Brytyjska strategia walki z epidemią

13.03.2020
Z Londynu Bartłomiej Niedziński

Brytyjski rząd wybrał całkowicie odmienną strategię walki z epidemią COVID-19, niż reszta państw europejskich. Podczas, gdy te zamykają szkoły, odwołują imprezy masowe, a niektóre nawet zamykają granice, w Wielkiej Brytanii niemal wszystko działa normalnie.

Przejście do drugiej fazy – spowalniania – sprowadza się na razie głównie do zalecenia, by osoby, które mają gorączkę lub powtarzający się kaszel, pozostały w domach przez co najmniej siedem dni, szkoły odwołały wyjazdy zagraniczne, a osoby starsze zrezygnowały z wycieczek, zwłaszcza na wielkich statkach jak Diamond Princess, który do niedawna był jednym z głównych ognisk choroby.

Gabinet Borisa Johnsona na każdym kroku podkreśla, że przy podejmowanych decyzjach kieruje się nauką. Przy chorobie, której skutki nie są jeszcze znane, nie ma jednak też jednoznacznej opinii naukowców, co jest właściwą drogą postępowania i jest wiele głosów mówiących, że strategia rządu jest co najmniej ryzykowna. Albo że rząd bardziej przejmuje się stanem gospodarki niż stanem zdrowia ludzi.

„Dowody są jasne. Potrzebujemy pilnego wdrożenia polityki społecznego zdystansowania i zamykania. Rząd gra w ruletkę z opinią publiczną. To poważny błąd” – uważa Richard Horton, redaktor naczelny brytyjskiego magazynu medycznego „Lancet”. „Mieliśmy samozadowolenie, akademicki stosunek do wybuchu epidemii. Nasi ministrowie zachowują się jak XIX-wieczni kolonialiści, grający pięciodniowy mecz krykieta” – powiedział z kolei John Ashton, były regionalny szef służby zdrowia w północno-zachodniej Anglii.

Ale rząd ma też swoich naukowców, którzy – zwłaszcza ci zajmujący się psychologią behawioralną – mówią coś zupełnie przeciwnego. „Próbujemy, w sposób niespotykany dotychczas, wykorzystać wszystkie narzędzia: medyczne i matematyczne, ale również behawioralne” - powiedział w jednym z wywiadów David Halpern, szef rządowego zespołu Behavioral Insights Team i członek komitetu zarządzającego reakcją na epidemię. „Modele w dużej mierze polegają na tym, co ludzie będą robić. Czy ludzie będą stosować się do instrukcji, i w jakim stopniu? Jeśli dzieci nie pójdą do szkoły, co się stanie?" – dodaje.

Wyjaśnia, że ubocznym skutkiem tego będzie to, że dzieci więcej czasu spędzać będą z dziadkami, czyli osobami, które jako grupę najbardziej narażoną, rząd właśnie chce ochronić. Podobnie jest z wydarzeniami sportowymi – zamknięcie stadionów oznacza, że więcej ludzi będzie się gromadzić w pubach czy innych zamkniętych pomieszczeniach, gdzie ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa jest wyższe niż na wolnym powietrzu.

Następna sprawa to podjęcie bardziej radykalnych środków - których rząd nie wyklucza - we właściwym momencie, gdyż zrobienie tego zbyt wcześnie nie przyniesie efektu. Mówił o tym też Chris Whitty, naczelny lekarz Anglii, podczas konferencji prasowej z Johnsonem. Rząd zakłada, że epidemia COVID-19 będzie długa, a liczby potwierdzonych przypadków i zgonów sugerują, że szczyt epidemii w Wielkiej Brytanii będzie cztery tygodnie później niż we Włoszech. Ponadto im bardziej uda się przesunąć ten szczyt, tym mniej będzie się on nakładać na sezonową zwykłą grypę, z którą również musi się mierzyć służba zdrowia. Tym więcej natomiast czasu na opracowanie szczepionki, lekarstwa i szybkich testów.

strona 1 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!