Sensacja i „klikalność” ważniejsze niż etyka i prawo?

27.01.2022
Małgorzata Solecka

Wyciek informacji o politykach prawicy niezaszczepionych przeciwko COVID-19 – 2 portale w różny sposób nagłośniły ten problem. Ale tylko 1 zrobił to prawidłowo, nie gubiąc istoty sprawy.


Fot. Adobe Stock

Przez lukę w systemie informatycznym na rządowej stronie rejestracji wizyt właściwie każdy mógł sprawdzić, kto się zaszczepił przeciwko COVID-19. Dwa duże portale w różny sposób nagłośniły ten problem. Ale tylko jeden z nich zrobił to według mnie zgodnie z zasadami etyki dziennikarskiej, nie gubiąc tego co w tej sprawie najistotniejsze. Drugi nie tylko złamał zasady, jakie powinny przyświecać profesjonalnym dziennikarzom, ale też dostarczył potężnych argumentów antyszczepionkowcom i przeciwnikom „segregacji sanitarnej”.

W środę rano Onet powitał użytkowników informacją, że liczne grono polityków Prawa i Sprawiedliwości oraz osób pozostających w kręgu władzy nie zaszczepiło się przeciwko COVID-19, a dziennikarz podał ich nazwiska. Wskazał też tych, którzy się zaszczepili, choć publicznie wypowiadali się o szczepieniach sceptycznie lub w mniej, albo bardziej otwarty sposób je atakowali (kilku posłów Konfederacji). Tekst, jak tłumaczył redaktor naczelny portalu, miał obnażać hipokryzję polityków.

Jeśli obnażył cokolwiek, to według mnie brak profesjonalizmu autora tekstu i tych, którzy do publikacji dopuścili. Dane dotyczące szczepień to dane medyczne, szczególnie wrażliwe, podlegające ochronie – w aktualnym porządku prawnym w Polsce niemal bezwzględnej. Niemal, bo można sobie wyobrazić – teoretycznie i hipotetycznie – okoliczności, w którym ważny interes publiczny przeważyłby szalę. Na przykład, gdyby rząd złożył projekt ustawy o obowiązkowych szczepieniach przeciw COVID-19, posłowie za tym projektem by zagłosowali, a dziennikarz ustaliłby, że ważne osoby z rządu i posłowie, głosujący „za” nie poddali się szczepieniom. Przy czym musiałby ustalić powody, dla których to zrobili. Chyba, że twierdziliby publicznie, że się zaszczepili – wtedy informacja, że tego nie zrobili, byłaby cenna dla opinii publicznej. I tylko wtedy można byłoby zarzucić tym politykom hipokryzję.

Wiedza, czy wiceminister (i to nie w resorcie zdrowia w dodatku) zaszczepił się czy nie, albo czy zrobili to wszyscy sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, europosłowie – jeśli w jakikolwiek sposób wpływa na dyskusję wokół szczepień, to wyłącznie negatywnie. Powiedzenie, że Onet wyświadczył akcji szczepień i wszystkim, którzy je naprawdę (a nie fasadowo) promują, niedźwiedzią przysługę, nie oddaje istoty rzeczy. „Strzeż mnie Boże od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam” – tak można byłoby podsumować materiał Onetu.

Co ciekawe, w tle publikacji Onetu są wstrząsające fakty – o tych z kolei poinformowała Wirtualna Polska, której dziennikarz ustalił to samo, tylko zupełnie inaczej swoją wiedzę wykorzystał, informując opinię publiczną o potężnej dziurze w informatycznych systemach rządowych, która pozwoliła, w kilku prostych krokach, zweryfikować status zaszczepienia wybranych osób. Dziura została szybko „załatana”. Jednak samo jej zaistnienie i wykrycie tego faktu przez dziennikarzy (a nie wewnętrzne rządowe systemy analizy bezpieczeństwa) powinno skutkować potężnym trzęsieniem ziemi, dochodzeniem w zakresie odpowiedzialności, personalnymi decyzjami na dość wysokim szczeblu w instytucjach odpowiedzialnych za owe systemy i bezpieczeństwo danych. Nic takiego się nie wydarzy, bo plotkarski, niepotrzebny i szkodliwy tekst Onetu odwrócił uwagę od rzeczywistego skandalu.

Plotkarski i niepotrzebny, bo choć politycy mają mniejsze prawo do prywatności niż przeciętny Kowalski, to nie znaczy, że nie mają go wcale. I jeśli gdzieś jest granica, której przekroczenie powinno się rozważyć kilkukrotnie, a potem jeszcze raz się zastanowić, czy jest ono konieczne, czy tego samego celu nie można osiągnąć nie naruszając owej granicy, są to bez wątpienia sprawy związane ze zdrowiem. Szczepienia w czasie pandemii nie są kwestią prywatną – bo od nich zależy zdrowie publiczne. Ale to dotyczy decyzji o szczepieniu, nie zaś samej informacji, czy jesteśmy zaszczepieni, czy nie (jeśli nie ujawnimy jej sami, dobrowolnie).

Szkodliwy, bo będzie wodą na młyn dla wszystkich propagatorów tezy o „segregacji sanitarnej”, którzy bardziej niż o zdrowie swoje i współobywateli troszczą się o fałszywie pojętą „wolność” i „prawo do prywatności”. Cudzysłowy nieprzypadkowe. Wolność i prawo do prywatności powinny podlegać ochronie, ale nie zagrażają im wcale szczepienia, również te powszechne. A nawet – obowiązkowe. Obowiązek to nie przymus, a kwestia odpowiedzialności w imię wyższych wartości społecznych. Podobnie jak kwestią odpowiedzialności jest wybór tematów, jakimi chce się przykuwać uwagę.

Reklama

Napisz do nas

Zadaj pytanie ekspertowi, przyślij ciekawy przypadek, zgłoś absurd, zaproponuj temat dziennikarzom.
Pomóż redagować portal.
Pomóż usprawnić system ochrony zdrowia.

Przegląd badań