Izrael wydał fortunę na respiratory. Niektóre są wadliwe, większość nigdy nie została dostarczona – poinformował w środę dziennik „Haaretz”. Z zamówionych 15 tysięcy respiratorów Ministerstwu Obrony udało się ściągnąć do kraju tylko 10 proc.
Fot. pixabay.com
Izrael żyje zakupami sprzętu medycznego niezbędnego do walki z epidemią koronawirusa od miesięcy. Już w połowie marca upubliczniono informację, że Mossad kupuje testy w krajach, które nie utrzymują stosunków dyplomatycznych z Izraelem. Państwa, które sprzedały testy, nie wiedziały, kto kupuje. – Mossad musiał przechwycić je niezauważony – tłumaczyli izraelscy dziennikarze.
1 kwietnia 2020 r. izraelskie media opisały wywiad, jakiego jednej ze stacji telewizyjnych udzielił anonimowy oficer Mossadu. Opisał on „najbardziej skomplikowaną operację”, w jakiej kiedykolwiek uczestniczył, czyli globalną walkę o respiratory.
– Agencje szpiegowskie na całym świecie, które zwykle zajmują się bezpieczeństwem narodowym, terroryzmem i przestępczością międzynarodową, w czasie pandemii wykorzystywały swoje możliwości i kompetencje, by położyć ręce na sprzęcie medycznym, który z dnia na dzień stał się bezcenny – mówił oficer Mossadu w programie śledczym wyemitowanym przez Channel 12. – Kraje pogrążyły się w zaciętej, ukrywanej walce, by przejąć kontrolę nad ograniczoną podażą respiratorów. Za wszelką cenę.
W tej walce był obecny również Mossad (Izrael nie ukrywał, że zakupy realizuje Ministerstwo Obrony). Według stanu na 1 kwietnia, Mossad dostarczył 25 tysięcy masek N95, 20 tys. zestawów testów, 10 milionów masek chirurgicznych i 700 kombinezonów. To oczywiście tylko początek zakupów, które agencja realizuje do tej pory. – Izraelskie służby kupiły również 27 respiratorów, a kolejnych 160 jest w drodze do Izraela – mówił dziennikarzom oficer Mossadu. Podkreślił, że „świat sprzedaje respiratory przez pęknięcia. Musimy znaleźć pęknięcia”.
O co chodzi z „pęknięciami”? – Wykorzystujemy nasze specjalne połączenia, aby wygrać wyścig i być może robić to, co robi cały świat, czyli położyć ręce na zapasach zamówionych przez innych – powiedział. „Pęknięcia” to nic innego jak nie do końca legalne, a na pewno nieoficjalne dojścia np. do magazynów, w których ulokowano sprzęt zakontraktowany przez inne kraje.