Zespół postcovidowy w otolaryngologii - strona 2

01.04.2021
Ewa Stanek-Misiąg

Przy nagle pojawiających się niedosłuchach o podłożu wirusowym możliwości leczenia są bardzo ograniczone – stosować można Milgammę (preparat witaminizujący), leki z grupy działających na prążek naczyniowy błędnika, żeby zwiększyć ukrwienie i regenerację. Do rozważenia jest też leczenie komorą hiperbaryczną. Obserwacje wyników leczenia są jeszcze krótkie, zwłaszcza że w hierarchii ubytków i powikłań zaburzenia słuchu są na dalszym miejscu niż zaburzenia krążeniowo-oddechowe. Pacjenci z niedosłuchem lub zawrotami głowy bardzo często borykają się jeszcze z ubytkami w rozumieniu mowy, problemami w skupieniu uwagi i brakiem koncentracji. Jeżeli dołączają się zaburzenia pamięci, to jest to zespół, któremu neurolodzy i rehabilitanci nadali nazwę mgły covidowej.

O ile węch i smak można ćwiczyć, o tyle w przypadku słuchu…

… zalecenie jest absolutnie odwrotne! Należy się chronić przed głośnymi dźwiękami, hałasem, urazem akustycznym. Każdy uraz akustyczny będzie odraczał naprawę uszkodzeń i nasilał degradację słuchu. Warunkiem powrotu zaburzonej funkcji neuronu i komórki rzęsatej jest repolaryzacja, czyli odcięcie bodźca i powrót czynności elektrycznej do wartości do bazowych. Żadnych głośnych dźwięków, stymulacji, tylko cisza, która wspomaga regenerację nerwu przedsionkowo-słuchowego.

W zakresie otolaryngologii nie ma jeszcze zdefiniowanego zespołu postcovidowego. Na razie – na podstawie doświadczeń z ostatnich 8–12 tygodni – można powiedzieć tylko, że na pewno będą się na niego składać przeciągające się już po wyleczeniu ostrej fazy infekcji dolegliwości ze strony narządu węchu, smaku, słuchu i równowagi. Zapewne będzie się obserwować też typowe uporczywe nieżyty gardła o charakterze drapania, pieczenia i dyskomfortu.

Czy pacjenci po respiratoroterapii i COVID-19 są dla otolaryngologów pacjentami trudniejszymi od pacjentów po respiratoroterapii sprzed pandemii?

Jesteśmy centrum leczenia zwężeń krtaniowo-tchawiczych, zajmujemy się pacjentami praktycznie z całej Polski. Są to pacjenci, u których rurka intubacyjna spowodowała uszkodzenie ściany tchawicy od strony jej światła, w wyniku czego po usunięciu rurki światło drogi oddechowej zaczęło się zwężać. Chorzy zgłaszają się na oddziały laryngologiczne z powodu duszności. A drugą grupę stanowią pacjenci, u których z powodu przedłużającej się intubacji wykonano tracheotomię. Tracheotomia przyłóżkowa w warunkach IOM-ów covidowych jest bardzo trudną procedurą. Powikłania po tracheotomii mogą mieć charakter trwałego zwężenia drogi oddechowej w miejscu wykonania zabiegu i niemożności dekaniulacji, czyli pozbycia się tracheotomii.

Do tej pory ok. 50% naszych pacjentów ze zwężeniami krtaniowo-tchawiczymi stanowili pacjenci po urazach wielonarządowych, zwłaszcza czaszkowo-mózgowych. Mieli trwałe ubytki neurologiczne. Nie jest łatwo porozumieć się z takimi osobami. Trafiali też do nas pacjenci z intensywnych terapii po udarach i zawałach, także z różnymi deficytami neurologicznymi. W porównaniu z nimi pacjenci covidowi to są umotywowani, świadomi i wspaniale współpracujący pacjenci. Ale, żeby nie było za dobrze, mają inne obciążenia. Jak doskonale wiemy, populacja pacjentów respiratorowych to głównie osoby otyłe, z niewydolnością krążenia, diabetycy.

Pacjent, u którego doszło do pointubacyjnego zwężenia krtaniowo-tchawicznego wymaga pilnego udrożnienia drogi oddechowej, bo to jest człowiek, który zmaga się z dusznością. Pacjenci są świadomi, że najprostszą i efektywną techniką przywrócenia oddechu jest tracheotomia. Ale zdecydowanie każdy prosi: „Tylko nie dziura w szyi. Zróbcie wszystko, tylko nie róbcie mi dziury w szyi”. Od wielu lat stosujemy technikę małoinwazyjną, która polega na dylatacjach, czyli stopniowym poszerzaniu miejsca zwężenia rurkami tracheoskopowymi i ostrzykiwaniu miejsca zwężenia, za pomocą długiej igły, steroidem podawanym śródściennie. Pacjent jest poddawany temu zabiegowi, w zależności od potrzeb co 4, 6, 8, 12 tygodni przez rok od powstania zwężenia. Dlaczego rok? To jest czas formowania się blizny. Mamy rok, żeby delikatnymi działaniami rozepchnąć zwężenie.

U ok. 70% pacjentów osiągamy efekt w postaci przywrócenia światła, jedynie czasem widzimy niewielką bliznę w miejscu zwężenia. Taka blizna jest klinicznie nieistotna, nie przeszkadza w normalnym funkcjonowaniu. U pozostałych pacjentów, u których po upływie roku zwężenie jest nadal znamienne, tkanka bliznowata dojrzała, musimy się zastanowić nad techniką leczenia chirurgicznego. Niepowodzenie leczenia małoinwazyjnego, jak to w medycynie bywa, wynika z kompilacji wielu czynników, ale przede wszystkim zależy od stopnia i długości zwężenia. Są 4 stopnie zwężenia. Jeśli światło tchawicy jest szczelinowate, zwężenia długie, to uzyskanie trwałej drożności będzie dużo trudniejsze niż przy zwężeniu krótkim, błoniastym, gdzie wystarczają na ogół 2–3 zabiegi dylatacji, by zwężenie ustąpiło. Bardzo ważne są indywidualne predyspozycji pacjenta – jakość błony śluzowej wyścielającej krtań i tchawicę, jakość chrząstek (czy są wiotkie, czy delikatne, czy malacyjne).

Z jakimi przykrościami wiąże się tlenoterapia, przy całym jej dobrodziejstwie?

Żadna terapia nie jest obojętna. Żadne badanie diagnostyczne nie jest obojętne. Obserwujemy bardzo dużo krwawień z nosa po pobieraniu wymazów w kierunku SARS-CoV-2. Zdarzyła się nam już niejedna tamponada nosa, co więcej, mieliśmy pacjentów, którzy tak uporczywie krwawili, że skończyło się angiografią i embolizacją (zamknięciem) naczynia odpowiedzialnego za główny dopływ krwi do punktu krwawiącego w nosie.

Jeśli trzeba pobrać wymaz, to się ten wymaz pobiera, nie ma co z tym dyskutować, warto jednak pamiętać, że niektórzy pacjenci mają skrzywienia przegrody nosa, przerost małżowin nosowych, czy też przechodzą terapie przeciwpłytkowe, mają zaburzenia krzepnięcia krwi (a jama nosa jest bardzo bogato ukrwiona). Więc już na wstępnym etapie wszystko może pójść nie tak i prosty zabieg diagnostyczny może dać powikłania.

Pytała pani o tlenoterapię. Tlenoterapia jest działaniem ratującym życie. Jednak tlen, zwłaszcza podawany w wysokich stężeniach i stosowany przewlekle (powyżej 48 godz.) wpływa bardzo niekorzystnie na błonę śluzową górnych dróg oddechowych. Powoduje ograniczenie wydzielania śluzu, przesuszenie warstwy nabłonka, zamieranie ruchu rzęskowego. Falującą, mięciutką kołderkę, do której można porównać błonę śluzową, zamienia w pustynię.

Zgłaszają się do nas ozdrowieńcy, którzy po 2–4 tygodniach po tlenoterapii skarżą się na ból nosa. To jest taki ból, jaki czuliśmy, gdy przy 30 st. mrozu pękały nam drobniutkie naczynia w nosie, wchodziliśmy do ciepłego pomieszczenia i ból stawał się jeszcze bardziej dotkliwy. Kto z nas pamięta, jak boli nos? Od dawna takich zim już nie ma. Był to mechanizm silnego skurczu naczyń włośniczkowych, a następnie ich rozkurczu, z niekontrolowanym przekrwieniem i drażnieniem receptorów bólu. Na tego rodzaju ból skarżą się pacjenci po tlenoterapii. Podobnie jest z bólem i pieczeniem części nosowej gardła: „Jeszcze nigdy mnie tak potwornie nie piekło”.

To wszystko wynika z zaburzeń działania błony śluzowej. Odnowa błony śluzowej, jak mówiłam, trwa minimum 8–12 tygodni i jedyne, co możemy zrobić, to wspomaganie jej podawaniem witamin, leków osłonowych, zakraplaniem.

W tej chwili do kliniki napływają pacjenci z jesiennej fali, nie obawia się Pani, co to będzie, jak zaczną napływać chorujący obecnie? Jest ich więcej.

Mamy 30% przyrost rok do roku chorych z powikłaniami ze strony górnych dróg oddechowych. Dodatkowo, na przełomie października i listopada zaczęli się zgłaszać pacjenci z bardzo zaawansowanymi guzami głowy i szyi. Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek wcześniej wykonywali tyle tracheotomii „nagłych”, w trybie skrajnej duszności, z powodu zaawansowanej choroby nowotworowej, jak na przełomie roku 2020/2021 aż do teraz.

W zeszłym roku przestawiliśmy się wyłącznie na onkologię i otologię, od tego roku robimy miejsce dla chorych ze zwężeniami krtaniowo-tchawicznymi. Na czerwiec mamy zaplanowany stacjonarny kurs laserowy krtani dla lekarzy z całej Polski. Będziemy w jego ramach szkolić także nasz zespół, ponieważ okazało się, że nasz 4-osobowy zespół „laserowy”, fonochirurgiczny powinien być większy o co najmniej 2 osoby. Operujemy na 3 salach i gdyby chirurg „wypadł” z powodu infekcji czy urlopu, to by znaczyło, że musimy odraczać zabiegi, a to nie powinno się zdarzyć w tych grupach chorych. Mamy bowiem obecnie tylko dwie kategorie pacjentów: raki i stany nagłe, w tym zwężenia dróg oddechowych. Żadna z tych kategorii nie może czekać.

Rozmawiała Ewa Stanek-Misiąg

Profesor dr hab. n. med. Małgorzata Wierzbicka – specjalista laryngolog, kieruje Kliniką Otolaryngologii i Onkologii Laryngologicznej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu

strona 2 z 2
Zobacz także
  • Dziś walka z COVID-19, jutro pomoc seniorom
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!