Pierwsi w rankingu - strona 2

27.01.2021
Łukasz Andrzejewski
specjalnie dla mp.pl

Wśród krytyków nie tyle nawet Izraela jako państwa, co bardziej izraelskiej polityki realizowanej przez populistyczny Likud premiera Netanjahu, pojawia się trudny do zignorowania argument, że wyszkolenie i kompetencje są jedynie efektem ubocznym ciągłego wyścigu zbrojeń, walki z Palestyńczykami, słowem – zinstytucjonalizowanej przez państwo przemocy. Nawet jeśli to prawda, to powszechna służba wojskowa jest doświadczeniem formacyjnym, które uczy m.in. współpracy i odporności na stres w momentach kryzysowych.

Niezależnie od moralnej oceny konfliktu izraelsko-palestyńskiego (warto pamiętać, że od 1993 roku za zdrowie Palestyńczyków odpowiadają władzę w Ramallah), w kwestii zdrowia publicznego Izrael działa i doskonale zdaje egzamin w kryzysie nie tylko na tle regionu, ale i całego świata. I znów wraca kwestia pragmatyzmu: państwo jest systemem naczyń połączonych. Kluczową sprawą pozostaje kwestia identyfikacji i wzmacniania wspólnego mianownika.

W Izraelu jest to przede wszystkim bezpieczeństwo, którego nie można osiągnąć bez silnej gospodarki, skutecznej armii i właśnie ochrony zdrowia. I z drugiej strony – gospodarka oraz wojsko nie będą spełniać swojej roli bez sprawnego systemu opieki zdrowotnej. A system ochrony zdrowia, nie tylko w kwestii COVID-19, nie mógłby uzyskać oczekiwanego poziomu skuteczności bez gwarancji ekonomicznych i elementarnego bezpieczeństwa, które zapewnia armia.

Efektywność izraelskiego systemu opieki zdrowotnej mierzona czasem reakcji, konsekwencją oraz bezkompromisowością podejmowanych decyzji w walce z koronawirusem (masowe szczepienia, niedawne zamknięcie głównego portu lotniczego albo surowe karanie łamiących pandemiczne obostrzenia niezależnie od ich statusu społecznego) jest w Europie i USA atakowana z pozycji moralnych, głównie oceny dysproporcji militarnej, politycznej i finansowej pomiędzy Izraelem i Autonomią Palestyńską.

Pojawiają się nawoływania o sprawiedliwość w zdrowiu, a nawet oskarżenia o „medyczny apartheid”. Nie ma wątpliwości, że sytuacja sanitarna i zdrowotna, również przed pandemią, na terenach Autonomii Palestyńskiej, zwłaszcza w Strefie Gazy, jest trudna lub wręcz skrajnie zła. Dla Izraela z pewnością nie jest to powód do domy.

Abstrahując od zawsze subiektywnych racji moralnych, trudno w bezprecedensowo kryzysowej sytuacji oczekiwać od jednego państwa, by to wspierało inną organizację państwową, która jawnie, aktywnie i często przy użyciu terroru, kwestionuje jego prawo do bezpiecznego istnienia. Nie zmienia to faktu, że Palestyńczycy, a większość z nich nie jest uwikłana przemoc, potrzebują pomocy – medycznej, ekonomicznej i socjalnej.

Jest to jednak bardziej problem całego zaangażowanego w pomoc humanitarną świata i kwestia rozwoju relacji przez autonomiczne władze w Ramallah na różnych poziomach z organizacjami międzynarodowymi – Ligą Państw Arabskich, Organizacją Narodów Zjednoczonych i Światową Organizacją Zdrowia – oraz bilateralnych stosunków z innymi krajami, głównie z Zatoki Perskiej oraz Rosją, z którą Palestyńczycy zawarli umowę na dostawę szczepionek Sputnik-V.

Po swojemu mimo wszystko

Mimo wspólnego wroga i uniwersalnych zagrożeń, od początku pandemii COVID-19 Izrael wybiera własną drogę walki z koronawirusem. Na tej drodze bywały dramatyczne momenty, jak choćby jesienią, zwłaszcza we wrześniu i październiku, gdy Izrael przodował w ponurych statystykach, jeśli idzie o liczbę zakażeń na 100 tys. mieszkańców. Było też sporo zamieszania, gniewu i wzajemnych oskarżeń. Izraelczycy mają serdecznie dość polityki. Zwłaszcza oligarchicznych i uwikłanych w nepotyzm (czyli skrajnie obcych historii i kulturze państwa żydowskiego) rządów Netanjahu – nie ufają Likudowi, a w marcu czekają ich kolejne, trzecie w ciągu dwóch lat wybory.

Izrael nie uniknął również wściekłości przedsiębiorców, którzy cierpią z powodu kolejnych lockdownów. Państwo wciąż musi mierzyć się z buntem i zamieszkami przeciwników obostrzeń, zwłaszcza wśród ultraortodoksyjnych Żydów. To kolejny paradoks Izraela, bo w państwie, w którym funkcjonuje tak mocno rozbudowany aparat siłowy, wojska, policji i służb specjalnych, równolegle istnieją wyspy anarchii – Bnei Barak na wschód od Tel Awiwu, miasteczko Beit Shemesh czy konserwatywna dzielnica Mea Shearim w Jerozolimie.

Wiele kontrowersji, zwłaszcza ostatnio, budzą intencje szczególnie aktywnego na froncie walki z pandemią premiera, który nie tylko chce nadrobić stracony czas (wiosną koronawirus zaskoczył wszystkich przywódców na świecie), ale przede wszystkim powiększyć kapitał polityczny przed wyborami do Knesetu, skutecznie pielęgnując dumę Izraelczyków z dynamicznej innowacyjności i samodzielności własnego kraju, który nigdy się nie poddaje.

„Bibi”, jak nazywa się w Izraelu premiera Netanjahu, oprócz populistycznego rajdu po kraju, otwarcie i wprost, jako bodaj jedyny przywódca na świecie, stwierdził, że może być tak, że okresowe zamknięcia gospodarki będą koniecznym elementem najbliżej przyszłości. Tak długo, dopóki nie zostanie osiągnięta populacyjna odporność. Trudno znaleźć w Europie szefa rządu czy prezydenta, który, zwłaszcza przed wyborami, podjąłby aż takie ryzyko.

„Naród start-upów”, jak nazywa się Izraelczyków, ceni samodzielność i dramatycznie serio traktuje zaklęcie mówiące o tym, że nie ma zadań niewykonalnych. Tak było zarówno wtedy, gdy pod koniec lat 40. opracowano unikalną technologię nawadniania pustynnych terenów Izraela, jak i wtedy, gdy Izraelczycy zbudowali reaktor jądrowy w Dimonie, odnieśli spektakularne zwycięstwo w wojnie sześciodniowej, oraz – to już całkiem niedawno – zorganizowali jeden z najlepszych na świecie systemów profilaktycznych badań genetycznych.

W sposobie, z jakim Izrael walczy z pandemią, jest wiele elementów, które są w równym stopniu inspirujące dla innych, co trwale wpisane w ducha budowy nowoczesnego państwa. Choćby to, że Izrael skutecznie uzyskuje sześć dawek, zamiast „przepisowych” pięciu z jednej fiolki szczepionki Pfizera. Wiele krajów stosowało tę metodę, ale żaden nie uczynił z tego powszechnej reguły. Skąd się to bierze? Pomysłowość i jednocześnie przekonanie, że się uda, bo musi – bo nie ma innej możliwości. Kilka miesięcy temu rozmawiałem z Efraimem, emerytowanym informatykiem, który wychował się w kibucu na północy Izraela, o uciążliwej w każdych warunkach sprawie remontu domu. Zapytałem go, dlaczego sam remontuje dom, mimo że mógłby wynająć profesjonalnych robotników. Usłyszałem wówczas odpowiedź, która cały czas dźwięczy mi w uszach: „Gdybym nie potrafił sam zbudować i remontować własnego domu, ten dom nigdy by nie powstał”. Mimo wszystkich kontrowersji i ewidentnych błędów władz Izraela w walce z koronawirusem, życzyłbym sobie w Polsce podobnej determinacji i pomysłowości.

strona 2 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!