Barometr epidemii (69) - strona 2

31.07.2021
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Społeczeństwo obywatelskie ma to do siebie, że tworzy się oddolnie (obecna władza raczej w to nie wierzy, ale tak właśnie jest). Jest to struktura organiczna, która może (i w dojrzałej demokracji wręcz powinna) żyć w symbiozie z państwem, ale państwo nie ma na nią wpływu, a już na pewno nie przy pomocy nagród za donosy. Dla obywatela poczuwającego się do odpowiedzialności i obserwującego uporczywe i świadome łamanie zasad bezpieczeństwa sanitarnego sprawą oczywistą jest powiadomienie odpowiednich służb. Nie w oczekiwaniu na nagrodę, uznanie czy uścisk dłoni ministra lub wojewody – ale dlatego, że tak trzeba. Nie dla siebie, ale pro publico bono. Dla dobra wspólnego. Próba wmieszania do tego korzyści osobistej czyni z powinności obywatelskiej coś na kształt dokonań Pawlika Morozowa.

Jest jeszcze jeden istotny element, bez którego społeczeństwo obywatelskie po prostu nie działa. Zaufanie do państwa i jego wszystkich instytucji. Obywatele muszą być przekonani, że wszystkie decyzje, jakie zapadają – w tym przypadku w sprawie walki z pandemią – są dobrze udokumentowane, oparte na opiniach ekspertów, są proporcjonalne do sytuacji (ktoś jeszcze w rządzie pamięta zamykanie lasów?) i – mówiąc najkrócej – konieczne i optymalne. Oczywiście nie żyjemy w świecie idealnym. Każdy ma prawo do błędów i nie ma na świecie takiego kraju, w którym absolutnie wszyscy bezkrytycznie wierzyliby rządzącym. Polska takim krajem z całą pewnością nie jest, a Polacy mają dziesiątki uzasadnionych powodów, by do decyzji rządzących podchodzić ze sporym dystansem.

Największy błąd. Centralizacja. Trudno pogodzić ogłaszanie w lipcu „budowy społeczeństwa obywatelskiego” z prezentowanym przez wiele miesięcy programem totalnej centralizacji, w tym – zwłaszcza - w obszarze szczepień przeciw COVID-19.

Po siedmiu miesiącach Narodowy Program Szczepień niemal staje w miejscu – w trakcie procesu szczepienia jest zaledwie 2,4 proc. Polaków, a ponieważ odsetek ten maleje dosłownie z dnia na dzień, widać, jak bardzo nie ma pomysłu, by „obudzić chęć szczepienia” w tych, którzy do tej pory nie znaleźli dobrego powodu, by to uczynić. Rząd, rezerwując dla siebie pełnię praw i władztwa w obszarze szczepień późną jesienią 2020 roku zapomniał, że bierze tym samym również pełnię obowiązków. I nie zadbał zawczasu przede wszystkim o zrozumiałą i trafioną edukację społeczeństwa. Zapowiedź ministra Michała Dworczyka, że taka kampania ruszy we wrześniu (chodzi o lekcje w szkołach i webinaria dla dorosłych, cokolwiek to miałoby znaczyć) poraża bezradnością, zwłaszcza gdy równolegle i minister zdrowia i premier zapowiadają, że czwarta fala nadejdzie w sierpniu. Na edukację nigdy nie jest co prawda za późno, ale trudno nie dostrzec smutnej prawdy, że dla setek, może nawet tysięcy osób będzie zbyt późno.

Po miesiącach głównie markowanych działań – wszak większy udział samorządów lokalnych w NPSz zapowiadany był już wczesną wiosną – rząd z właściwą sobie gracją próbuje oddać im pole, sięgając po sprawdzony instrument nagród finansowych dla tych, którzy wykażą się największą skutecznością w zwiększaniu odsetka zaszczepionych. Tymczasem dbałość o zdrowie publiczne i bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańców jest jednym z podstawowych zadań samorządów gminnych i choć w stanie epidemii – czy pandemii – gros tych obowiązków przypada państwu, z całą pewnością rząd nie powinien wykluczać samorządów z partnerskiego współdziałania – a to właśnie zrobił w końcówce 2020 roku. Zbieramy tego w tej chwili owoce i należy się obawiać, że konkursy fotograficzne oraz dofinansowanie festynów dla kół gospodyń wiejskich nie rozwiążą problemu, choćby dlatego, że promocja i organizacja szczepień nie przebiegają gładko również w całkiem dużych miastach. Radzą sobie świetnie te największe – rządzone przez samorządowców związanych z opozycją.

Największy znak zapytania. Wakacje. W ostatnich dniach lipca Chiny odnotowały dawno nie widziany wzrost liczby zakażeń. Jak się okazało, ich źródłem był samolot z Rosji – poinformowały media. Wariant Delta nie zna granic ni kordonów, zwłaszcza jeśli podróżni sami te kordony znoszą, łamiąc, gremialnie, obowiązek zasłaniania nosa i ust na lotniskach, w samolotach czy autobusach transferowych (a także częściach wspólnych hoteli, komunikacji publicznej, lokalach gastronomicznych z wyjątkiem przebywania przy stoliku, czyli wszędzie tam, gdzie usta i nos w czasie pandemii winny pozostawać zakryte). Niestety, istnieją podejrzenia, że Polska ma duże szanse powielić scenariusz, przy czym nie będzie tu bynajmniej chodzić o jeden samolot, ale o dziesiątki, jeśli nie setki lotów czarterowych. W czasie trwających dwie, trzy, cztery godziny lotów z głośników co prawda puszczane są okolicznościowe komunikaty o konieczności przestrzegania „zasad higieny” i obowiązku zakładania masek, jednak załogi wobec niesubordynowanych pasażerów pozostają całkowicie bierne. Być może dlatego, że nie wchodzi w grę jeden czy dwóch pasażerów, ale praktycznie wszyscy, bo nawet ci, którzy na pokład wchodzą w maseczkach, po kilku(nastu) minutach ściągają „zbędny gadżet”. Doświadczenie tyleż surrealistyczne, co przerażające – nawet jeśli na wakacje udaje się rodzina osób zaszczepionych, zabezpieczonych profesjonalnymi maskami.

Również w docelowych miejscach odpoczynku z przestrzeganiem zasad bezpieczeństwa sanitarnego bywa – oględnie mówiąc – różnie. Na ogół jednak Polak na wakacjach (choć nie tylko Polak, to samo dotyczy w Grecji turystów z Wielkiej Brytanii czy Serbii) nie lubi ani zakazów ani nakazów i nawet informacja, że wyspa, na której odpoczywa, właśnie została zaliczona przez ECDC do strefy czerwonej ze względu na dynamikę wzrostu liczby dziennych zakażeń, nie mąci jego przekonania, że latem wirus jest w odwrocie i nie należy się go bać. A już na pewno nie na tyle, by zakładać maskę.

strona 2 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!