Niezależnie od tego od zagranicznych gości wymaga się wykonania testu w kierunku COVID-19, dowodu odpowiedniego ubezpieczenia zdrowotnego, potwierdzenia rezerwacji zakwaterowania i opłacenia dwóch dodatkowych testów na koronawirusa, które będą musieli przejść już w czasie pobytu w Tajlandii.
Na podstawie wiz turystycznych można wjechać także do innych części kraju, ale cudzoziemcy, którzy się na to zdecydują, muszą się liczyć z obowiązkową dla wszystkich 14-dniową kwarantanną i niepewną sytuacją epidemiczną.
W związku z rosnącą liczbą zakażeń w poniedziałek władze wprowadziły częściowy lockdown w Bangkoku oraz dziewięciu prowincjach w jego sąsiedztwie i na południu kraju. W czerwcu premier Prayuth Chan-ocha zapowiedział jednak, że kraj całkowicie otworzy swoje granice do połowy października, zaszczepiwszy co najmniej 50 mln obywateli. Dotąd obie dawki preparatów przeciwko koronawirusowi otrzymało niespełna 2,8 mln osób, czyli 4 proc. populacji.
Branża turystyczna generowała w ubiegłych latach niemal 20 proc. tajlandzkiego PKB. W 2020 roku Tajlandia straciła około 50 mld USD przychodów z turystyki, gdy liczba zagranicznych urlopowiczów spadła o 83 proc. – do 6,7 mln z niemal 40 mln w 2019 roku. W związku z trwającą od kwietnia kolejną falą zachorowań tajlandzka turystyka znajduje się w coraz trudniejszej sytuacji. Według organizacji Tourism Council of Thailand zrzeszającej przedsiębiorców z sektora turystycznego tylko w drugim kwartale zlikwidowano w nim 550 tys. miejsc pracy, zaś od początku pandemii zajęcie straciły ponad 2 mln pracowników.
W efekcie pandemii i wprowadzonych restrykcji w podróżach gospodarka królestwa znajduje się obecnie w najgorszym stanie od czasów azjatyckiego kryzysu finansowego z przełomu 1997 i 1998 roku. W 2020 roku skurczyła się o 6,1 proc.