Jak cytować: Hołub G.: Kodeks Etyki Lekarskiej. Odcinek 39: Bezinteresowność w transplantologii. Med. Prakt., 2016; 12: 124–125
Skróty: KEL – Kodeks Etyki Lekarskiej
Etos transplantologii
Kodeks Etyki Lekarskiej inspirowany myśleniem
hipokratejskim określa zadanie lekarza jako niesienie
ulgi w cierpieniu. W jego realizacji pomagają
coraz to nowe osiągnięcia medycyny, do których
niewątpliwie należy transplantologia. Można ją
zakwalifikować do terapii nadzwyczajnych, kiedy
zwykłe sposoby leczenia zawodzą. Czy jednak
lekarz, który angażuje się w działania nadzwyczajne,
posiada z tego tytułu jakieś szczególne,
nadzwyczajne uprawnienia? Art. 35 KEL brzmi:
„Lekarz nie może otrzymywać korzyści majątkowej
lub osobistej za pobieranie lub przeszczepianie
komórek, tkanek, narządów”.
Czy rzeczywiście lekarze są wystawieni na takie
pokusy?
W poszukiwaniu organów
Podstawowym problemem w transplantologii jest
narastający niedobór dawców narządów, co oznacza
coraz dłuższe kolejki chorych oczekujących
na przeszczep. W debatach prowadzonych przez
bioetyków, lekarzy i polityków pojawiają się różne
propozycje rozwiązania tego problemu. Chodzi
zasadniczo o stworzenie zachęty dla potencjalnych
dawców i skłonienie ich do ofiarowania narządu,
tkanek czy komórek, które innym mogą uratować
życie. Rozważa się m.in. stworzenie wolnego rynku
ludzkich narządów, co wiązałoby się z formą
kupna i sprzedaży. Zwolennicy takiego rozwiązania
podkreślają zwykle zalety natury pragmatycznej, ale także odwołują się do zasady autonomii
jednostki, która ma prawo dysponować swoim
ciałem w sposób niemal nieograniczony („moje
ciało – moja własność”).1 Gdyby to stanowisko
zostało zaakceptowane, wówczas handel narządami i tkankami stałby się legalnym procederem, a lekarze mogliby nawet pełnić rolę pośredników.
Przeciwnicy wskazują natomiast na niebezpieczeństwo
uprzedmiotowienia ludzkiego ciała („jeśli
coś raz stanie się przedmiotem, zawsze takim
pozostanie”).
Powszechnie wiadomo o istnieniu czarnego rynku
ludzkich narządów. Można je kupić w krajach,
gdzie nie ma wystarczającej kontroli państwa i istnieje nieformalne przyzwolenie na tego typu
działania. Są to głównie kraje azjatyckie, takie jak
Pakistan, Indie i Filipiny. Ludzie biedni zachęcani
są przez pośredników do oddania narządu, najczęściej
nerki, w zamian za znaczącą zapłatę. Ponadto
istnieją wyspecjalizowane szpitale (np. w Indiach),
które wszczepiają te narządy pacjentom gotowym
zapłacić za taką usługę.2 Zjawisko to opisuje się
jako formę spotkania „dwóch zdesperowanych
stron”: ludzi ubogich, którzy pragną wydostać
się z tego stanu i ludzi chorych, choć dobrze sytuowanych materialnie.3 Chorzy walczący o swoje
życie są skłonni postawić na szali wszystko, co
posiadają. Stają się wówczas łatwym łupem dla
profesjonalistów kierujących się niskimi normami
moralnymi.
Czarny rynek narządów jest poważnym problemem
moralnym. Można go nawet określić radykalnym
terminem „handlu żywym towarem”, który
zwykle odnosi się do handlu ludźmi. Chodzi bowiem o przedmiotowe traktowanie człowieka, które
uderza w jego godność. Ważną kwestią jest tu
również naruszenie podstawowego kanonu sprawiedliwości,
jeśli ludzie są przymuszani do dawstwa.4 Lekarz powinien unikać takich sytuacji.
Jest przecież powołany także do tego, by bronić
godności człowieka, co przede wszystkim oznacza
odmowę uczestnictwa w jej naruszeniu. Oczekiwane
korzyści finansowe nie mogą przeważyć nad
postawami moralnymi. W kontekście przeszczepienia
narządów pomijanie własnego interesu przez
lekarza jest szczególnie ważne.5
Moralnie naganne jest też przesuwanie pacjentów w kolejce oczekujących na przeszczep w zamian
za korzyści materialne lub jakiekolwiek inne.
Myśleć w logice daru
Sposobem uniknięcia niebezpieczeństwa uprzedmiotowienia
ludzkiego ciała i jego komercjalizacji
jest właśnie myślenie w kategoriach daru. I odnosi
się to tak do dawców, jak i biorców narządów. Bez
względu na światopogląd czy wyznawaną religię
jeden i drugi może powiedzieć, że chodzi o ratowanie
ważnego dobra, jakim jest ludzkie istnienie. W konsekwencji dawca i biorca uwalniają się
od zobowiązań (może poza długiem wdzięczności i dobrej pamięci), które mogłyby się okazać „toksyczne” w relacjach międzyludzkich.
A co z lekarzem, który poniekąd pośredniczy
między dawcą a biorcą? Choć jego rola jest tu konieczna i niezastąpiona, to jednak tylko pomocnicza.
Lekarz jest tym, który umożliwia złożenie i przyjęcie daru, jakim jest narząd lub tkanka.
Sprawia on, że dobre intencje dawcy mogą się
przerodzić w skuteczne działanie dla dobra biorcy.
Piśmiennictwo:
1. L.B. Andrews: My body, my property. W: J.H. Howell, W.F. Sale, red.: Life choices: a Hasting Center introduction to bioethics. Washington, DC, Georgetown University Press, 2007: 363–3832. S. Carney: Czerwony rynek: na tropie handlarzy organów, złodziei kości, producentów krwi i porywaczy dzieci. Tłum. J. Ochab. Wołowiec, Wydawnictwo Czarne, 2014: 70 i nast.
3. G. Hołub: O dwu sposobach poszukiwania organów do transplantacji. Studia Gdańskie, 2009; XXV: 131–137
4. Znawcy problemu wyraźnie wskazują na niebezpieczeństwo takiej presji i jej konsekwencje. Jak powie Eike-Henner Kluge: „The poor would therefore become the walking organ banks of the well-to-do”. E.-H. Kluge: Organ donation and retrieval: whose body is it anyway? W: H. Kuhse, P. Singer, red.: Bioethics: an anthology. Malden, Blackwell Publishers, 1999: 387
5. E.D. Pellegrino: Toward a virtue-based normative ethics for the healthcare professionals. Kennedy Institute of Ethics Journal, 1995; 5 (3): 269–270