Minister zdrowia używa skandalicznej argumentacji na wyjaśnienie swojej bezczynności. To najgorzej pracujący resort tego rządu – mówi w wywiadzie dla Medycyny Praktycznej prof. Irena Lipowicz, Rzecznik Praw Obywatelskich.
Sylwia Szparkowska: Alarmowała Pani niedawno, że Ministerstwo Zdrowia nie opracowało przepisów pozwalających na realizację dyrektywy transgranicznej. Dlaczego akurat w tę sprawę się Pani, jako Rzecznik Praw Obywatelskich, zaangażowała?
Prof. Irena Lipowicz: Na sprawę dyrektywy transgranicznej warto zwrócić uwagę, bo jest to niemal kliniczny przykład tego, jak nie należy się zachowywać. Jeżeli Polska uznawałaby podczas negocjowania dyrektywy, że nie jesteśmy w stanie sprostać jej warunkom, mogliśmy negocjować zapisy, protestować, ostatecznie mogliśmy nawet wetować samą dyrektywę. Nie zrobiliśmy tego, a prawo unijne stało się obowiązującym. Unikanie odpowiedzialności w tej chwili jest rzeczą niepoważną.
Prof. Irena Lipowicz. Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Ministerstwo zdrowia nie przygotowało przepisów wykonawczych do dyrektywy, przez co obowiązuje ona wprost. Nie poradziło sobie z tym zadaniem, czy nie chce sobie poradzić – w obawie o finanse publiczne?
Prawo regulujące zasady leczenia za granicą obywateli Unii jest dla pacjenta ważne i nie musi wcale, jak wierzy wielu nieprzygotowanych urzędników, uderzyć w finanse państwa. Oczywiście pod warunkiem, że zostanie dobrze opracowane.
Postawa ministerstwa jest więc niezrozumiała. Przecież kiedy w zeszłym roku pytałam o stan implementacji dyrektywy, resort odpowiadał, że na pewno się z tym zadaniem upora przed 24 października 2013, kiedy mijał termin wprowadzenia przepisów. Nie dotrzymał słowa. Tymczasem minęły kolejne miesiące i w lutym resort ma odwagę odpowiadać, że prace trwają, bo „sprawa jest niezwykle złożona”, a „długotrwałość procesu legislacyjnego stanowi odzwierciedlenie skomplikowania rozwiązań prawnych, które pozwoliłyby sprostać wymogom Unii Europejskiej, przy jednoczesnym zminimalizowaniu potencjalnych następstw”. To brzmi trochę jak żart z prawa do dobrej legislacji.
Tak można napisać o każdej sprawie. Właściwie każda kwestia rozstrzygana na poziomie ustawy jest „niezwykle złożona”.
Skandaliczna jest argumentacja, której minister używa na wyjaśnienie swojej bezczynności. Gdyby przyznał, że ma z wdrożeniem dyrektywy problem finansowy, byłoby to chociaż uczciwe i byłabym w stanie to zrozumieć i polemizować. Tymczasem w liście do mnie w zawoalowany sposób argumentuje, że przepisy implementujące dyrektywę transgraniczną uderzałyby w równość obywateli... To zwyczajnie nieprawdziwa argumentacja. Tak się nie robi.