×
COVID-19: wiarygodne źródło wiedzy

Złość na siebie

Ewa Stanek-Misiąg

Kiedyś byłem bardzo chudy, ważyłem niecałe 60 kg przez blisko trzydzieści lat życia. Kiedy metabolizm zwolnił, a ja zaprzyjaźniłem się ze słodyczami i leżeniem powiązanym z czytaniem książek, rozmiar M przeskoczył błyskawicznie w XL i nawet nie zdążyłem sobie kupić jakichś ubrań z metką L! – opowiada Jarosław Czechowicz, pisarz, nauczyciel z Krakowa. Jego walkę z nadprogramowymi kilogramami śledzić można na FB.
06.07
No cóż, zestaw kompleksowych badań krwi zlecony jeszcze przed Covidem wreszcie został wykonany. Wyniki wyraźnie wskazują, że jestem gruby. Koniec z żarciem w nocy. Howgh.
20.08
Można zapomnieć o swoim ciele, ale ono się upomni o swoje. Moje powiedziało „dość". A ja codziennie, pocąc się, mówię „przepraszam".
01.09
Dziś wizyta u dietetyczki, kompleksowy monitor stanu zdrowia.
- Ma pan dużo mięśni. Tylko muszą się wydobyć spod tkanki tłuszczowej.

 


Jarosław Czechowicz. Fot. arch. wł.

Ewa Stanek-Misiąg: W lipcu zrobiłeś badania, które zapoczątkowały zmianę Twojego stylu życia. Robiłeś je z powodu jakichś dolegliwości?

Jarosław Czechowicz: Z roku na rok miałem coraz większe trudności ze znoszeniem wysokich temperatur. Lekarz zlecił mi cały zestaw badań – od TSH po testosteron. Tylko te dwa wyszły w normie.

Dzięki badaniom dowiedziałeś się, że masz cukrzycę. I coś jeszcze?

Tak. Diagnoza cukrzycy podziałała na mnie wstrząsowo. Zwłaszcza gdy lekarz zasugerował, że mogę się z nią mierzyć przez całe życie. Dodatkowo miałem duże stężenie cholesterolu, hemoglobiny glikowanej, transaminazy i praktycznie wszystkiego, co można zlecić do przebadania we krwi, a o istnieniu czego nie miałem do tej pory pojęcia. Jednak ta cukrzyca najmocniej we mnie uderzyła. Zdałem sobie sprawę, że nadużywałem słodyczy, piłem napoje energetyczne jak wodę i wciąż przez wiele lat wprowadzałem do swojego organizmu ogromne ilości cukru. Wynik badania – blisko 160 mg/dl – po prostu mnie osłabił. A może zwyczajnie przeraził. I wtedy sobie powiedziałem: „Nie, nie będę niewolnikiem takiej choroby”. Natychmiast odstawiłem prawie wszystkie cukry. Nie wiem, czy bardziej zadziałał lęk, czy zwyczajna złość na siebie. W niespełna miesiąc po tym pierwszym badaniu miałem wyniki na poziomie nawet 84 mg/dl. Oczywiście nie udałoby się to bez wsparcia farmakologicznego, czyli metforminy, ale najważniejsze było drastyczne ograniczenie jedzenia wszystkiego, co niezdrowe. Teraz monitoruję glukometrem stężenie glukozy i czasem bywa powyżej 100 mg/dl. To już nie jest cukrzyca, ale wiem, że muszę tego wciąż pilnować.

Na FB piszesz, że Twoje ciało powiedziało „dość”. Jak to „dość” wyraziło?

Ono już wcześniej miało dość. I dawało znać tym, że pociłem się potwornie już w temperaturach około 20 stopni. Z trudem wchodziłem na czwarte piętro, na którym mieszkam. Wciąż coś mnie bolało. W wieku 42 lat czułem się notorycznie źle. Kiedy moja masa ciała przekroczyła 100 kg, wiedziałem, że to już stan, nad którym trudno mi zapanować. I w końcu sam sobie powiedziałem „dość”. Wyniki badań uświadomiły mi, jak rujnowałem swoje zdrowie przez lata. Przytyłem na własne życzenie i straciłem sprawność fizyczną tylko przez swoje zaniedbania. Wtedy bunt przekuł się w chęć działania.

O tym, że tak dłużej żyć nie można, zdecydowała bardziej nadwyżka kilogramów czy cukrzyca?

Najpierw przeraził mnie wynik glukozy we krwi, choć wiem, że ludzie żyją z dużo wyższym. A potem zacząłem łączyć punkty – to, co we krwi, miało oczywisty związek ze stanem mojego ciała, potwornym zaniedbaniem, brakiem ruchu, podjadaniem w nocy i pochłanianiem naprawdę kolosalnych ilości słodyczy. Uznałem, że to jest ten moment na zmianę. Że może być jeszcze gorzej, a ja tego nie chcę. Nie chcę żyć w ciele, które niemo domagało się zdrowia i kondycji. Nie chciałem nadal schylać się z trudem, wiązać z trudem butów, łapać zadyszki po kilku sekundach biegu za uciekającym autobusem czy otwierać lodówkę i o 2:00–3:00 w nocy serwować sobie wielki kaloryczny posiłek. To był impuls – bardziej wściekłość niż autentyczna troska o siebie. Ale na tym impulsie zbudowałem konsekwentne, już dwumiesięczne działanie naprawcze.

Ile ważyłeś, kiedy postanowiłeś „wziąć się za siebie”? Ile ważysz teraz?

Waga pokazywała 102 kg. Mój brzuch przypominał wielką piłkę. Nie mogłem już na siebie patrzeć. Obecnie, dwa miesiące od podjęcia decyzji o zmianie trybu życia, ważę 92 kg. Te dziesięć spadło w wyniku rozumnego odżywiania się i codziennych ćwiczeń. Trochę tabaty, trochę treningu kardio. Na YouTube jest sporo dobrych treningów, które można wykonywać w domu. Mam wgrany kwadrans na codzienne ćwiczenia. Nie ma wymówek, nie ma dni od tego wolnych. Jem mniej i inaczej, a dodatkowo się ruszam. Nadal mam brzuch i jeszcze jestem minimalnie w granicy otyłości, ale to za chwilę przejdzie już w nadwagę. I nie zamierzam skończyć na tych dziesięciu kilogramach.

Piszesz na FB, że celem – do osiągnięcia w grudniu – są 74 kg. Czy to cel ostateczny? Dlaczego akurat 74 kg?

Pewnie nie do końca się to uda, bo chcę chudnąć w sposób naturalny, czyli dzięki odpowiedniemu odżywianiu się i ćwiczeniom. Nie mam zamiaru posiłkować się czymś, co pozwoli mi gwałtownie stracić na wadze, nie chcę jakichś nienaturalnych przyspieszaczy. Przy wzroście 172 cm masa ciała 74 kg byłaby chyba idealna, ale nawet jeśli schudnę do 80 kg, uznam to za wielki sukces. Nie wiem, czy uwierzysz, że kiedyś byłem bardzo chudy, ważyłem niecałe 60 kg przez blisko trzydzieści lat życia. Kiedy metabolizm zwolnił, a ja zaprzyjaźniłem się ze słodyczami i leżeniem powiązanym z czytaniem książek, rozmiar M przeskoczył błyskawicznie w XL i nawet nie zdążyłem sobie kupić jakichś ubrań z metką L!

Trudniej jest nie jeść tego, co się lubiło i jadło, czy regularnie ćwiczyć?

Zdecydowanie trudniej pożegnać nawyki żywieniowe. Kiedy przejrzałem uważnie indeks glikemiczny, zorientowałem się, że nie muszę całkowicie porzucać tego, co słodkie. Aktualnie staram się eliminować czekoladę, przechodzę na jogurty owocowe i przymierzam się do picia kawy bez cukru, na razie słodzę jedną łyżeczkę zamiast dotychczasowych dwóch. Przejście na zamiennik, czyli stewię, nie zdało egzaminu. Stewia jest po prostu obrzydliwa.
Co do ćwiczeń – na początku, gdy przeglądałem te wszystkie treningi dla początkujących, sapałem już przy rozgrzewkach. Dzisiaj intensywnie ćwiczę do kwadransa i zamierzam zwiększyć ten czas o pięć minut. Organizm przyzwyczaił się do wysiłku szybko i czuję, że chce więcej. Wychodzę mu naprzeciw. Moja otyłość nie była wynikiem żadnej choroby, a mój organizm po prostu zasnął w morzu tłuszczu. Teraz po prostu daje mi do zrozumienia, że jest gotowy na więcej aktywności fizycznej, i ja mu to daję.

Pomijając słodycze, niezdrowe jedzenie, jedzenie za dużo czy jedzenie o niewłaściwej porze było Twoim największym problemem?

Wszystko jednocześnie. Jadłem niezdrowo, bardzo duże porcje, wciąż podjadałem w nocy i mój żołądek właściwie nieustannie coś trawił, nie miał dłuższego odpoczynku. Wybierałem sobie zawsze dania tłuste, obfite. Dziś ekstrawagancją jest dla mnie pizza raz na kilka tygodni albo od czasu do czasu ziemniak w zupie czy danie z ryżem. Jem obiady z kaszą, dużo mniejsze porcje, nie napycham się, staram się ograniczyć do minimum podjadanie w nocy, choć często mi się nie udaje. Ale to jest teraz zwykle jogurt o północy, a nie pół paczki czekoladek, ze trzy donuty i jeszcze dwie tabliczki czekolady jedzone z przerwami między 23:00 a 5:00 rano.

Jesteś pisarzem. Czy pisanie wpływa na jedzenie, np. kiedy piszesz, to nie jesz, ale potem sobie rekompensujesz z naddatkiem, albo piszesz i zajadasz?

Jeśli chodzi o pisanie książek, to nie ma żadnej zależności między tym a moim jedzeniem. Jadałem kompulsywnie i zachłannie, ale nie miało to związku z wstukiwaniem literek w klawiaturę. Myślę, że bardziej z nastrojami. Zajadałem stres i niepokoje. Podczas pisania książek czułem się raczej swobodnie i bardzo koncentrowałem na pracy. Wtedy jakoś myśli o jedzeniu były daleko.

Jak wybrałeś odpowiednią aktywność fizyczną dla siebie? Czy trenowałeś coś kiedyś? Lubisz sport tak w ogóle, także jako oglądacz?

To był oczywiście problem – jak rozruszać moje napęczniałe i otyłe ciało. Znajomi podsuwali sporo pomysłów. Ponieważ nie mam na co dzień czasu na aktywność fizyczną na świeżym powietrzu, zdecydowałem się przejrzeć zasoby internetowe i znaleźć właściwe dla siebie treningi, by spocić się trochę w domowym zaciszu. Moja siostra podesłała mi ciekawe linki. Nigdy nie lubiłem sportu, nie znosiłem go. Nie wyobrażam sobie, jak można patrzeć przez dłuższy czas na to, jak grupa spoconych facetów biega za piłką. Albo w ogóle obserwować jakieś gry zespołowe czy bieganie na bieżni. Teraz, kiedy codzienne ćwiczenia mam już wgrane w plan dnia, też nie odbieram ich z jakąś ekscytacją. Są po prostu rzeczą do wykonania. Organizm ma się zmęczyć i spocić. Bez tego nie będzie zmniejszenia masy ciała. Proste zależności, bez filozofii. Czasem łapię się na tym, że ziewam podczas ćwiczeń, tak mało ekscytujące mi się wydają, ale koniec końców i tak finalizuję to wszystko zadyszką i koncentracją na tętnie. Ale żebym to lubił? Nie. Wiem, że to koniecznie, by schudnąć. Zatem po prostu zasuwam.

Kiedy trafiłeś do dietetyczki?

Kiedy zrozumiałem, że zmianę moich nawyków żywieniowych powinien ktoś kontrolować. Jestem już po dwóch wizytach. Bardziej świadomy tego, jak i co jeść. Nie muszę mieć wyrzutów sumienia, że czasem pozwalam sobie na coś, czego nie powinienem jeść, bo nie mam zamiaru katować się restrykcyjną dietą. Chcę jeść w sposób dla mnie akceptowalny, jednak zmieniający metabolizm i masę mojego ciała. Moja dietetyczka prosiła, bym przez miesiąc codziennie zapisywał, co jem i kiedy. Dzięki temu zwiększyła się moja świadomość. Wiem, że są jakieś szybko działające diety, ale one są zwykle restrykcyjne. A ja, zmieniając siebie, nie chcę się codziennie czuć jak w jakimś wewnętrznym więzieniu, w którym opresyjne jest 80% tego, czego chciałbym spróbować. Odstawiłem wszystkie rzeczy z dużą zawartością cukru i tłuszczu. Poza tym jem normalnie i sporo z tego, co jadłem wcześniej. Podczas wakacji bawiłem się w robienie kanapeczek fit. Teraz dbam o to, by jedzenie nie było nadmiernie sycące, miało IG poniżej 55 i dało się szybko spalać. Jedzenie wciąż jest dla mnie przyjemnością i nie wyobrażam sobie, że miałoby być inaczej.

Jaką rolę w decyzji o zmianie odegrał koronawirus? „Upatrzył” sobie przecież otyłych mężczyzn, choroby współistniejące. A ty dodatkowo należysz do grupy zawodowej narażonej od września bardziej niż wiele innych, jesteś nauczycielem.

Tak, na pewno myśl o koronawirusie wciąż jest gdzieś z tyłu mojej głowy. Ale być może podjęcie się zmian i praca nad swoim organizmem pozwala mi mniej myśleć o pandemii i zagrożeniach, jakie mogą na mnie czyhać. Chcę mieć normalną masę ciała, żyć zdrowo i unikać dodatkowych zagrożeń. Odkąd ruszyła normalna praca w szkole, nie wchodzę do niej bez maski FFP3. Po prostu nie ma innego pewnego zabezpieczenia w takim miejscu. Powiem ci, że się przyzwyczaiłem. Kiedy tylko mogę, wychodzę na chwilę na powietrze i zdejmuję ją. Już czwarty tydzień codziennie pracuję silnie głosem z FFP3 na twarzy (trzeba oczywiście mówić głośniej, by uczniowie słyszeli i rozumieli). Do sześciu godzin dziennie. To nie maska na mojej twarzy jest dla mnie dziś problemem, lecz to, że wkrótce – taką ewentualność zapowiada moja dietetyczka – waga może się na jakiś czas zatrzymać mimo wysiłku fizycznego i ograniczeń w menu. A nic mnie tak nie nastraja pozytywnie w całym tym szaleństwie pandemicznym, jak świadomość, że do zimy zrzucę jeszcze te 20 kg.

Dlaczego piszesz na FB o tym, jak tracisz kilogramy i osiągasz coraz lepsze wyniki badań?

Bo pomyślałem sobie, że te wszystkie deklaracje dla fejsbukowych znajomych nie tylko pomogą mnie samemu, gdy zobaczę, ile osób mnie wspiera, ale być może będą też inspiracją dla innych, by podjęli walkę ze swoim ciałem dla zdrowia i komfortu – także psychicznego. Już dostałem kilka informacji od znajomych, że biorą ze mnie przykład i zaczynają pracować nad sobą. Oraz liczne dowody wsparcia, za które jestem bardzo wdzięczny. A przecież moje posty na FB nie są publiczne, nie robię z tego wielkiej sprawy na całą Polskę. No, może teraz tą rozmową robię. Ale chcę, by inni wierzyli w to, że możliwość lub niemożliwość zmiany nawyków żywieniowych i stylu życia dość często tkwi tylko w naszej głowie. Przede mną oczywiście jeszcze mnóstwo pracy. Nadal uważam, że jestem gruby. Jednak dziś, po dwóch miesiącach świadomej walki o lepszy stan swojego ciała, wiem, że warto tę walkę kontynuować i że czas przeprosić swój organizm za lata zaniedbania. Trzymaj zatem kciuki za moją walkę – bo to przede wszystkim wciąż na nowo walka z samym sobą. Trudna, lecz dająca satysfakcję.

Rozmawiała Ewa Stanek-Misiąg

Jarosław Czechowicz – polonista w jednej z krakowskich szkół podstawowych, pisarz („Winne”, „Toksyczność”), krytyk literacki (http://krytycznymokiem.blogspot.com/), rocznik 1978.

13.10.2020
Zobacz także
  • Otyłość to choroba
  • Chory na bieganie
  • "Życie polega na ruchu i ruch jest jego istotą"
  • W bezruchu żyje się gorzej
  • Jogging to rutyna
Doradca Medyczny
  • Czy mój problem wymaga pilnej interwencji lekarskiej?
  • Czy i kiedy powinienem zgłosić się do lekarza?
  • Dokąd mam się udać?
+48

w dni powszednie od 8.00 do 18.00
Cena konsultacji 29 zł

Zaprenumeruj newsletter

Na podany adres wysłaliśmy wiadomość z linkiem aktywacyjnym.

Dziękujemy.

Ten adres email jest juz zapisany w naszej bazie, prosimy podać inny adres email.

Na ten adres email wysłaliśmy już wiadomość z linkiem aktywacyjnym, dziękujemy.

Wystąpił błąd, przepraszamy. Prosimy wypełnić formularz ponownie. W razie problemów prosimy o kontakt.

Jeżeli chcesz otrzymywać lokalne informacje zdrowotne podaj kod pocztowy

Nie, dziękuję.
Poradnik świadomego pacjenta