Powszechne testowanie w kierunku koronawirusa jest kluczowe dla wychwycenia osób zakażonych – uważa prof. Agnieszka Dobrzyń z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego PAN. Jej zdaniem testowanie grupowe to szybki i rozsądny cenowo sposób na przebadanie dużych populacji. Ekspertka uczestniczyła w środę w posiedzeniu senackiej komisji zdrowia.
"Chodzi o to, żebyśmy wyeliminowali ze społeczeństwa tych, którzy zakażają czy zarażają innych i nie mają świadomości tego, że są chore. M.in. dlatego powszechne testowanie jest kluczem. To, że mamy teraz trzecią falę epidemii w Polsce, jest m.in. spowodowane tym, że nie testujemy osób bezobjawowych" – powiedziała.
Profesor mówiła, że w Instytucie stworzono narzędzie SONAR. "Pozwala ono na szybkie i sprawne testowanie, a także daje sprawny dostęp do informacji o wynikach badania za pomocą mobilnych aplikacji" – zaznaczyła.
SONAR – jak wyjaśniała – to tzw. testowanie grupowe. "To sposób na szybkie i w miarę rozsądne cenowo przetestowanie dużych populacji. W ten sposób testuje się w krajach, które wierzą, że testowanie powszechne ma sens, np. Stany Zjednoczone, Niemcy, Izrael, Chiny, Korea Południowa, Wielka Brytania. (…) To jest coś, co jest stosowane na świecie. Myśmy tego nie wymyślili" – powiedziała Dobrzyń.
Testowanie grupowe – jak mówiła – polega na łączeniu próbek pobranych od pacjentów. "Testowaliśmy różne warianty. Ze względów ekonomicznych i ze względów praktycznych doszliśmy do wniosku, że najlepsze będzie tzw. pulowanie po 12" – powiedziała.
Zaznaczyła jednocześnie, że w dużej mierze jest to uzależnione od przewidywań, jaki procent osób w danej populacji może być zakażony. "Być może na tym poziomie epidemii, jaki mamy dzisiaj, gdzie spodziewamy się, że dużo bez objawów jest zakażonych, pulowanie po 5 czy 6 byłoby bardziej rozsądne. To jest sprawa łatwa do wprowadzenia" – mówiła.
Do badania SONAR kwalifikowane są osoby bez objawów. Osoby z objawami zakażenia są kierowane do POZ i nie są włączane do projektu. Istotne jest, jak mówiła, odpowiednie zbieranie materiału do prób. "My mamy opracowane zbieranie materiału ze śliny" – podała.
Ekspertka akcentowała, że pracownicy Instytutu badają się raz w tygodniu. "Tylko takie testowanie powszechne ma sens. Zrobienie testowania powszechnego raz, co na przykład zrobili na Słowacji, po prostu nie ma sensu przy tym wirusie" – zaznaczyła. "Chciałabym, by inne miejsca pracy były tak bezpieczne jak Instytut Nenckiego" – podkreśliła.
"Te nasze doświadczenia zna minister edukacji i nauki, MEiN włączyło się do SONAR-a i też ich testujemy co tydzień. A w tym tygodniu po raz pierwszy przetestowaliśmy pracowników Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii" – poinformowała Dobrzyń.
Wskazała, że aby SONAR był wykorzystywany szerzej, konieczne byłoby dodanie do rozporządzenia, które wymienia, z jakiego materiału można izolować wirusa.
Krajowa Rada Diagnostów Laboratoryjnych w stanowisku wydanym w lutym stanowczo sprzeciwiła się stosowaniu w medycznych laboratoriach diagnostycznych tzw. pulowania materiału przeznaczonego do badań laboratoryjnych w celu weryfikacji zakażeń SARS-CoV-2. W opinii KRDL stwierdzenie prawidłowości wyniku z badania pulowanego obciążone jest dużym ryzykiem błędu, przez co budzi wątpliwości merytoryczne i etyczne.
Odnosząc się do – jak stwierdziła – niechęci diagnostów, Dobrzyń stwierdziła, że "mają oni specjalną ustawę o zawodzie diagnosty, gdzie jest napisane, że diagnosta może się podpisać tylko pod wynikiem badania materiału, który jest pobrany od konkretnej osoby".
"Są pewne bloki, które powodują, że wejście w pulowanie jest hamowane, a wydaje się, że w obecnej sytuacji, kiedy mamy epidemię, musimy wykonywać pewne ruchy" – dodała.