Nasza służba sanitarna z początkiem 2020 r. stanęła do walki z COVID-19. Wielkim wyzwaniem było precyzyjne ewidencjonowanie przypadków COVID-19. Do dziś nie funkcjonuje zestandaryzowany sposób raportowania tych przypadków, ani nie powstała baza pełnych, zestandaryzowanych danych. Procedura uzupełniania i weryfikacji danych jest bardzo długa, nawet 2-letnia, co utrudnia znacząco decydentom i naukowcom nie tylko dostęp do danych, ale również modelowanie zapadalności na wiele chorób zakaźnych. Takim przykładem jest obecnie COVID-19.
Przed służbą sanitarną postawiono też zadanie wpływania na przebieg epidemii, prawidłowego egzekwowania izolacji i kwarantanny. W różnych miejscach w kraju z tym zadaniem służba sanitarna poradziła sobie różnie. Jej sprawność zależała od możliwości personelu sanitarnego. Ogrom pracy wykonanej przez większość pracowników służb sanitarno-epidemiologicznych zasługuje na wielkie uznanie. Biorąc pod uwagę tę dysproporcję instytucjonalnych możliwości i ogromu zadań do wykonania – to cud, że sytuacja nie potoczyła się w mniej szczęśliwy dla nas sposób. W dużej mierze zawdzięczamy to pracownikom służby sanitarnej.
Jest dziś jasne, że potrzebujemy nowoczesnej, dobrze wyszkolonej, wyposażonej i opłacanej służby sanitarno-epidemiologicznej, na miarę ery cyfryzacji. Potrzeba nowoczesnego systemu raportowania przypadków jest tylko drobnym elementem takiej transformacji. Bez dobrze funkcjonującej służby sanitarnej, trudno będzie się nam mierzyć z prawdopodobnym wzmożeniem intensywności epidemii COVID-19, które nastąpi w sezonie jesienno-zimowym, czy kolejnymi zagrożeniami epidemiologicznymi, które niewątpliwie pojawią się w przyszłości.
To prawda, dofinansowanie i usprawnienie służby sanitarnej kosztuje. Ale jest to wydatek znikomy w porównaniu ze stratami, które ponosimy jako kraj źle zarządzając epidemią COVID-19.