W toku kwarantanny podróżni wielokrotnie poddawani są testom na COVID-19. W niektórych miastach wymazy pobierane są z nosa, w innych tylko z gardła. Dodatkowo dwukrotnie trzeba oddać krew do testu serologicznego.
Liu cieszy się, bo w jego grupie wszystkie badania dały ujemne wyniki. – To wyjątek. Zwykle jest co najmniej jeden dodatni. Wtedy zakażonego zabiera się do szpitala, a wszyscy pozostali traktowani są jak bliskie kontakty i codziennie mają badania PCR – mówi nadzorca.
Ostatnie badania wykonywane są dzień przed zakończeniem kwarantanny. Tym razem personel pobiera wymazy i krew dwukrotnie – jeden zestaw dla władz miasta, jeden dla władz prowincji. Badania trzeba powtórzyć, jeśli któreś wyjdzie dodatnie. W grupie Liu fałszywie pozytywne wyniki badań na przeciwciała dostało ok. 50 podróżnych. Prawie do ostatniej chwili nie byli pewni, czy będą mogli wyjechać, czy zostaną zabrani do szpitala.
Wyjście z hotelowej kwarantanny to zwykle nie koniec procedur. Służby sanitarne w miastach, do których zmierzają podróżni, są już poinformowane o ich przyjeździe. W Kantonie pracownicy w strojach ochronnych czekają na nich w rękawie samolotu i zabierają ich prosto do miejsca zamieszkania ambulansem na koszt podróżnego.
W drzwiach montowane są czujniki, a w korytarzach kamery, bo mieszkania nie wolno opuszczać przez kolejny tydzień. Kwarantanna domowa wiąże się z kolejnymi testami PCR: pierwszego i ostatniego dnia. Potem następuje okres „obserwacji medycznej”, gdy trzeba teoretycznie zgłaszać temperaturę ciała, zakończony kolejnym badaniem.
Obowiązkowa kwarantanna w Chinach należy do najdłuższych na świecie i dotyczy zarówno Chińczyków, jak i obcokrajowców, bez względu na to, czy są zaszczepieni. Część epidemiologów ocenia, że nie ma naukowych podstaw dla tak długiego okresu izolacji. Chińskie władze twierdzą natomiast, że zdarzały się przypadki, w których u przyjezdnych wykrywano koronawirusa dopiero po ponad trzech tygodniach od przyjazdu, mimo że wszystkie wcześniejsze testy dawały wyniki ujemne.