Media też obowiązuje odpowiedzialność

11.06.2021
Małgorzata Solecka

Robert Lewandowski mógł pomóc w słusznej sprawie i zmarnował szansę – twierdzi na łamach piątkowej „Gazety Wyborczej” felietonista Michał Rusinek, zarzucając kapitanowi naszej reprezentacji, że kluczył w sprawie szczepień przeciwko COVID-19, w dodatku – być może – kierując się niskimi pobudkami, czyli obawą przed zniechęceniem do reklamowanych przez siebie produktów osób krytycznych wobec szczepień.


Robert Lewandowski. Fot. Michał Ryniak / Agencja Gazeta

Felieton Michała Rusinka atakuje w mediach społecznościowych od samego rana – promuje go sam autor i różne serwisy „Gazety Wyborczej”. Próba zwrócenia uwagi na oczywisty błąd w punkcie wyjścia i sugestia, że może warto naprawić błąd, została zignorowana. A błąd jest poważny, i to bynajmniej nie dlatego, że godzi w dobre imię sportowca. Godzi przede wszystkim w wiarygodność medium, które – przynajmniej do niedawna – wydawało się przykładać dużą wagę do kwestii związanych z pandemią i szczepieniami przeciwko COVID-19. I nie słynęło, na tym polu, z siania dezinformacji.

Michał Rusinek przywołuje zdarzenia sprzed kilkunastu dni, gdy podczas konferencji prasowej na początku zgrupowania przed Mistrzostwami Europy w Piłce Nożnej 2020 Robert Lewandowski odpowiadał na pytanie, czy zaszczepi się – razem z innymi piłkarzami i członkami polskiej kadry – przeciwko COVID-19. Niewiele wcześniej rząd poinformował, że dla „naszych sportowców” – czyli olimpijczyków i członków kadr narodowych – przeznacza pulę jednodawkowej szczepionki Janssen/Johnson&Johnson. "Niewiele wcześniej" oznaczało w tym przypadku dosłownie kilka dni.

Lewandowski był wyraźnie zaskoczony – i pytaniem dziennikarza, i sytuacją. Odpowiedział, że temat szczepień jest dla niego świeży, bo 3 dni wcześniej jego macierzysty klub Bayern Monachium poinformował swoich piłkarzy, że zostaną zaszczepieni po powrocie do klubu z Euro 2020 i po przerwie wakacyjnej. I że słyszy, że w kadrze wchodzi w grę inna szczepionka, jednodawkowa, a Bayern zapowiedział szczepienie w schemacie dwudawkowym. - U nas w klubie temat zaczął się trzy dni temu. Będziemy mogli się zaszczepić, ale dopiero po tym, jak powrócimy z mistrzostw Europy. Potrzeba czasu, u nas są inne dawki – stwierdził.

I na tym Michał Rusinek opiera tezę, że Lewandowski kluczył. Że wprawdzie stwierdził, że „zdaje sobie sprawę, iż temat szczepionek jest ważny, ale trzeba go skonsultować z jedną i drugą stroną”. Jakie strony miał na myśli? Zwolenników i przeciwników szczepień? Powiedział tak, żeby nikogo nie urazić i żeby część jego fanów nie przestała nagle kupować reklamowanych przez niego przedmiotów?

Autor felietonu odpowiedział sam sobie: „Tego nie wiem i – szczerze mówiąc – nie chcę wiedzieć. Wiem natomiast, że zmarnował on szansę, by zrobić – bezinteresownie – coś, co usiłuje teraz w pocie czoła robić wielu ludzi cieszących się o wiele mniejszą popularnością, a co za tym idzie – także i mniejszym autorytetem: skłonić Polaków, by zaufali nauce”.

Autor najpierw zamknął uszy i nie usłyszał, jak Lewandowski mówi, że musi skonsultować się z oboma sztabami medycznymi, a potem dywaguje, że być może miał na myśli „zwolenników i przeciwników szczepień”. Nie, dwie strony – i padło to bardzo wyraźnie podczas konferencji prasowej – to kadra i klub. Dwa preparaty, dwa schematy szczepień. Dla nas sprawa banalna – zdecydowana większość może przyjąć jedną lub drugą szczepionkę, bez większego zastanowienia. Dla sportowca światowej klasy, którego w dodatku zapewne wiąże punkt w kontrakcie, że przed podaniem się procedurom medycznym co najmniej powiadomi klub, sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana.

Poza tym – czyny ważą więcej niż słowa. Nie minęła doba i media otrzymały informację, że Robert Lewandowski, podobnie jak większość kadry, przyjął jednodawkową szczepionkę. Przestał się bać, że antyszczepionkowcy nie kupią telefonu lub szamponu? A może nie bał się już kilka lat temu, gdy został ambasadorem akcji UNICEF na rzecz szczepień w Nepalu?

Dywagacje Michała Rusinka odstają od faktów na wielu innych polach. Na przykład autor twierdzi, że temat szczepień dla Lewandowskiego nie mógł być świeży, bo przecież kampania trwa od miesięcy. Trwa, ale w Niemczech, gdzie kapitan naszej polskiej reprezentacji mieszka na stałe, młodzi ludzie szczepienia mają jeszcze przed sobą, i wbrew spekulacjom z wczesnej wiosny, kluby Bundesligi nie zostały wpuszczone do programu bez kolejki. Inaczej niż w Polsce, Niemcy szczepią z wielką pieczołowitością populację od najstarszych roczników. Zbliżają się do osiągnięcia półmetka (już ponad 46% otrzymało co najmniej 1 dawkę), ale 30-latkowie ciągle czekają na swoją kolej. Piłkarze w Niemczech żyją i pracują w reżimie sanitarnym, regularnie się testują.

W jednym z Michałem Rusinkiem można się zgodzić: Robert Lewandowski mógł zostać lepiej, pełniej wykorzystany w kampanii promującej szczepienia. Ale jeśli nie został, nie jest to jego wina, a osób odpowiedzialnych za promocję szczepień, w tym kampanię „Ostatnia prosta”. Jeśli ktoś liczył na to, że Lewandowski wyciągnie ramię i da się zaszczepić przed kamerami, powinien wcześniej (kiedy piłkarz był jeszcze w Monachium) uzgodnić to z nim, by dać szansę na konsultacje ze sztabem medycznym jego macierzystego klubu.

Tekst Michała Rusinka, w dużym stopniu zresztą słuszny, bo odnoszący się do kwestii wiary w autorytety w sprawach związanych z nauką, to niejedyna poważna wpadka „Gazety Wyborczej” z ostatnich kilkudziesięciu godzin w drażliwym i newralgicznym temacie szczepień przeciwko COVID-19. Temacie, w którym odpowiedzialność nakazuje 5 razy sprawdzić każdy fakt, a gdy to jest niemożliwe – przezornie milczeć.

Nieco wcześniej dziennik doniósł, że "Polska idzie w ślady kilku innych państw i żegna się ze szczepieniami preparatem Vaxzevria (AstraZeneca)". Wszystko na podstawie informacji, jaką Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych (RARS) przekazała dziennikarzom. RARS poinformował, że ze względu na perturbacje z dostawami, szczepienia pierwszą dawką tego preparatu zostają wstrzymane, a wszystkie dawki zostają przeznaczone na drugie szczepienie. Powód jest oczywisty – skrócenie odstępu między dawkami do 35 dni spowodowało, że zapasy szczepionki zaczęły topnieć nieco szybciej, a producent ma problemy z dotrzymaniem terminu dostaw. Czy w tym komunikacie był choćby ślad informacji, że Polska nie będzie kontynuować szczepień (również pierwszymi dawkami) preparatem firmy AstraZeneca? Nie. Dziennikarz i redaktorzy (trzeba wierzyć, że tacy ciągle pracują i ich podstawowym zadaniem jest krytyczna lektura tekstu przed publikacją) dokonali nadinterpretacji informacji przekazanej przez RARS. To wersja mimo wszystko optymistyczna. Pesymistyczna sugeruje manipulację.

Reklama

Napisz do nas

Zadaj pytanie ekspertowi, przyślij ciekawy przypadek, zgłoś absurd, zaproponuj temat dziennikarzom.
Pomóż redagować portal.
Pomóż usprawnić system ochrony zdrowia.

Przegląd badań