"Skończył się czas udawania, że jesteśmy twardzielami" - strona 2

08.04.2021
Krzysztof Marcinkiewicz
Kurier MP

Z jakimi jeszcze problemami mierzą się dzisiaj ratownicy medyczni?

Zauważalne są problemy wynikające z braków kadrowych wśród ratowników medycznych w wielu województwach. Po dobowym dyżurze nie mamy już siły funkcjonować, a dodatkowo będąc kierowcą dochodzi kolejny stres i wysiłek związany z prowadzeniem karetki. To jest wysiłek ponad miarę, a my też mamy żony i dzieci.

Moim zdaniem wciąż największym problemem jest brak zrozumienia tego, kim w ogóle są ratownicy medyczni. Teleporady i brak kontaktu z lekarzem rodzinnym u wielu osób budzą lęk o własne życie i zdrowie. Pacjenci zgłaszają się często w pierwszej kolejności do Państwowego Ratownictwa Medycznego, co bardzo mocno zapycha system. Część lekarzy podpowiada swoim pacjentom, co mają mówić, aby takie zgłoszenie zostało przyjęte przez dyspozytora numeru alarmowego, ale po przyjeździe na wezwanie okazuje się, że nie ma podstaw do przetransportowania takiej osoby do szpitala. Kwestia edukacyjna i profilaktyczna pacjentów praktycznie leży. Ludzie nie zdają sobie sprawy również z tego, ile jest karetek w danym mieście, bezzasadne wezwanie choćby jednej może pogorszyć sytuację.

Nie chcę generalizować, bo jest naprawdę wielu lekarzy rodzinnych, którzy pomimo trudności wykonują swoją pracę na niezwykle wysokim poziomie. Mogę podać przykład z mojej rodziny. Do mojej mamy dwa dni po potwierdzeniu zakażenia koronawirusem przyjechał do domu lekarz, zbadał ją i wezwał zespół transportowy a nie systemowy, ponieważ podejrzewał zapalenie płuc. Ten przykład pokazuje, że można dobrze współpracować. Czasami jednak spotykamy się z sytuacją, że lekarz POZ wzywa karetkę i nie czeka na przyjazd zespołu. Okazuje się, że lekarz był, ale już poszedł i zostawił karteczkę. Myślę, że przekazywanie pacjenta to dobre rozwiązanie, budujące wzajemny szacunek do naszej pracy i dające komplet niezbędnych informacji na temat zdrowia osoby, do której zostaliśmy wezwani. A my przecież jedziemy na jednym wózku. Niektóre podszczecińskie przychodnie mają dyżury i dojeżdżają do pacjentów, tam karetki nie są wzywane. Chylę czoła przed takimi lekarzami. W znakomitej większości wykonują naprawdę kawał świetnej roboty. To kwestia chęci, planowania i możliwości. Dzisiaj wszyscy jesteśmy zapracowani.

Kolejnym problemem moim zdaniem jest zbyt mała popularność ogólnopolskiej infolinii medycznej, podejrzewam, że 90 proc. społeczeństwa w ogóle nie wie o jej istnieniu. Przecież to tam można uzyskać wszelkie niezbędne informacje, a nie pod numerem alarmowym.

Cieszę się, że ratownicy medyczni są dostrzegani i doceniani w swojej pracy. Dzisiaj na szczęście jest nas o wiele więcej. Wielu ratowników posiada tytuły i prowadzi badania naukowe, dodatkowo kształci się za granicą i ma olbrzymie doświadczenie zawodowe.

Jesteście państwo zmęczeni psychicznie.

W Państwowym Ratownictwie Medycznym nie ma na etacie psychologa dla ratowników. Jest w Centrach Powiadamiania Ratunkowego dla operatorów numeru 112, jest w Państwowej Straży Pożarnej, ale w ratownictwie już nie. Odreagowujemy w trakcie spotkań towarzyskich, ale przecież teraz nie mamy czasu nawet dla naszych rodzin, a co dopiero na grilla z kolegami. Moim zdaniem psycholog jest niezbędny. Bardzo często bierzemy udział w ekstremalnych sytuacjach, jak na przykład ratowanie dzieci, a przecież mając swoje w podobnym wieku, bywa to niezwykle trudne dla naszego zdrowia psychicznego. Tego się nie zapomina. Czas udawania, że jesteśmy twardzielami dawno się skończył. Myślę, że niektóre przypadki śmierci samobójczych wśród ratowników wynikają z zespołu stresu pourazowego.

Czego Pańskim zdaniem najbardziej brakuje pracownikom ratownictwa medycznego?

Być może bardzo mocno się narażę, ale uważam, że brakuje przekazania zarządzania ratownictwem medycznym właśnie ratownikom. Z całym szacunkiem dla wieloletnich dyrektorów-lekarzy stacji pogotowia, nikogo nie obrażając. Często lekarz zarządzający stacją wojewódzką czy rejonową nie rozumie naszej pracy. Inaczej jest, jeżeli dyrektor wsiada do karetki i pełni dyżury, ale najczęściej decyduje zza biurka i tutaj zauważam problem. Może warto by było wrócić do tematu menadżera i dyrektora do spraw ratownictwa? Myślę, że skończyły się czasy, kiedy kadra zarządzająca musi mieć ponad 50 lat i olbrzymie doświadczenie zawodowe. Młodsi ratownicy, którzy w różnych częściach Polski biorą na siebie odpowiedzialność kierowania pogotowiem robią to z sukcesem.

Drugim olbrzymim problemem jest brak szkoleń z komunikacji medycznej. W toku naszych studiów nie ma żadnych kursów dotyczących tego, jak powinno się rozmawiać z pacjentami. Niestety są to zagadnienia, które w czasie pandemii jeszcze bardziej dają nam w kość. Brakuje szkoleń z asertywności, argumentowania decyzji, prowadzenia wywiadu. Nikt mnie nie uczył, jak powinienem rozmawiać z pacjentami o śmierci. Ratownicy medyczni mogą czasami powodować agresję, ponieważ sami nie wiemy, jak przekazać pewne rzeczy, by były one zrozumiałe i dobrze uargumentowane.

Często wracają tematy dotyczące dodatkowych czynności jakie mieliby wykonywać ratownicy medyczni, jak na przykład stwierdzanie zgonów, ponieważ u nas, tak jak wszędzie, brakuje lekarzy. Dlatego jesteśmy przygotowani do wykonania wszystkich niezbędnych działań mających na celu stabilizację pacjenta w stanie zagrożenia życia. W zespole z lekarzem nie wykona się więcej czynności ratujących życie niż w podstawowym ratowniczym. Zestaw leków jest ten sam. Tylko lekarz może dokonać działań inwazyjnych w ciało pacjenta, np. poprzez skalpel. Na Zachodzie obserwuję zmiany tego paradygmatu i coraz częściej zauważalne jest stopniowanie w karierze ratowników medycznych, a ci najbardziej wyspecjalizowani mają ogromną wiedzę i możliwości ratowania pacjentów.

Słyszałem, że na Śląsku przygotowuje się ratowników do drobnych zabiegów chirurgicznych na izbach przyjęć, ponieważ brakuje chirurgów.

To nie są rozwiązania systemowe, tylko inicjatywy oddolne?

Tak, bo my je widzimy i wiemy, że są potrzebne. Ale jednocześnie podkreślamy: gdybyśmy chcieli zostać lekarzami, to bylibyśmy lekarzami. Ratownictwo było moim świadomym wyborem. Wielu kolegów od lat podnosi, że przecież my nie chcemy zabrać pracy lekarzom. Myślę, że stopniowanie ratowników jest niegłupim pomysłem, ponieważ dałoby konkretną ścieżkę rozwoju, który dzisiaj uwarunkowany jest chęciami i zapałem do wykonywania zawodu.

Rozmawiał Krzysztof Marcinkiewicz

strona 2 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!