dzisiaj bardzo mocno rozpowszechniony. Nie ma tygodnia, żeby nie zgłaszała się do mnie rodzina, która uważa, że dziecko je wybiórczo.

Czyli jak? Mogłaby Pani podać przykłady?

Najczęściej jest to jedzenie kilku–kilkunastu produktów, głównie węglowodanowych – pieczywa, makaronów i odmowa jedzenia nabiału, warzyw i owoców. Co ciekawe, wybiórczość zwykle nie obejmuje słodyczy. Słodycze dzieci chcą jeść zawsze.
Wybiórcze jedzenie jest określane przez rodziców zwykle jako choroba, zaburzenia odżywiania. Jednak bardzo często okazuje się, że dziecko nie spełnia kryteriów poważnych zaburzeń. Moglibyśmy więc odetchnąć z ulgą. Pozostaje jednak kwestia tego, by naprowadzić dziecko na bardziej rozsądne, że tak powiem, wybory żywieniowe. Nie uda się to bez udziału dorosłych. Dorosły musi umieć powiedzieć „nie dam ci kolejnego batona”, „nie ugotuję znów makaronu, spróbujemy czegoś innego”. Bez tego dziecku będzie się trudno odnaleźć w różnorodności jedzenia.
Niektórym wydaje się, że rozwiązanie problemu wybiórczego jedzenia polega na tym, że dziecko powinno się jakoś przełamać. Prawda jest taka, że większą rolę w tym procesie odgrywają rodzice/opiekunowie niż samo dziecko. Zrozumienie tego niejednokrotnie pozwala rodzicom zauważyć swoje własne trudności. Analizując swoje relacje z jedzeniem, zauważają, jak przekładają się one na dzieci. Tego wpływu nie da się uniknąć. Żyjemy w grupach społecznych, łączą nas różne więzi, dzieci widzą, jakie mamy relacje z jedzeniem.

Namawia Pani rodziców do większej kreatywności?

Chodzi o zaciekawienie jedzeniem, ale też pozwolenie dziecku, by zaciekawiło się nim tak, jak chce, jak czuje się gotowe na danym etapie. Nie należy się denerwować, gdy po raz trzeci podajemy jakiś produkt dziecku, a ono nadal go nie je, tylko wącha albo dotyka, albo interesuje go tylko to, żeby np. rozłożyć mandarynkę na kawałki i się im poprzyglądać. Być może za dziesiątym razem spróbuje.
To jedna rzecz. A druga wiąże się z lękiem przed głodem, o czym już mówiłyśmy. Dziecko nie zjadło obiadu, więc pół godziny po obiedzie jest mu proponowana przekąska, którą akceptuje. Po jakimś czasie kolejna, i kolejna, i kolejna. „Żeby nie było głodne, bo nie zjadło obiadu”. Kiedy nadchodzi pora kolacji, dziecko nie jest nią zainteresowane. Więc jest to też kwestia tego, kiedy i w jakich porcjach dajemy dzieciom jedzenie. No i też kwestia ustalenia granic. Czasem trzeba faktycznie przygotować specjalny posiłek dla dziecka, a czasem jednak przekierować wybory żywieniowe dziecka. W każdej rodzinie to będzie wyglądać inaczej.

Czy zaburzenia odżywiania mają kategorie wiekowe?

Anoreksja niemowlęca, czy sensoryczna awersja do pokarmu – określane kiedyś jako zaburzenia karmienia, a dziś jako zaburzenia odżywiania – dotyczą dzieci do 3.–5. roku życia. Anoreksja, bulimia, napady objadania – dzieci w wieku szkolnym.

Anoreksja niemowlęca brzmi przerażająco.

Anoreksję kojarzymy bardziej z nastolatkami kontrolującymi wygląd, chcącymi uzyskać jak najniższą masę ciała. U niemowląt intuicyjna odmowa przy karmieniu wynika z potrzeby autonomii. Nawet bardzo małe dzieci mają potrzebę niezależności. Może to być też sygnał, że nie są dobrze zaspokajane potrzeby pokarmowe dziecka. Trzeba wtedy skupić się na obserwacji, np. sygnałów głodu i sytości.

Jak bardzo obniżył się wiek dzieci, które tak dbają o swój wygląd, że prowadzi je to do zaburzeń odżywiania?

Kiedyś to był problem przede wszystkim nastolatek, obecnie dziewczynek, które mają 8–9 lat. Dziewczynki bardzo dużo myślą o swoim wyglądzie, są wobec niego bardzo krytyczne. Mają też zniekształcony, wyidealizowany obraz tego, jak wygląda ciało dziewczynki, nastolatki i kobiety.
Kilkanaście lat temu w zaawansowanym stadium anoreksji, czy bulimii trafiały do szpitala nastolatki, zwykle powyżej 15. roku życia, obecnie dzieci w wieku 10–11 lat. Głównie dziewczęta.

Dzieci z otyłością mają często otyłych rodziców, czy występuje podobna zależność w przypadku dzieci, które przywiązują nadmierną wagę do kaloryczności posiłków i ich rodziców?

Nie ma dotyczących tego wielu badań, natomiast codzienna praktyka pokazuje, że obsesyjne podchodzenie do zdrowego stylu życia przez osoby dorosłe ma wpływ na dzieci. Dlatego właśnie książka rozpoczyna się od rozdziałów zwracających uwagę na relację z jedzeniem osoby dorosłej. Daje dorosłym okazję do przeanalizowania tego, jak o siebie dbają, jak postrzegają odżywianie, jakie generują komunikaty związane z jedzeniem i wyglądem, także te niewerbalne.
Dbając – w odpowiedni sposób – o siebie, pośrednio jesteśmy w stanie zadbać o dziecko – albo profilaktycznie, albo będąc dla niego oparciem w wychodzeniu z trudności z jedzeniem. Wracamy tu do kwestii roli rodziców/opiekunów. Panuje przekonanie, że zaburzenia odżywiania u dziecka dotyczą tylko dziecka, więc należy pójść do specjalisty, „oddać dziecko do naprawy”. Jednak specjalista z całą swoją wiedzą pozostaje osobą spoza systemu rodzinnego. Może wprowadzać różne metody terapeutyczne, może stanowić wsparcie, ale to rodzice są najważniejsi. W ostatnim rozdziale pokazuję, jak taka współpraca mogłaby wyglądać.

Współpraca i solidarność powinna także dotyczyć systemu rodzinnego, bo bez tego chyba trudno cokolwiek osiągnąć?

Pomocy w trudnościach z jedzeniem u dzieci najczęściej szukają mamy. Ojcowie, jeśli w ogóle uczestniczą we wstępnej rozmowie, to z reguły podkreślają „u nas jedzeniem zajmuje się żona, ja się nie wtrącam”. Z perspektywy dziecka mamy więc dwugłos. Jeden rodzic koncentruje się na jedzeniu, oczekuje, że dziecko będzie jadło w określony sposób, a drugi nie porusza tego tematu. Dwie ważne osoby, dwa odmienne stanowiska. To musi powodować dezorientację.
W problemie nadwagi i otyłości dzieci i młodzieży nie jest możliwe dostarczenie pomocy młodej osobie bez zaangażowania całej rodziny, co może brzmieć odstraszająco – typowa reakcja: „O Jezu, to my teraz wszyscy musimy się odchudzać?!” – ale w praktyce to absolutnie nie tak wygląda. Bardzo często wystarczy wprowadzić małe, delikatne zmiany w stylu życia. Jeżeli przestrzegamy ich wszyscy, to zwiększamy szanse na powodzenie. Jeśli wymagamy ich przestrzegania tylko od jednego członka rodziny, a reszta może funkcjonować po swojemu, to raczej nie będzie sukcesu.

Wygląda na to, że rodziców bardziej martwi niejedzenie niż otyłość u dzieci, tymczasem według Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości w Polsce nadwaga lub otyłość występują u 12,2% chłopców i 10% dziewcząt w wieku przedszkolnym oraz 18,5% chłopców i 14,3% dziewcząt w wieku szkolnym. Co gorsza, ten trend jest rosnący.

Coraz więcej się mówi o otyłości dziecięcej, otyłości nastolatków. Myślę, że to się przełoży na większe zainteresowanie rodziców tym problemem.
Różnice w podejściu rodziców tłumaczę sobie tak, że kiedy dziecko odmawia jedzenia, je mało, bardzo restrykcyjnie, rodzice obawiają się o jego rozwój, zdrowie, a nawet o jego życie, więc reagują szybko, czasami nadinterpretując zachowanie dziecka. Natomiast w przypadku jedzenia za dużo są dużo bardziej wyrozumiali. O osobach z otyłością często mówi się, że są łakome, że się nie kontrolują. To jest bardziej interpretowane jako słabość charakteru niż problem medyczny czy psychologiczny.

O nadmiernej masie ciała dziecka i co należałoby z tym zrobić powinni rozmawiać z rodzicami lekarze np. podczas bilansów zdrowia?

Ten system sprawdzania rozwoju dzieci wydaje się wystarczający. Natomiast zawsze jeśli obserwujemy u dziecka zmiany w wyglądzie, czy sposobnie odżywiania – je o wiele mniej, je o wiele więcej – powinniśmy skonsultować to z lekarzem lub dietetykiem, nie czekając na bilans. Ważne jednak, by nie robić tego nigdy w nerwowej atmosferze, nie porównywać, nie komentować. Żeby to była procedura sprawdzająca, która wynika z życzliwej troski, a nie coś, co ma aurę wyroku.
Odradzam też ważenie i mierzenie dziecka co miesiąc. Dziecko nauczy się, że waga jest ważna, cyferki są ważne. A przecież nie o to chodzi.

Czy przekonanie, że dziecko wyrośnie z nadwagi bądź otyłości, wobec czego nie należy nic robić z nadmierną masą ciała, jest uprawnione?

Postępowanie terapeutyczne w przypadku otyłości, czy nadwagi u dzieci i nastolatków na pewno nie polega na tym, że odchudzamy dzieci. Użyłam tego słowa specjalnie, ponieważ często słyszę od rodziców, że ich dziecko trzeba odchudzić. Termin „odchudzanie” zawęża rozumienie problemu, jakby chodziło w nim tylko i wyłącznie o masę ciała. A tu chodzi o zmianę nawyków żywieniowych, stosunku do ciała, aktywność fizyczną. Zmniejszenie masy ciała u dziecka czy nastolatka często jest niepotrzebne, a bywa też niezdrowe. U niektórych dzieci dużo bardziej racjonalne jest utrzymywanie jej do momentu, kiedy stanie się normą, ponieważ dziecko urośnie.
Restrykcyjne diety, czy ograniczanie jedzenia w wieku rozwojowym mogą negatywie wpływać na organizm, który potrzebuje składników odżywczych, energii. Istnieje wiele diet, metod, porad, trików, które wydają się atrakcyjne, ale są kompletnie nieracjonalne. Na dzieciach nie można eksperymentować. Czasami myślę, że za dużą uwagę obecnie przykłada się do odżywiania. Nie kwestionuję oczywiście tego, że dziecko potrzebuje urozmaiconej, zbilansowanej diety, regularnych posiłków i tak dalej. Ale we wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek. Czy coś się stanie, jeśli dziecko odmówi piątej porcji warzyw i owoców albo trzeciej, albo nie będzie ich chciało dziś jeść w ogóle? Zastanówmy się nad tym, zamiast robić z jedzenia pole bitwy.

Rozmawiała Ewa Stanek-Misiąg

Dr Agata Dutkiewicz jest dietetyczką kliniczną, psycholożką, psychoterapeutką, psychodietetyczką i wykładowczynią akademicką. Prowadzi Centrum Psychodietetyki

Książka „Trudności z jedzeniem u dzieci i nastolatków” ukazała się nakładem wydawnictwa Natuli

26.05.2023
Zobacz także
  • Pożywienie lekiem
  • Żeby wpłynąć na codzienną dietę
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta