Barometr epidemii (80)

16.10.2021
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Rozpędzająca się fala zakażeń swoje apogeum osiągnie na przełomie listopada i grudnia, a czarny scenariusz przewiduje, że liczba pacjentów przebywających w szpitalach sięgnie 20 tysięcy. Minister zdrowia te przewidywania przekazuje opinii publicznej ze stoickim spokojem, dodając, że dzięki szczepieniom jesteśmy w zupełnie innym punkcie pandemii, niż byliśmy rok temu. Świadczyć ma o tym nie tylko liczba nowych przypadków, ale przede wszystkim – zgonów. Czyżby?

Fot. Jakub Włodek / Agencja Gazeta

Największa porażka. Oficjalny przekaz pandemiczny. Czwarta fala się rozpędza – słyszymy od kilku tygodni, a stwierdzenie to coraz częściej kwitowane jest śmiechem, i to niekoniecznie przez „covidosceptyków” czy środowiska kwestionujące pandemię. Nastroju grozy, w przeciwieństwie do analogicznego okresu w ubiegłym roku nie ma, również dlatego, że Ministerstwo Zdrowia z jednej strony „podgrzewa atmosferę”, mówiąc o rozpędzającej się fali i apelując o szczepienia („to ostatni dzwonek” – kolejny bon mot, do którego również zdążyliśmy się przyzwyczaić już od tygodni), z drugiej – kojąc nerwy stwierdzeniami, niemającymi do końca oparcia w faktach, typu: „dzięki szczepieniom Polska jest w innym miejscu niż byliśmy rok temu”.

Oczywiście, trudno zaprzeczyć, że połowa populacji – tylko połowa! – jest chroniona jeśli nie przed zakażeniem, to przed ciężkim przebiegiem COVID-19, hospitalizacją i zgonem. Tylko połowa, co – jak pokazuje przykład lepiej wyszczepionego Izraela, Wielkiej Brytanii czy USA – nie stanowi wystarczającej bariery dla wariantu Delta.

Wydaje się, że polski „sukces” w walce z pandemią warunkuje nie co innego, a setne miejsce w świecie pod względem intensywności testowania. Przy czym, jak się wydaje, w tym obszarze odpowiedzialność decydenci dzielą z ogółem społeczeństwa – według relacji lekarzy, zdecydowana większość Polaków unika testów na obecność SARS-CoV-2 jak ognia. Zaś brak regulacji warunkujących aktywność społeczną bądź statusem zaszczepienia, bądź aktualnym wynikiem testu jeszcze ułatwia sprawę. Można postawić tezę, że Polska jest krajem, w którym i rządzący, i rządzeni wolą nie znać pełnego obrazu pandemii. I powtarzać banały o „innym miejscu”, w jakim jesteśmy.

Oczywiście – w szpitalach, na oddziałach intensywnej terapii, nie ma w tej chwili takiego dramatu, jakiego byliśmy świadkami w październiku (i listopadzie) ubiegłego roku. Dzienne wskaźniki zgonów z powodu COVID-19 też (jeszcze) są dwucyfrowe, choć powinna zwracać uwagę, i zatrważać, dynamika, z jaką rośnie ten najbardziej tragiczny wskaźnik. Według danych portalu Ourworldindata.com w Polsce wzrost w ujęciu dwutygodniowym jest niemal najwyższy w Europie (wyższy wskaźnik odnotowuje tylko Rumunia i Słowacja).

Warto spojrzeć też, myśląc krytycznie o „innym miejscu” na dane dotyczące zgonów ogółem. Porównując dane z urzędów stanu cywilnego za tygodnie 35.-40. (danych za kończący się tydzień jeszcze nie ma) z ubiegłego roku z tegorocznymi – różnicy praktycznie nie ma. W ubiegłym roku zmarło w tym okresie 47690 osób, w tym roku – 47468.

Największy błąd. Strategia dotycząca promocji szczepień. Minister zdrowia Adam Niedzielski ocenia, że rezultaty działań promujących szczepienia nie powalają na kolana, w związku z tym ma nadzieję, że szczepienia pójdą do przodu wraz z rosnącą liczbą zakażeń.

To nie wszystko. Szef resortu zdrowia, którego współpracownicy i urzędnicy przez wszystkie przypadki odmieniają „zdrowie publiczne”, potwierdza – bez mrugnięcia okiem – że rząd zamroził prace nad projektem, który mógłby wpłynąć pozytywnie na poziom zaszczepienia społeczeństwa. Projekt nowelizacji ustawy covidowej, który daje pracodawcom możliwość weryfikacji statusu zaszczepienia, będzie – cytując słowa ministra – „trzymany na ciężkie czasy”. Popatrzmy więc w sejmowy kalendarz. Nie wiadomo, czy te czasy nadejdą w ostatnim tygodniu października, gdy przewidziane jest posiedzenie Sejmu, czy też może w połowie następnego miesiąca, bo kolejne posiedzenie rozpoczyna się 16 listopada? Minister abstrahuje od faktu (a nic nie wskazuje, by dziennikarze byli w stanie zadać kluczowe pytania i wyegzekwować odpowiedź), że proces legislacyjny trwa – nawet jeśli ustawa przechodzi przez Sejm na jednym posiedzeniu, jest jeszcze Senat, z którego poprawkami trzeba się liczyć tym bardziej, im szybciej prawo procedowane jest w izbie niższej. A gdy już przepisy stają się prawem – trzeba je jeszcze wdrożyć w życie. Zaś efekt, w postaci nie tylko rozpoczęcia szczepień, ale osiągnięcia odporności przez nowo zaszczepionych to minimum pięć tygodni. Gdyby wydarzyło się coś na wzór efektu Macrona, gdy do punktów szczepień ruszyły latem miliony Francuzów, popchniętych zapowiedzią o egzekwowaniu certyfikatu covidowego w licznych miejscach usługowych, i do szczepienia w poniedziałek zapisało się 10 proc. populacji, proces nabywania przez nich odporności (biorąc jeszcze pod uwagę zmniejszoną wydolność punktów szczepień) trwałby zapewne do końca roku. Optymistycznie zakładając – do połowy grudnia. A przecież, jak mówi ten sam minister, apogeum fali ma nastąpić na przełomie listopada i grudnia. Na jakie czasy trzymany jest więc gotowy – podobno – projekt?

strona 1 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!