Wyciek informacji o politykach prawicy niezaszczepionych przeciwko COVID-19 – 2 portale w różny sposób nagłośniły ten problem. Ale tylko 1 zrobił to prawidłowo, nie gubiąc istoty sprawy.
Fot. Adobe Stock
Przez lukę w systemie informatycznym na rządowej stronie rejestracji wizyt właściwie każdy mógł sprawdzić, kto się zaszczepił przeciwko COVID-19. Dwa duże portale w różny sposób nagłośniły ten problem. Ale tylko jeden z nich zrobił to według mnie zgodnie z zasadami etyki dziennikarskiej, nie gubiąc tego co w tej sprawie najistotniejsze. Drugi nie tylko złamał zasady, jakie powinny przyświecać profesjonalnym dziennikarzom, ale też dostarczył potężnych argumentów antyszczepionkowcom i przeciwnikom „segregacji sanitarnej”.
W środę rano Onet powitał użytkowników informacją, że liczne grono polityków Prawa i Sprawiedliwości oraz osób pozostających w kręgu władzy nie zaszczepiło się przeciwko COVID-19, a dziennikarz podał ich nazwiska. Wskazał też tych, którzy się zaszczepili, choć publicznie wypowiadali się o szczepieniach sceptycznie lub w mniej, albo bardziej otwarty sposób je atakowali (kilku posłów Konfederacji). Tekst, jak tłumaczył redaktor naczelny portalu, miał obnażać hipokryzję polityków.
Jeśli obnażył cokolwiek, to według mnie brak profesjonalizmu autora tekstu i tych, którzy do publikacji dopuścili. Dane dotyczące szczepień to dane medyczne, szczególnie wrażliwe, podlegające ochronie – w aktualnym porządku prawnym w Polsce niemal bezwzględnej. Niemal, bo można sobie wyobrazić – teoretycznie i hipotetycznie – okoliczności, w którym ważny interes publiczny przeważyłby szalę. Na przykład, gdyby rząd złożył projekt ustawy o obowiązkowych szczepieniach przeciw COVID-19, posłowie za tym projektem by zagłosowali, a dziennikarz ustaliłby, że ważne osoby z rządu i posłowie, głosujący „za” nie poddali się szczepieniom. Przy czym musiałby ustalić powody, dla których to zrobili. Chyba, że twierdziliby publicznie, że się zaszczepili – wtedy informacja, że tego nie zrobili, byłaby cenna dla opinii publicznej. I tylko wtedy można byłoby zarzucić tym politykom hipokryzję.
Wiedza, czy wiceminister (i to nie w resorcie zdrowia w dodatku) zaszczepił się czy nie, albo czy zrobili to wszyscy sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, europosłowie – jeśli w jakikolwiek sposób wpływa na dyskusję wokół szczepień, to wyłącznie negatywnie. Powiedzenie, że Onet wyświadczył akcji szczepień i wszystkim, którzy je naprawdę (a nie fasadowo) promują, niedźwiedzią przysługę, nie oddaje istoty rzeczy. „Strzeż mnie Boże od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam” – tak można byłoby podsumować materiał Onetu.
Co ciekawe, w tle publikacji Onetu są wstrząsające fakty – o tych z kolei poinformowała Wirtualna Polska, której dziennikarz ustalił to samo, tylko zupełnie inaczej swoją wiedzę wykorzystał, informując opinię publiczną o potężnej dziurze w informatycznych systemach rządowych, która pozwoliła, w kilku prostych krokach, zweryfikować status zaszczepienia wybranych osób. Dziura została szybko „załatana”. Jednak samo jej zaistnienie i wykrycie tego faktu przez dziennikarzy (a nie wewnętrzne rządowe systemy analizy bezpieczeństwa) powinno skutkować potężnym trzęsieniem ziemi, dochodzeniem w zakresie odpowiedzialności, personalnymi decyzjami na dość wysokim szczeblu w instytucjach odpowiedzialnych za owe systemy i bezpieczeństwo danych. Nic takiego się nie wydarzy, bo plotkarski, niepotrzebny i szkodliwy tekst Onetu odwrócił uwagę od rzeczywistego skandalu.
Plotkarski i niepotrzebny, bo choć politycy mają mniejsze prawo do prywatności niż przeciętny Kowalski, to nie znaczy, że nie mają go wcale. I jeśli gdzieś jest granica, której przekroczenie powinno się rozważyć kilkukrotnie, a potem jeszcze raz się zastanowić, czy jest ono konieczne, czy tego samego celu nie można osiągnąć nie naruszając owej granicy, są to bez wątpienia sprawy związane ze zdrowiem. Szczepienia w czasie pandemii nie są kwestią prywatną – bo od nich zależy zdrowie publiczne. Ale to dotyczy decyzji o szczepieniu, nie zaś samej informacji, czy jesteśmy zaszczepieni, czy nie (jeśli nie ujawnimy jej sami, dobrowolnie).
Szkodliwy, bo będzie wodą na młyn dla wszystkich propagatorów tezy o „segregacji sanitarnej”, którzy bardziej niż o zdrowie swoje i współobywateli troszczą się o fałszywie pojętą „wolność” i „prawo do prywatności”. Cudzysłowy nieprzypadkowe. Wolność i prawo do prywatności powinny podlegać ochronie, ale nie zagrażają im wcale szczepienia, również te powszechne. A nawet – obowiązkowe. Obowiązek to nie przymus, a kwestia odpowiedzialności w imię wyższych wartości społecznych. Podobnie jak kwestią odpowiedzialności jest wybór tematów, jakimi chce się przykuwać uwagę.