KEL: Ciągłość opieki lekarskiej

Kodeks Etyki Lekarskiej. Odcinek 27: Ciągłość opieki lekarskiej

11.09.2015
dr hab. Andrzej Muszala prof. UPJPII, Międzywydziałowy Instytut Bioetyki, Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie

Jak cytować: Muszala A.: Kodeks Etyki Lekarskiej: odcinek 27: ciągłość opieki lekarskiej. Med. Prakt., 2015; 9: 123-125

Skróty: KEL - Kodeks Etyki Lekarskiej

Artykuł 20 Kodeksu Etyki Lekarskiej stwierdza: „Lekarz podejmujący się opieki nad chorym powinien starać się zapewnić mu ciągłość leczenia, a w razie potrzeby także pomoc innych lekarzy”.
W publikacjach zajmujących się etyką lekarską często spotykamy teksty omawiające klasyczne problemy z tej dziedziny, takie jak: informowanie pacjenta, jego zgoda na proponowane postępowa nie, tajemnica lekarska itp., natomiast bardzo rzadko natrafiamy na analizę kwestii zapewnie nia pacjentowi ciągłości leczenia. Wynika to być może z oczywistości tej zasady, co zauważamy już w stwierdzeniu Juliana Kornobisa: „Artykuł ten nie wymaga szerszego komentarza. Lekarz podej mujący się opieki nad chorym nie może od tej opie ki odstąpić, nie zapewniając mu stosownej opieki w innym miejscu leczenia przez innych lekarzy. Nawet jeżeli pacjent na własne żądanie rezygnuje z pomocy danego lekarza. Jest słuszne i etyczne poinformowanie go o innych możliwościach lecze nia, a może nawet przekonanie go, aby nie rezy gnował z rozpoczętego leczenia”.1
Przyglądnijmy się jednak z bliższa zapisowi artykułu 20 KEL i spróbujmy wydobyć treści, ja kie się kryją w tym lakonicznym sformułowaniu. Wydaje się, że chodzi tu o:
1) zapewnienie pacjentowi ciągłości leczenia w przypadku zmiany lekarza
2) umiejętność współpracy lekarza prowadzącego z innymi lekarzami
3) ciągłą opiekę nad pacjentem i  troskliwą obec ność przy nim.

Zapewnienie pacjentowi ciągłości leczenia w przypadku zmiany lekarza

Najważniejsza starożytna zasada etyki lekarskiej stwierdza: „Salus aegroti suprema lex esto2 (dobro chorego powinno być najwyższym nakazem). Logicznym wnioskiem, jaki z niej wypływa, jest to, że pacjent nie powinien być nigdy pozbawiony opieki medycznej. Nieraz się zdarza, że zmienia on miejsce zamieszkania; wówczas ma prawo do kontynuowania leczenia w nowym miejscu, a dotychczasowy lekarz prowadzący (lub placówka lecznicza) powinien zapewnić przekazanie kom pletnej dokumentacji nowej jednostce, w której pacjent może być nadal leczony. Podobnie rzecz się ma w każdym przypadku, gdy jeden lekarz przekazuje pacjenta drugiemu lub innej placów ce medycznej. W  takich sytuacjach należy mak symalnie ograniczyć niedogodności, jakie z  tego faktu mogą wyniknąć dla pacjenta, szczególnie z powodu nadmiernej biurokracji i innych okolicz ności, które mogłyby opóźnić przejęcie nad nim opieki. Zdarza się bowiem, niestety, że zasada zawarta w art. 20 KEL może służyć do odsyłania pacjenta „od Annasza do Kajfasza”, by uchylić się od rzeczywistego udzielenia mu pomocy. Wszelkie formy takiej „spychologii” są nie tylko nieetyczne, lecz wręcz naganne. Może się zdarzyć, że skończą się one dla pacjenta tragicznie.

Umiejętność współpracy lekarza prowadzącego z innymi lekarzami

Obowiązek zapewnienia pacjentowi ciągłości leczenia zakłada także umiejętność współpracy między lekarzami różnych specjalności. Proces terapeutyczny wymaga nieraz konsultacji różnych lekarzy, przeprowadzenia pacjenta przez kilka etapów leczenia; na każdym z nich potrzebni są spe cjaliści różnych dziedzin. I nie uchybia to żadnemu lekarzowi, gdy zwraca się o poradę, gdy potrafi przekazać pacjenta innemu specjaliście, gdy nie ma miejsca na niezdrową konkurencję, zazdrość czy obawę o  utratę własnego prestiżu. „Lekarz, który zasięga konsultacji kolegi specjalisty, wykazuje się i roztropnością i pokorą – cechami tak potrzebnymi we wszelkich międzyludzkich interakcjach. Nie tylko nie traci dobrej opinii (bo któż może wiedzieć wszystko?...), lecz wręcz zdobywa sobie jeszcze większy autorytet jako człowiek otwarty i wciąż poszukujący tylko dobra pacjenta”.3

Ciągła opieka nad pacjentem i troskliwa obecność przy nim

W końcu z artykułu 20 KEL należy wnioskować, że moralnym obowiązkiem lekarza jest stała troska o chorego, dopóki znajduje się on pod jego pieczą. Lekarz powinien zawsze pamiętać, że pacjent jest osobą, a nie bezosobowym „przypadkiem klinicznym”. Nie może zapominać, że osoba ludzka to nie tylko ciało (soma), które jest przedmiotem lekarskiej diagnozy i zabiegów medycznych, lecz też duch (psyche), mający inne potrzeby. Pacjent, do którego każdego dnia przychodzi ten sam lekarz prowadzący, czuje się bezpiecznie; wie, że jest otoczony nie tylko opieką specjalistyczną, ale także tą zwykłą – ludzką. Może się mu zwierzyć, zaufać, oddać w jego ręce. Lekarz nie jest dla niego kimś anonimowym, ciągle nowym, w obcym środowisku; stanowi dla niego swoisty gwarant bezpieczeństwa. Owa ciągłość opieki medycznej i ciągłość obecności lekarza prowadzącego ma bardzo istotne znaczenie dla całego procesu terapeutycznego, a czasem okazuje się czymś wręcz zbawiennym.
Zasada ciągłości leczenia nie ustaje, gdy nie ma już nadziei na wyleczenie pacjenta. Byłoby czymś nieludzkim i głęboko nieetycznym pozosta wienie chorego bez opieki tylko dlatego, że zbli ża się nieuchronnie do śmierci. Celem medycyny jest bowiem także towarzyszenie umierającemu człowiekowi poprzez łagodzenie bólu totalnego, pielęgnację, aplikowanie zwyczajnych środków leczenia i zwykłą, ludzką obecność. R. Fenigsen pisze: „Spośród wszystkich obowiązków lekarza wobec ciężko chorego najważniejsza jest obecność. Stały kontakt z tym samym lekarzem leczącym jest dla ciężko chorego wyjątkowo ważny. Chory taki nie powinien być narażony na kolejkę wciąż zmieniających się lekarzy. (...) Lekarz nie jest «bezstronnym ekspertem». Jego stosunek do pa cjenta ma charakter przymierza, wiąże go z cho rym na dobre i na złe. Lekarz nie ma prawa opu ścić chorego ani rzadziej go widywać, gdy chory wchodzi w schyłkowy okres życia”.4

Autor powyższych słów - ceniony lekarz, kardiolog, pracujący w Polsce, w Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych, który od kilkunastu lat jest już na emeryturze - z dużą dozą życiowej mądrości rozróżnia lekarzy „tradycyjnych” i lekarzy „nowoczesnych”. Pisze: „Lekarz tradycyjnego pokroju był obecny, gdy pacjent przybywał do szpitala i trzeba było wydawać zlecenia dotyczą ce sposobu pielęgnacji, diety, napojów, kroplówki, badań, leków itd. «Nowoczesnego» lekarza nie ma w szpitalu, i zagubionego, przestraszonego, zmęczonego pacjenta popycha się kolejno do pięciu czy sześciu «członków zespołu», którzy podobno po winni wiedzieć, co z chorym począć, ale «nie mają jeszcze zleceń» i interesują się tylko pomniejszymi kwestiami, na przykład tym, co pan(i) zamawia na jutrzejszy obiad albo czy chce pani wynająć telewizor. Lekarz tradycyjnego pokroju był w szpitalu i przybywał biegiem, kiedy coś nagłego stało się z pacjentem. Do lekarza tradycyjnego pokroju można się było dodzwonić, kiedy pacjent, będąc w domu, miał jakieś niepokojące dolegliwości albo kiedy potrzebował wyjaśnień, albo po prostu czuł się zagubiony i bezradny. Takie są nadal zwyczaje tych bostońskich specjalistów, którzy podtrzymują dobre kliniczne tradycje. Ale nie są to zwyczaje lekarzy «nowoczesnych». Po kilku godzinach walki z sekretarkami, z «agencjami odpowiadający mi na telefony», z centralami «nagłych wezwań», po długich przerwach, podczas których nadają ci niechcianą muzykę, możesz uzyskać obietnicę, że lekarz do ciebie zadzwoni. Ta obietnica będzie albo nie będzie spełniona. A czy zauważyliście, że sekretarki tradycyjnych lekarzy robiły wszystko, aby cię skontaktować z twoim lekarzem, natomiast sekretarka «nowoczesnego» lekarza jest po to, aby ci uniemożliwić dotarcie do niego?”5. KEL wskazuje, jak pozostać lekarzem „tradycyj nego pokroju”.

Piśmiennictwo:

1. J. Kornobis: Kodeks Etyki Lekarskiej: komentarz. Aforyzmy: myśli. http://dsz.katowice.pl/e107_plugins/content/dok/kodeks/art_6_41.html (dostęp 4.08.2015)
2. Maksymę tę przypisuje się Hipokratesowi (460-370 r. przed Chr.) oraz Cyceronowi (106-43 r. przed Chr.)
3. A. Muszala: Gdy przypadek kliniczny przerasta możliwości lekarza. Med. Prakt., 2014; 7-8: 128-129
4. R. Fenigsen: Przysięga Hipokratesa. Warszawa, 2010: 213
5. R. Fenigsen: Przysięga Hipokratesa. Warszawa, 2010: 164-165