W połowie kadencji można być pewnym, że ani Arłukowicz, ani Neumann nie zapiszą się w historii jako wielcy reformatorzy opieki zdrowotnej. Ale z tego, co można usłyszeć w Platformie Obywatelskiej, nikt od nich tego nie oczekuje.
Minister Bartosz Arłukowicz i wiceminister Sławomir Neumann. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Podział ról jest, nawet dla postronnego obserwatora, oczywisty. Minister zdrowia najczęściej zabiera głos wtedy, gdy dzieje się coś kontrowersyjnego. Pogotowie nie dojedzie do ciężko chorego dziecka i Jerzy Owsiak postawi znak zapytania nad kolejną edycją Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. No i w sprawach in vitro, bo Bartosz Arłukowicz uważa się za jednego z ojców tego rządowego programu. W innych sprawach, zarówno programowych, jak i bieżących, najczęściej wypowiada się Sławomir Neumann. Sekretarz stanu, pierwszy zastępca Arłukowicza, jeden z frontmanów Platformy Obywatelskiej.
Gdy w sierpniu 2012 roku Sławomir Neumann otrzymał od premiera nominację na stanowisko sekretarza stanu w resorcie zdrowia, wiele osób nie kryło zaskoczenia. Poseł, znany m.in. z komisji badającej tzw. aferę hazardową, zaledwie kilka miesięcy wcześniej został szefem sejmowej komisji ds. reformy otwartych funduszy emerytalnych. A zmiany w OFE to dla rządu Donalda Tuska, ze względu na kwestie finansów publicznych, kluczowy temat.
Neumann, poseł zasiadający w Komisji Finansów Publicznych, był też jednym z wnioskodawców nowelizacji ustawy o SKOK-ach, która miała doprowadzić do oddania kas – jednoznacznie politycznie kojarzonych z Prawem i Sprawiedliwością – pod baczniejszą kuratelę Komisji Nadzoru Finansowego. Obydwie sprawy, z politycznego punktu widzenia, dla Platformy były priorytetem, a obecność Neumanna w Sejmie wydawała się nie tylko pożądana, ale niezbędna.
Nowe stanowisko dla Neumanna najczęściej było więc interpretowane jako wzmocnienie nadzoru nad resortem zdrowia i jego szefem. Pozycja ministra zdrowia w 2012 roku była nie do pozazdroszczenia. Gigantyczne zamieszanie w refundacji leków, odziedziczone po poprzedniej ekipie, długo odbijało się czkawką na relacjach między Arłukowiczem a Tuskiem. – Premier patrzył na swojego ministra podejrzliwie. Można było sądzić, że przy okazji pierwszej rekonstrukcji się go pozbędzie. Zwłaszcza, że tradycyjnie ministra zdrowia w każdym rządzie media i opinia publiczna wskazują jako pierwszego do wymiany – wspomina osoba związana z Kancelarią Premiera.
Ale z perspektywy czasu wszystko wskazuje na to, że Neumann do resortu zdrowia trafił co prawda jako człowiek Tuska, ale nie przeciw Arłukowiczowi, ale na jego wniosek. Minister nie chciał współpracować z wiceministrem Jakubem Szulcem. Wiedział, że po dymisji Szulca premier wyznaczy politycznego, ale też finansowego „kontrolera”. Sam wybrał Neumanna, którego znał z czasów komisji hazardowej i z którym dobrze mu się współpracowało.