Barometr epidemii (63)

20.06.2021
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Widmo Delty krąży po Europie. I choć większość Starego Kontynentu odczuwa ulgę, luzuje restrykcje i przygotowuje się na powitanie gorącego lata, niektóre kraje z niepokojem obserwują wzrost liczby zakażeń i sekwencjonują genom wirusa. A dane, płynące z Wielkiej Brytanii nie pozostawiają złudzeń: wariant Delta, mimo zaawansowanej akcji szczepień, jest w natarciu. Większość państw UE pozostaje daleko w tyle za Brytyjczykami, jeśli chodzi o szczepienia. Czy obawy znajdą odbicie w decyzjach, jakie będą podejmować rządzący, ale też osoby udające się na wakacje, choćby co do sposobu wypoczynku?

Plaża miejska w Gdyni, 6 czerwca 2021 r. Fot. Martyna Niećko / Agencja Gazeta

Największy błąd. Prezydent o szczepieniach przeciw COVID-19. Nie jest do końca pewne, dlaczego prezydent Andrzej Duda uważa, że musi się wypowiadać na każdy temat, nawet na ten, o którym nie ma większego pojęcia. W mijającym tygodniu po raz kolejny dał o sobie znać dystans, jaki najwyraźniej głowa państwa ma do szczepień ochronnych.

Rok temu, w kampanii wyborczej, prezydent ubiegający się o reelekcję mówił, że przeciw grypie się nie szczepi, „bo nie” – dając wyraz całkowitego braku odpowiedzialności za zdrowie publiczne, którego jednym z fundamentów są szczepienia, również szczepienia osób dorosłych.

Teraz, mimo że sam przyjął szczepionkę już jakiś czas temu, zapragnął przeanalizować sytuację epidemiologiczną – nie wdając się w „zbędne” szczegóły. – Wszyscy mamy nadzieję, że to szczepienie doprowadzi do zgaśnięcia pandemii COVID-19. Niestety pytanie, czy będzie to tak do końca skuteczne, cały czas jest przed nami – mówił w Bratysławie, dzieląc się informacją, że dyskusje na temat skuteczności szczepień „toczą się między światowymi przywódcami w kuluarach”. To skromne dopowiedzenie może pokazywać zresztą prawdziwe intencje Andrzeja Dudy, który walczy – na arenie krajowej – by postrzegano go jako polityka, który ma kontakty, może nawet dobre, z innymi światowymi liderami. Stąd zabiegi prezydenckich urzędników o choćby zrobione w przelocie zdjęcie z prezydentem USA i kilkuminutową wymianę zdań „przy windzie”, którymi chwalono się w oficjalnych kanałach tak, jakby prezydenci rozmawiali ze sobą w cztery oczy dobrych kilkadziesiąt minut. Prezydent zasugerował, że spadek zakażeń w Polsce może być spowodowany pogodą, bo rok temu szczepień nie było, a liczba zakażeń była taka jak teraz. – Czy możemy mówić o tym, że jeżeli liczba zachorowań w Polsce spadła w tej chwili do takiego poziomu dziennie, jak notowaliśmy dokładnie rok temu, czyli między 200 a 400 przypadków, to rzeczywiście (…) jest to efekt szczepienia, czy jest to efekt po prostu tego, że mamy takie, a nie inne warunki atmosferyczne, że taka jest pora roku? W zeszłym roku nie mieliśmy szczepionki, a tych przypadków było tyle samo – snuł swoje rozważania Andrzej Duda, nie zważając choćby na to, że rok temu wykonywaliśmy o tej porze roku dużo mniejszą liczbę testów i, co kluczowe, Polska wychodziła z bardzo głębokiego lockdownu, co spowolniło krążenie wirusa w populacji. Ale prezydent nie zważał przede wszystkim na kluczową kwestię: jest sprawą życia i śmierci (dosłownie) zaszczepienie jak największego odsetka populacji. A z danych wynika jasno: tam, gdzie dominuje elektorat Zjednoczonej Prawicy, szczepienia idą dużo, dużo oporniej.

Jest jeszcze jedna kwestia, warta zauważenia, która nie jest podnoszona w komentarzach po wypowiedzi Andrzeja Dudy: jaki wpływ na kształtowanie poglądów głowy państwa, w zakresie szczepień przeciw COVID-19 i szerzej – pandemii, ma rząd, premier czy minister zdrowia i podległe mu instytucje, a jaki prezydenccy eksperci, z których przynajmniej jeden, w dodatku lekarz, jest zdeklarowanym i zdecydowanym przeciwnikiem szczepień przeciw COVID-19 i od miesięcy publicznie prezentuje swoje poglądy?

Największa porażka. Komunikacja. W „aferze mailowej”, która w ostatnich dniach rozgrzewa (trzeba przyznać, jak na razie w umiarkowany sposób) debatę publiczną, pojawił się również wątek obostrzeń pandemicznych. Wymiana korespondencji na temat obostrzeń, jakie rząd zamierzał wprowadzić po świętach Bożego Narodzenia dużo mówi o przyczynach chaosu komunikacyjnego, na który wówczas zwracaliśmy uwagę. Dlaczego porzucono narrację o „bezpieczniku”? Skąd wzięła się „narodowa kwarantanna”, która wcale nią nie była? Pół roku później odpowiedzi miałyby wyłącznie znaczenie kronikarskie, gdyby nie fakt, jak wiele mówią o podstawach, na jakich opierały się (i nic nie przemawia za tym, że nie będą się opierać w przyszłości) decyzje rządzących w sprawie strategii walki z pandemią. „Jeśli zamkniemy tak po prostu galerie, to przyznamy się do błędu, że otworzyliśmy 29 listopada. Musimy uzasadnić, że np. nie przestrzegano tam zasad” – pisał jeden z uczestników wymiany maili. „A może powiedzmy to wprost – wprowadzamy tzw. bezpiecznik po świętach na czas ferii i wtedy powracamy do zasad w galeriach (tylko spożywcze itp.). Bezpiecznik – hamulec bezpieczeństwa sprawdził się wcześniej i można go będzie wytłumaczyć” – to cytat z kolejnego maila.

strona 1 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!