Strategia na COVID-19. Drugie dno

09.10.2020
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Mieliśmy dobrą strategię na jesień, ale dynamika epidemii każe ją zmienić na jeszcze lepszą – tak można byłoby podsumować czwartkową konferencję premiera i ministra zdrowia. Można byłoby, gdyby była to prawda. Ta zaś wygląda zupełnie inaczej. Eksplozja zakażeń i przede wszystkim ciężkich przypadków obnaża to, o czym od tygodni mówili eksperci: Polska nie ma żadnej strategii walki z pandemią.

Konferencja premiera Mateusza Morawieckiego i ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, 8 października 2020 r. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Przekaz premiera Mateusza Morawieckiego (zwłaszcza) i w mniejszym stopniu ministra zdrowia Adama Niedzielskiego był prosty i niezbyt daleki od tego, co słyszeliśmy na wiosnę. Nawet złe (na pierwszy rzut oka) wiadomości zostały przekazane tak, jakby były dobre. – Jesteśmy krok, a tak naprawdę kilka kroków przed brakiem łóżek i respiratorów i będziemy robić wszystko, żeby dalej być te kilka kroków przed – mówił premier Morawiecki. Pesymiści usłyszeli, że niedługo zacznie brakować sprzętu do ratowania życia. Optymiści – że jednak nie zacznie, bo będzie nas od tego dzielić „krok, a tak naprawdę kilka kroków”. Realiści zrozumieli, że sprzętu może i nie zabraknie, ale premier najwyraźniej zapomina (albo i nie wie), że sprzęt i łóżka nie leczą. Bo to, na co zwracali w ostatnich dniach uwagę zarządzający szpitalami to gwałtowne wykruszanie się kadr medycznych – na skutek kwarantann i zakażeń, do jakich dochodzi (w tej chwili) przede wszystkim poza szpitalami.

Trudna do zrozumienia, zwłaszcza w dniu, w którym bezwzględna liczba nowych przypadków w Polsce przewyższyła dane z Niemiec, była „wyższościowa” nuta, towarzysząca omawianiu decyzji rządu. Mateusz Morawiecki, mówiąc o wprowadzanych obostrzeniach, nie mógł się powstrzymać od wyliczenia, że w Berlinie wprowadzono „coś na kształt godziny policyjnej” (chodzi o decyzję o zamknięciu lokali i sklepów w godzinach nocnych), w Paryżu wprowadzono częściowy lockdown, a Czesi i Słowacy od początku października mają stan wyjątkowy. My, zdawał się mówić premier, poradzimy sobie bez tego, chroniąc naszą gospodarkę i miejsca pracy. Wystarczy założyć maseczki w przestrzeniach otwartych w żółtej strefie i zmniejszyć liczebność gości weselnych do 75. Choć to ostatnie dopiero od przyszłego tygodnia.

Rozwiązania dotyczące ograniczeń weselnych eksperci nazywają „śmiesznym lockdownem”. I zwracają uwagę, że od lipca wiadomo, jak bardzo imprezy okolicznościowe – latem odbywające się w dużej części na zewnątrz lokali, a jeśli w lokalach, to doskonale wentylowanych – przyczyniły się w niektórych regionach (Małopolska!) do skoku liczby zakażonych. Gdyby rząd słuchał ekspertów, wesel ani w strefie czerwonej, ani w żółtej, ani nawet w zielonej być po prostu nie powinno. Nigdy, a od momentu, gdy krzywa zakażeń zaczęła ostro się piąć w górę – z całą pewnością. Tymczasem takiej decyzji nie podjęto nawet w momencie, gdy rządzący mają świadomość, że grozi nam wykładniczy wzrost liczby zakażeń – Mateusz Morawiecki przyznał nawet, że jest możliwe podwajanie się liczby zakażonych co trzy dni (co raczej nie jest możliwe, a już na pewno nie jest możliwe, by potwierdziły taką liczbę polskie laboratoria, których wydolność dobowa oscyluje wokół 60 tysięcy testów, a które – jak poinformowali w czwartek diagności laboratoryjni – zaczynają się ponownie borykać z brakiem testów i materiałów niezbędnych do testowania).

Decyzji, których nie podjęto – a w każdym razie ich nie zakomunikowano – jest zresztą więcej. Wchodzące w sobotę w życie obostrzenia przewidują, na przykład, że w kościołach – w strefach czerwonych – liczbę wiernych ogranicza się o połowę. W pozostałej części kraju limitu nie ma, choć obowiązują – oczywiście – maseczki. I szerzej – strategia DDM. I o ile z dezynfekcją w kościołach problemu nie ma (choć pojawiały się w ostatnim czasie doniesienia stawiające przy tym twierdzeniu znak zapytania, jak zastąpienie płynu do dezynfekcji wodą święconą w jednej ze świątyń), to utrzymanie zalecanego dystansu, zwłaszcza w niedziele, jest niemożliwe. Coraz trudniej będzie również – w związku z pogodą – utrzymywać część wiernych na zewnątrz świątyni. W tej sytuacji można byłoby się spodziewać, że jednym z pierwszych dodatkowych obostrzeń będzie powrót do limitu wiernych w nabożeństwach. Miejsca kultu są wysoko na liście ognisk zakażeń.

strona 1 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!