×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Wirus ciągle jest z nami - strona 2

Małgorzata Solecka
Kurier MP

Pieniądze na podwyżki od 1 lipca będą pochodzić z NFZ

„Nowa normalność” będzie też obowiązywać w ochronie zdrowia. Czy znajdzie się w niej miejsce na nowelizację ustawy o wynagrodzeniach minimalnych, którą obiecywał pan w styczniu i lutym? Miały się rozpocząć prace, ale wszystko stanęło. Będzie, nie będzie?

Będzie. Już odmroziliśmy prace w Zespole Trójstronnym, partnerzy społeczni dostali informację o średnich wynagrodzeniach w poszczególnych grupach wymienionych w załączniku do ustawy. Planujemy w najbliższym czasie spotkanie w Zespole Trójstronnym na którym rozpoczniemy prace nad korektą wskaźników. W tej chwili jest jeszcze za wcześnie, żeby przesądzać, w jaki sposób się zmienią. Pamiętajmy, że 1 lipca odmrożona zostanie kwota bazowa i podwyżki, jakie będą musiały zrealizować z tego tytułu placówki ochrony zdrowia, będą gigantyczne. Kwota bazowa w tej chwili wynosi 4,2 tysiąca złotych brutto, a po odmrożeniu będzie to około 5 tysięcy złotych.

To będzie największy skok wydatków związanych z realizacją ustawy o wynagrodzeniach minimalnych. Musimy oszacować skutki, ale na pewno będzie to kilka miliardów złotych.

Skąd szpitale wezmą te pieniądze?

Z Narodowego Funduszu Zdrowia.

Ale będą to pieniądze z kontraktów czy popłynie jakiś dodatkowy strumień środków?

Będziemy musieli wkrótce uważnie przyjrzeć się budżetowi NFZ, bo wiemy, że już odczuł niższy spływ składki zdrowotnej, choć żadnego dramatu nie ma. Bez żadnej satysfakcji mówię, że reguła N-2 teraz pomoże... Choć w zasadzie dlaczego bez satysfakcji? Ile razy tłumaczyłem, że N-2 ochroni pieniądze na zdrowie, gdy wystąpią turbulencje we wzroście gospodarczym? Że nadejdzie recesja związana z koronawirusem, nie przewidziałem, ale o tym, że jest to wentyl bezpieczeństwa dla zdrowia – tłumaczyłem wiele razy.

Będzie to wentyl bezpieczeństwa, gdy budżet państwa zostanie znowelizowany i miliardy złotych utracone z tytułu niższej składki popłyną do Funduszu. Będziemy kibicować. Ale wróćmy do wynagrodzeń pracowników ochrony zdrowia. OZZL proponuje, by wynagrodzenie lekarza specjalisty ustalić na poziomie 16750 zł brutto, czyli obecne gwarantowane lojalką 6750 zł plus 10 tysięcy złotych maksymalnej rekompensaty za pracę w jednym miejscu w czasie epidemii. Podejmie pan temat?

Nie wykluczam, choć zastrzegam – to musiałoby się wiązać z wykluczeniem wszelkich innych aktywności zawodowych lekarza. W tej chwili średnie wynagrodzenie dla lekarza specjalisty wcale nie jest dużo niższe. Ale jeśli miałoby się tak stać, to na pewno nie na zasadzie dobrowolności. Takie rozwiązanie byłoby możliwe tylko w przypadku ponadzakładowego układu zbiorowego, który określałby widełki wynagrodzeń, czyli poziom minimalny i maksymalny, dla każdej grupy zawodowej. Objęci byliby nim wszyscy pracujący w systemie publicznym. Jeśli komuś te warunki by nie odpowiadały, funkcjonowałby tylko w sektorze prywatnym.

W tej „nowej normalności” problemem jest organizacja opieki nad pacjentem potencjalnie zakażonym koronawirusem na etapie POZ. W tej chwili w zasadzie każdy pacjent z infekcją, z gorączką, powinien być kierowany albo do szpitala jednoimiennego, albo do sanepidu. Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej nie mają informacji zwrotnej, czy pacjent rzeczywiście udał się na wymaz, czy nie.

Chcemy to zmienić i dać lekarzom POZ możliwość zlecania testów. Nie stanie się to w ciągu tygodnia czy dwóch, ale taki jest kierunek. Na pewno przed spodziewanym jesiennym powrotem większej liczby zakażeń to zrobimy, w taki sposób, by lekarz mógł zlecić test i miał podgląd, czy pacjent ten test wykonał.

Pojawiały się również pomysły, by lekarze POZ mogli sami pobierać wymazy.

Jest to teoretycznie możliwe, ale w praktyce trudne, bo wiąże się z koniecznością posiadania odrębnego izolowanego pomieszczenia i pracownika, który byłby odpowiednio zabezpieczony do pobrania wymazu. Lepiej, gdy tę procedurę wykonują specjalne zespoły. Tak jest dla wszystkich bezpieczniej. W jakim momencie we włoskich szpitalach najczęściej dochodziło do zakażeń personelu? Pobieranie wymazów jest procedurą potencjalnie niebezpieczną dla wymazującego, dlatego znacznie lepiej będzie, gdy robić to będą tylko przeszkoleni i odpowiednio wyposażeni pracownicy.

W tę rzeczywistość wpisane jest poczucie zagrożenia. Eksperci WHO ostrzegają, że choć często mówimy o nowej fali zachorowań, niewykluczone że zamiast niej pojawi się od razu szczyt. Czyli powtórka z tego, co działo się we Włoszech czy Hiszpanii.

Ja to również nazywam falą. Może być ona bardziej wypiętrzona lub spłaszczona. Z tą drugą mamy do czynienia w Polsce cały czas. W marcu, w kwietniu mówiliśmy, że nasze działania i decyzje mają na celu wypłaszczenie fali zakażeń. Udało się, ale jednak pewnym kosztem. Właśnie kosztem tego, że nie widać jednoznacznego opadania tej fali spadkowej. Choć są dane, że praktycznie we wszystkich województwach, poza Śląskiem, ta krzywa epidemii wyraźnie pikuje w dół. W skali kraju mamy jednak płaski szczyt. Uniknęliśmy tego, czego wszyscy bali się najbardziej, czyli przeciążenia systemu ochrony zdrowia, za cenę tego, że zakażenia zostały z nami dłużej.

Zwiększona liczba zakażeń zagraża nam stale, może się pojawić w związku ze znoszeniem obostrzeń czy też raczej z nieprzestrzeganiem zaleceń reżimu sanitarnego. Natomiast jesienią niewątpliwie czeka nas ogromne wyzwanie, jakim będzie nałożenie się dwóch patogenów – wirusa grypy i koronawirusa. Pacjenci z infekcją będą się pojawiać w poradniach POZ i w szpitalnych oddziałach ratunkowych. Musimy wypracować rozwiązania, które pozwolą jak najszybciej zdiagnozować, że pacjent ma czy też może mieć koronawirusa, i go odizolować.

Jednym ze sposobów będzie właśnie umożliwienie szerokiego kierowania na testy przez lekarzy POZ. W tej chwili wszystkie wykonywane w Polsce testy są raportowane w jednym systemie, zarówno te finansowane przez NFZ, jak i komercyjne. Chodzi o to, byśmy mieli wiedzę, ile testów jest wykonywanych, w których laboratoriach, i żeby nie zginął żaden pozytywny wynik, żeby został o nim poinformowany sanepid, który zarządza kwarantannę, izolację.

Fundusz płaci za prewencyjne testy pacjentów i personelu

Rozumiem, że mówimy o podpisanym już rozporządzeniu porządkującym kwestię testów komercyjnych?

Toczyliśmy długie dyskusje na temat tego, czy utrzymać ten wymóg, że minimum 70 proc. testów wykonywanych przez laboratorium musi być finansowane ze środków publicznych i ostatecznie się z tego wycofaliśmy. Po pierwsze, prawnicy podnosili, że takie ograniczenie 70/30 nie do końca jest zgodne z prawem, po drugie fakty są takie, że laboratoria nie wykorzystują w pełni swoich mocy.

Chyba nie do końca uzasadniona była propozycja, by jako publiczne traktowane były wyłącznie testy finansowane przez NFZ, z funduszu COVID-19 i z budżetu państwa. Przecież samorządy terytorialne też finansują testy, na przykład dla pracowników szpitali czy nawet pacjentów.

Dokładnie. Swoją drogą, nie rozumiem tego, bo zarówno pacjenci, jak i pracownicy mogą korzystać z testów finansowanych przez NFZ.

Nie do końca. Wiceminister Sławomir Gadomski mówił w maju, że Fundusz finansuje testy pacjentów wtedy, gdy są przesłanki do tego testowania, a na pewno nie prewencyjnie przed przyjęciem do szpitala.

Ależ Fundusz finansuje również takie testy! Proszę zapytać choćby dyrektora Centrum Zdrowia Dziecka – każdy, kto wchodzi do szpitala na zabieg czy operację, ma pobierany wymaz i NFZ za wszystko płaci. Fundusz zapłaci za każdy test, jeśli zlecenie wystawi lekarz. Pacjent nie musi mieć żadnych objawów. Podobnie jest z personelem. Każdy lekarz, pielęgniarka, ratownik, ale również pracownicy niemedyczni – jeśli tylko mają zlecenie, mogą się przetestować, a Fundusz za to płaci i będzie płacić.

Nie może być zresztą inaczej, bo przecież widzimy co się dzieje. Pacjenci wracają do szpitali na operacje planowe, wracają też na SOR-y i już pojawiają się ogniska w szpitalach.

Tylko w Warszawie w ostatnich dniach w czterech szpitalach.

Takich ognisk nie da się uniknąć, ale trzeba szybko je zidentyfikować i zdusić. Tego się nie zrobi bez bardziej intensywnego testowania – pacjentów, ale też personelu szpitalnego. Mamy możliwości, co pokazuje przykład Śląska. Zrobiliśmy w stosunkowo krótkim czasie ponad 40 tysięcy badań przesiewowych wśród górników. Mamy w tej chwili na liście w granicach 140 laboratoriów i możliwości wykonywania około 35 tysięcy testów. Kolejne laboratoria będą się zresztą otwierać. Proszę lekarzy: testujcie, testujcie, testujcie. Przede wszystkim siebie.

Co stoi na przeszkodzie?

Mam nadzieję, że przynajmniej po stronie pracowników medycznych – nic. Bo jeśli spojrzeć na dane dotyczące osób, które mogły skorzystać z bezpłatnego testu pod koniec kwarantanny – na ponad 3 tys. osób, które dziennie dostawały powiadomienia, test wykonywało 400-500. Pozostali uznali najwyraźniej, że ta wiedza nie jest im do niczego potrzebna.

Może osoby objęte kwarantanną powinny być testowane obligatoryjnie? Taki postulat pojawia się zresztą w wypowiedziach epidemiologów. Może to jeden z elementów, który trzeba dopracować?

Z tym, że jak mówią specjaliści ds. chorób zakaźnych, okres 14 dni kwarantanny wystarcza by być pewnym braku zakażenia. My chcemy jednak, by ludzie byli pewni po przeprowadzeniu testu.

Wróćmy więc w tym kontekście do tematu testów zlecanych w POZ. Kilka tygodni temu zapytaliśmy lekarzy POZ o to, czy wiedzą, co dzieje się z pacjentami, których z podejrzeniem koronawirusa wysyłają do szpitali jednoimiennych czy do sanepidu. Duża grupa odpowiedziała, że nie – nikt takiej informacji zwrotnej nie przesyła. Pan mówi, że z zaproszenia na testy w drive thru korzysta mniej więcej co piąty kwarantannowany. Jaką mamy gwarancję, że pacjenci, którzy dostaną zlecenie na test od swojego lekarza POZ, rzeczywiście go wykonają?

To zlecenie trafi do systemu. Lekarz będzie widział, tak jak widzi e-receptę, czy pacjent zrealizował zlecenie, czy też nie. Jeśli nie, będzie musiał powiadomić odpowiednie służby, bo oczywiście – jeśli istnieje podejrzenie zakażenia koronawirusem, wykonanie testu będzie obligatoryjne.

Traktujmy koronawirusa tak, jak inne zakaźne patogeny

Lekarze POZ zwracają uwagę jeszcze na jeden aspekt związany z oczekiwanym szerszym otwarciem poradni. Wiadomo, że część porad będzie nadal udzielana w formie zdalnej, ale jednak pacjenci muszą się w gabinetach lekarskich pojawić. A tymczasem nie ma, jak mówią sami lekarze, określonych w formie rozporządzenia ministra zdrowia czy wytycznych GIS minimalnych standardów środków ochrony indywidualnej, jakie powinni stosować.

Ale są zalecenia konsultanta krajowego w dziedzinie chorób zakaźnych.

Według części lekarzy te zalecenia są nie do zrealizowania, choćby ze względu na to, że na rynku środków ochrony indywidualnej brakuje lub są bardzo drogie.

Dziś ceny masek to już nie jest sytuacja z marca. Ceny spadają. A lekarzy POZ dotyczą zalecenia dla strefy zielonej, nie czerwonej. Na pewno kosztowne są zabezpieczenia konieczne w pracy z pacjentem zakażonym koronawirusem, ale takich pacjentów w poradniach, domyślnie, nie ma.

Wydaje się, że domyślnie właśnie są. Oczywiście, jest część pacjentów, którzy przychodzą do poradni zdrowi – na wizyty szczepienne, kontrole, bilanse. Ale część może pojawić się teraz, albo jesienią, z infekcją. Potencjalnie – koronawirusową.

To trochę przesada, bo w tej sytuacji dosłownie na każdego, czy to pacjent czy nie, powinniśmy patrzeć jak na potencjalnego nosiciela koronawirusa. Tak przecież nie można funkcjonować, bądźmy racjonalni! Patrzmy, czy są objawy. Jeśli są objawy – testujmy. Dlatego chcemy dać lekarzom POZ narzędzie, jakim jest zlecanie testów.

Koronawirus, choć traktujemy go w tej chwili w sposób szczególny, bo nie ma szczepionki, leki dopiero powstają, nie jest innym wirusem niż wirus grypy czy kilka innych wirusów, które są z nami obecne już dłużej. Lekarze, pracownicy medyczni, w swojej pracy powinni przestrzegać określonych standardów zabezpieczeń w zależności od stopnia zagrożenia zakażeniem. Dla POZ takim standardem jest przede wszystkim maseczka, którą w tej chwili lekarze, pielęgniarki powinni nosić w miejscu pracy stale. Inne zabezpieczenia mają być dostosowane do wykonywanych procedur. Traktujmy koronawirusa tak jak inne wirusy, wywołujące choroby zakaźne.

Wiadomo, że w ramach przygotowań do jesiennej fali będą zmiany w POZ. Ale co z przygotowaniami całego systemu ochrony zdrowia? Drugi raz przecież nie da się ani ogłosić lockdownu w gospodarce, ani też zamknąć czy zawiesić planowych zabiegów – już w tej chwili w kardiologii czy onkologii mówi się o zapaści i wydłużeniu kolejek.

Jeśli chodzi o cały system, to naprawdę jesteśmy w zupełnie innym miejscu, niż w marcu. Mamy przygotowane szpitale jednoimienne – w tej chwili połowa łóżek w tych szpitalach wróci do swoich podstawowych funkcji, ale w przypadku większej liczby potwierdzonych przypadków czy drugiej fali zakażeń z powrotem przekształcą się w szpitale przeznaczone dla pacjentów z COVID-19. Co najmniej kilka szpitali utrzymamy jako jednoimienne. Spodziewamy się, że zakażeni koronawirusem pacjenci nie znikną całkowicie, a mogą oni wymagać medycznych interwencji – choćby porodów, operacji, dializ. Muszą być placówki, które bezpiecznie będą w stanie wykonać świadczenia.

Pozostałe szpitale również są lepiej przygotowane. Każdy musi mieć wydzielone miejsce, w którym może przetrzymać pacjentów do momentu wykluczenia zakażenia. Dokładnie tak, jak jest na przykład w Centrum Zdrowia Dziecka. Nie chodzi bynajmniej o tworzenie oddziałów zakaźnych w każdym szpitalu, bo takie pomysły się pojawiły. Nam chodzi o to, by pacjenci z koronawirusem byli kumulowani w szpitalach jednoimiennych, a w pozostałych szpitalach, by było miejsce na izolowanie pacjentów przed uzyskaniem wyniku testu.

Mamy sieć laboratoriów – jak mówiłem, ona będzie jeszcze rosnąć. Mamy też swego rodzaju lotną brygadę przygotowaną do masowego testowania w większych ogniskach zakażeń. Z naszych śląskich rozwiązań skorzystali Czesi, którzy również zaczęli testować górników. To jest bardzo ważne, bo spodziewam się właśnie epidemii ogniskowej, więc priorytetem będą intensywne testy i izolacja zakażonych.

Mamy wreszcie sanepid. Wiem, że są różne jego oceny, ale z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że zwłaszcza biorąc pod uwagę punkt wyjścia, czyli niedoinwestowaną i przede wszystkim rozproszoną instytucję – częściowa pionizacja inspekcji sanitarnej, jaka została przeprowadzona tuż przed epidemią, to dar od losu, dzięki niej mogliśmy na przykład przerzucić duże siły na Śląsk – jej pracownicy dali z siebie wszystko. Sanepid ma już w tej chwili wiedzę...

...ale czy ma narzędzia? Przede wszystkim informatyczne?

To jest rzeczywiście pięta achillesowa. Ale musimy twardo stąpać po ziemi. Jeszcze niedawno inspekcja sanitarna to była jednostka powiatowa, która nie wiadomo po co istniała, mówię o tak zwanym vox populi. I nagle w marcu się okazało, że gdyby nie sanepid, jakikolwiek by on nie był, byśmy sobie nie poradzili. Kto robiłby dochodzenia epidemiczne, gdy okazało się, że pasażerowie z pierwszego autobusu, którym wjechał do Polski koronawirus, przesiedli się do dziesięciu innych? I w kolejnych dniach? Pracownicy sanepidu pracowali dosłownie w trybie 24/7 – i bez ich pracy na pewno byśmy rady nie dali.

Jednak nie zaprzeczy pan, że mimo zaangażowania i ogromu pracy trudno uznać tę instytucję za zbrojne ramię ministra zdrowia w walce z epidemią.

Ale to nie jest diagnoza z dziś czy z ostatnich dziesięciu lat. Co najmniej od dwudziestu, może nawet trzydziestu lat, odkąd przestały nam na większą skalę zagrażać choroby zakaźne, sanepid podupadał na znaczeniu. Koronawirus przypomniał wszystkim, nie tylko Polsce, że inspekcja sanitarna nie jest tylko od nakładania kar finansowych za naruszenie norm w lokalach gastronomicznych. Pamiętajmy, że inspekcja sanitarna powstała w Polsce zanim zostało powołane ministerstwo zdrowia. Dlaczego powstała? Gdy Polska odzyskała niepodległość w 1918 roku, w kolejnych miesiącach wielu możnych tego świata było przekonanych, że zaraz znikniemy z mapy Europy. Nie dlatego, że przegramy wojny o granice, ale dlatego, że pokonają nas głód i choroby. Epidemie chorób zakaźnych były w tamtym czasie jednym z najpoważniejszych zagrożeń dla państwa polskiego. Historia, nauczycielka życia, przypomniała nam, że bez takiej służby państwo nie może funkcjonować.

Jak będzie wyglądać sytuacja w najbliższych dniach, tygodniach, jeśli chodzi o rozwój epidemii? Czego możemy się spodziewać?

Jeśli nie pojawią się jakieś potężne ogniska, już w tym tygodniu liczba nowych przypadków powinna zacząć spadać. Mamy już bardzo dużo ozdrowieńców – na ponad 23 tysiące dobrze ponad 11 tysięcy osób. To oczywiście nie są pełne liczby, doskonale o tym wiem. Niektórzy mówią, że przypadki potwierdzone trzeba mnożyć przez pięć, przez trzy czy przez dwa. Z badań populacyjnych, jakie były robione do tej pory na Podlasiu i w Krakowie wynika, że kontakt z wirusem mogło mieć 1-2 proc. całej populacji. Będziemy robić większe badania, ale one mają wymiar wyłącznie naukowy – liczba tych, którzy zetknęli się z koronawirusem jest po prostu znikoma. Zresztą niewiele większy odsetek – rzędu 4-5 proc. – odnotowują takie kraje jak Włochy czy Hiszpania, gdzie przecież przebieg epidemii był o wiele bardziej gwałtowny, o wiele więcej osób zostało zdiagnozowanych.

Wcześniej powiedział pan, że na wesele by się nie wybrał. A otwarcie trybun dla kibiców to dobra wiadomość? Ucieszył się pan?

(Westchnienie). Bardzo. Choć oczywiście jeśli to rzeczywiście będzie tak, że zajęte będzie co czwarte miejsce, kibice będą w dużym rozproszeniu wchodzić na stadion, to nie powinno być źle. Pamiętajmy, że podobnie jak na weselach bawią się goście z list imiennych, tak również kibice wchodzą na imienne bilety. Tutaj też będzie stosunkowo łatwo wszystkich namierzyć, jeśli by była taka potrzeba. Oby nie.

Za miesiąc wakacje. Ma pan jakieś rekomendacje?

Wakacje tak. Najlepiej rodzinne.

Wnuki mogą wreszcie odwiedzić dziadków?

Tak, ale zachowujmy się rozsądnie. Jeśli sami byliśmy w szpitalu, albo ktoś z bliskich, to niekoniecznie jedźmy w te odwiedziny. Obserwujmy się, czy nie mamy objawów, pamiętając że szpital to miejsce wyższego ryzyka w stanie epidemii. A cały czas jesteśmy w stanie epidemii i jeszcze długo w nim będziemy.

Rozmawiała Małgorzata Solecka

03.06.2020
strona 2 z 2
Zobacz także
  • Maseczki z humorem
  • Odmrażanie i podwyższone ryzyko
  • Test przez okno
  • Wyzwanie, jakim jest pandemia
  • Fundament to dezynfekcja rąk
  • Obawiamy się o naszych bliskich
Wybrane treści dla Ciebie
  • Szczepienie przeciwko środkowoeuropejskiemu odkleszczowemu zapaleniu mózgu
  • Szczepienia przed wyjazdem do Afryki Południowej
  • Szczepienia przed wyjazdem do Afryki Północnej
  • Szczepienie przeciwko odrze, śwince i różyczce
  • Koronawirus (COVID-19) a grypa sezonowa - różnice i podobieństwa
  • Szczepienie przeciwko meningokokom
  • Szczepienie przeciwko gruźlicy
  • Szczepienie przeciwko pałeczce hemofilnej typu b (Hib)
  • Szczepienie przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi
  • Test combo – grypa, COVID-19, RSV
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta