Barometr epidemii (84)

14.11.2021
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Kolejny tydzień z długim, tym razem czterodniowym weekendem. Pełne, jak donoszą media, hotele w Zakopanem, Trójmieście, na Mazurach. Zwłaszcza te oferujące kompleksy basenowe i inne atrakcje, oczywiście w zamkniętych pomieszczeniach. Wszak mamy listopad. Epidemiolodzy spodziewają się, że dotychczasowe tempo wzrostu zakażeń, kilkadziesiąt procent w ujęciu tydzień do tygodnia, nie tylko zostanie utrzymane, ale wręcz przyspieszy. – Idziemy na czołowe z COVID-19 – coraz częściej mówią lekarze.

Gubałówka, 11 listopada 2021 r. Fot. Marek Podmokły / Agencja Wyborcza.pl

Największa porażka. Zgony. Raport OECD, opublikowany 9 listopada, nie pozostawia wątpliwości – drugie miejsce pod względem liczby nadmiarowych zgonów wśród najbardziej rozwiniętych krajów świata nie jest powodem do dumy. To raczej powinien być powód nie tylko do głębokich analiz dla ekspertów w dziedzinie zdrowia publicznego, ale być może i materiał – w przyszłości – dla komisji, która oceni prawidłowość działań rządu, Ministerstwa Zdrowia, osób odpowiedzialnych za strategię walki z COVID-19.

Niektóre konsekwencje powinny być jednak wyciągane znacząco szybciej. Jeśli rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia tłumaczy skalę nadmiarowych zgonów tym, że pandemia zastała Polaków w niezbyt dobrym stanie zdrowia i w braku dbałości o własne zdrowie, a nie w dostępie do świadczeń (i w czasie pandemii, i przed nią) upatruje przyczyn rekordowo wysokiej śmiertelności, ktoś powinien jednak zareagować. – Jeżeli fala epidemii uderza w zdrowe społeczeństwo, skala zakażeń i skala zgonów wygląda zupełnie inaczej, niż kiedy fala epidemii uderza w społeczeństwo schorowane – stwierdził Wojciech Andrusiewicz. Warto sprawdzić: trudno uznać, że społeczeństwo amerykańskie jest dużo zdrowsze od polskiego. USA pod względem średniej oczekiwanej długości życia wręcz idą z Polską ręka w rękę (mimo przepaści w nakładach). Co więcej – śmiertelność z powodu COVID-19 (potwierdzone przypadki) mamy również na zbliżonym poziomie (dzieli nas przepaść w intensywności testowania). Ale pod względem nadmiarowej liczby zgonów Polska ze wskaźnikiem ponad 3,6 tysiąca na milion mieszkańców wyprzedza Stany Zjednoczone o ponad tysiąc zgonów.

Niewątpliwie stan zdrowia społeczeństwa odgrywa dużą rolę w przebiegu pandemii. Widać to choćby po statystykach innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej – zwłaszcza Czechy, szczycące się dobrym systemem opieki zdrowotnej, wysokimi – w porównaniu do byłych państw bloku komunistycznego – nakładami, ewidentnie z pandemią przegrywają. Być może właśnie ze względu na profil zdrowotny społeczeństwa. Jednak w Polsce powody nadmiernej umieralności są złożone, a łatwe zdejmowanie odpowiedzialności z instytucji państwa przez urzędnika najbardziej zainteresowanego resortu – co najmniej nie na miejscu.

Największy błąd. Strategia obserwowania pandemii. Eksperci od dobrego miesiąca apelują do rządu o aktywnie przeciwdziałanie rozprzestrzenianiu się wirusa. Nie po to, by je całkowicie zatrzymać – to niemożliwe. Realnym celem powinno być spowolnienie tempa wzrostu liczby zakażeń. Nic takiego się nie stało i – prawdopodobnie – nic takiego się nie wydarzy. Mimo, że praktycznie w całej Europie, w tych krajach, które notują rekordy zakażeń, wprowadzane są mniej lub dalej idące obostrzenia. To, że same szczepienia nie wystarczą, że konieczne jest przestrzeganie zasad sanitarnych i – również – zmniejszanie interakcji społecznych (bez wprowadzania lockdownu, na pewno nie w wymiarze krajowym), wiadomo już na przykładach innych państw.

Polskie przepisy i niewydolność instytucji państwa czynią obowiązujące obostrzenia (zakrywanie nosa i ust w pomieszczeniach zamkniętych) całkowicie martwymi. Minister zdrowia może do woli spotykać się z przedstawicielami galerii handlowych – żywotnie zainteresowanymi, by ich obiekty mogły normalnie działać w okresie przedświątecznym – ale w tych samych centrach co najmniej połowa klientów całkowicie ignoruje obowiązek prawidłowego noszenia maseczek. A ochroniarze, karceni na łamach mediów za niezwracanie uwagi, rozkładają ręce. W warszawskiej Arkadii (jedno z najchętniej odwiedzanych centrów handlowych) ochroniarz mówi wprost: „Co ja mogę? Ja nawet nie mogę zatrzymać takiej osoby, by wezwać policję. Nie mogę klienta wyprowadzić. Mogę prosić. Ile można?”. Czy „nic nie mogą” również np. kapłani odprawiający niedzielne msze, gdy w świątyniach (czy ktoś jeszcze pamięta o limitach?) co prawda zdecydowana większość nakazu zasłaniania nosa i ust przestrzega, ale niemal zawsze naliczyć można przynajmniej kilkanaście osób całkowicie go ignorujących? Pisaliśmy o tym od momentu, gdy maski zaczęły nam towarzyszyć (kwiecień 2020): źle skonstruowane przepisy, których się nie da wyegzekwować, które nie mają realnych sankcji, demoralizują.

strona 1 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!