Barometr epidemii (64)

27.06.2021
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Izrael (60 proc. w pełni zaszczepionych) w obawie przed Deltą przywraca obowiązek zasłaniania nosa i ust w pomieszczeniach. Obywatele są proszeni o powstrzymanie się od niekoniecznych podróży zagranicznych. Nie ma wątpliwości: zmutowany wirus przełamuje odporność, również poszczepienną. I choć zaszczepieni chorują lżej, wizja całkowitego pożegnania pandemii chyba całkowicie się rozwiewa. Czy może dziwić decyzja Singapuru, który oficjalnie ogłasza, że SARS-CoV-2 będzie odtąd traktowany tak, jak grypa?

Fot. Krzysztof Ćwik / Agencja Gazeta

Największy błąd. Szczepienia. Spełnia się scenariusz, od miesięcy wręcz przewidywany przez ekspertów, o czym wielokrotnie pisaliśmy na MP.PL, również w „Barometrze epidemii”: prawdopodobieństwo, że zaszczepimy „w pierwszym rzucie”, czyli do połowy wakacji, ponad 50 proc. populacji (przynajmniej jedną dawką) jest znikome. 50 proc. wydaje się szklanym sufitem, bo w tej chwili zaszczepionych minimum jedną dawką jest 44 proc. Polaków, a szczepienia pierwszymi dawkami praktycznie stanęły.

Czy można było tego uniknąć? Można było, gdyby prowadzono – tak jak apelowali o to eksperci, również duża część środowiska lekarskiego – akcje informacyjne i edukacyjne, skierowane do poszczególnych grup (w tym grup, które powinny być traktowane priorytetowo, jak na przykład seniorzy), zamiast skupiać się na dość płytkiej akcji promocyjnej, obciążonej dodatkowo nieznośnym wręcz balastem propagandy sukcesu („ostatnia prosta”). Można było tego uniknąć, gdyby decydenci w mądry sposób potrafili zaangażować do kampanii na rzecz dobra wspólnego, jakim są szczepienia, na przykład duchownych. Uwzględniając fakt, że szczepienia najbardziej opornie idą w regionach i miejscowościach bardziej przywiązanych do tradycji i religii, milczenie Kościoła (czy też szerzej – związków wyznaniowych) w tej sprawie wydaje się mieć znaczenie. Była ku temu niejedna okazja. Można było – a nawet chyba trzeba było – powiązać udzielenie takiego wyraźnego i donośnego wsparcia dla akcji szczepień z liberalizowaniem zasad dotyczących liczby wiernych podczas nabożeństw. Oczywiście, można powiedzieć, że biskupi czy księża i bez tego powinni – wzorem papieża Franciszka – zachęcać wiernych do szczepień. W polityce liczą się jednak fakty, a te są takie, że wsparcia ze strony duchownych nie ma. Są natomiast, i to chyba bulwersuje najbardziej, głosy o wektorze zupełnie przeciwnym, na przykład w mediach ojca Tadeusza Rydzyka.

Największa porażka. Komunikacja. Komunikacja w sprawie szczepień to całe pasmo porażek, ale w ostatnim czasie liczba źle formułowanych tez czy też najprostszych błędów po prostu zadziwia, a nawet przeraża. Przykład pierwszy z brzegu – wypowiedź ministra zdrowia o możliwości wprowadzenia opłaty za szczepienie przeciw COVID-19 jesienią. Pomysł być może nawet i sam w sobie niezły, bo oparty na założeniu, że ci, którzy szczepienie odwlekają, mogą zdecydować się na nie szybciej, by uniknąć konieczności wyciągnięcia z portfela przynajmniej kilkudziesięciu złotych (?). Jednak takich słów nie rzuca się tak sobie. Trzeba zbudować precyzyjny przekaz. I, przede wszystkim, nie popełniać błędów organizacyjnych czy logistycznych, które utrudniają dostęp do szczepień (choćby osobom wykluczonym cyfrowo). Jednym słowem, decydenci powinni patrzeć na ręce przede wszystkim sobie i codziennie robić rachunek sumienia, czy aby na pewno zrobili wszystko (a przynajmniej wystarczająco wiele), by mogli się zaszczepić wszyscy, którzy tego chcą. Dopiero później mogą wprowadzać różnego rodzaju rozwiązania, które w mniejszym lub większym stopniu mają na celu wywarcie presji, choćby nawet werbalnej.

Można powiedzieć, że ministrowie nie są specjalistami od komunikacji. Rząd jednak takich zatrudnia i podobno nawet nieźle ich wynagradza. Tymczasem specjaliści od komunikacji – prowadzący profil #SzczepimySię – zaliczyli w mijającym tygodniu ogromną wpadkę, odpowiadając na materiał w prawicowym portalu Dorzeczy.pl, specjalizującym się w szerzeniu dezinformacji związanej z pandemią i szczepieniami. Portal napisał, powołując się na oficjalne dane, że w tej chwili COVID-19 w Wielkiej Brytanii zabija w większym stopniu szczepionych niż nieszczepionych. „Spośród 4087 osób zakażonych wariantem Delta, które zostały w pełni zaszczepione, a od szczepienia upłynęło co najmniej 14 dni, zmarło dwadzieścia sześć. Odpowiada to śmiertelności 0,00636 proc., która jest 6,6 razy wyższa niż śmiertelność wśród osób niezaszczepionych, chorujących na ten wariant koronawirusa (0,000957 proc. zgonów, 34 zgony wśród 35 521 pozytywnych przypadków) – wynika z danych opublikowanych w raporcie z 18 czerwca przez Public Health England” – napisał portal.

Oficjalny, prowadzony przez CIR, profil #SzczepimySię, powołany do promocji szczepień i walki z dezinformacją skupił się na przekazaniu informacji, że śmiertelność jest bardzo niska, potwierdzając jednocześnie, że jest ona o ponad sześć razy wyższa w grupie zaszczepionych. Tymczasem jest to zwyczajna, bardzo niewysublimowana, dezinformacja. W Wielkiej Brytanii jedną dawkę szczepionki otrzymało ok. 63 proc. populacji. Niezaszczepieni są ciągle ludzie najmłodsi, w tym 20-, 30-latkowie, wśród których teraz, przede wszystkim, szaleje wirus Delta: bardziej zakaźny, ale dla młodych tak samo mało niebezpieczny (na ogół, oczywiście) jak poprzednie warianty. Tak samo, czyli niebezpieczeństwo ciężkiego przebiegu jest wielokrotnie – kilkadziesiąt lub więcej razy – niższe niż w przypadku populacji osób starszych. Ryzyko zgonu i ciężkiego przebiegu rośnie już w wieku 40 lat, ale najbardziej dynamicznie – w przypadku osób 50+ i starszych.

strona 1 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!