Inspektor bez wyników

23.11.2020
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Jesteśmy skuteczni dzięki temu, że jesteśmy wspólną siłą służb w Polsce. Jesteśmy skazani na sukces, ponieważ wszystkie służby są zdeterminowane, aby zwalczyć wirusa – mówił na początku marca Główny Inspektor Sanitarny Jarosław Pinkas. – Mieliśmy szczęście, ale szczęście sprzyja dobrym – przekonywał w tym samym czasie. Po niemal dziesięciu miesiącach pandemii jest jasne, że ani o szczęściu, ani o sukcesie Polska raczej mówić nie może. A Pinkas zrezygnował ze stanowiska.

Jarosław Pinkas. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Ta dymisja – rezygnacja ze względu na stan zdrowia – może być analizowana na kilku płaszczyznach.

Najprostsza: Jarosław Pinkas to kolejny po ministrze Łukaszu Szumowskim i wiceministrze Januszu Cieszyńskim współodpowiedzialny za walkę z pandemią decydent, który składa dymisję w środku trwającej pandemii. Różne przyczyny, podobne okoliczności, a gdzieś w tle – niezależnie od okoliczności i przyczyn – pozostaje niesmak, a przynajmniej duży znak zapytania.

Jest faktem, że Jarosław Pinkas i dla ministra Łukasza Szumowskiego, i dla Adama Niedzielskiego bywał trudnym partnerem. Obydwaj ministrowie wielokrotnie podkreślali jego zasługi, obydwaj mieli niekiedy serdecznie dość jego kwiecistych i – to chyba najlepsze określenie – buńczucznych wypowiedzi. Jak wtedy, gdy politykom opozycji polecał wsadzić lód w majtki, a ludziom panikującym z powodu braku maseczek na rynku (marzec!) rekomendował chałupniczy patent z przecinaniem biustonosza na pół. Jak wtedy, gdy samozwańczo ogłaszał pierwszych ozdrowieńców, choć Polska zaraportowała pierwsze przypadki kilkanaście dni później. Można byłoby długo wymieniać, ale czarę goryczy przelała wypowiedź zwiastująca „subtelny spadek” liczby zakażeń w połowie października.

Skłonność do przesadnych, pełnych emfazy wypowiedzi byłaby zapewne wybaczona i puszczona w niepamięć, gdyby były wyniki. Tymczasem wyników nie ma. Już wiosną, punktowo – a najbardziej na Śląsku, dotkniętym pandemią w stopniu większym niż pozostała część kraju – obnażona została słabość inspekcji sanitarnej. Wtedy sytuację udało się opanować, bo na Śląsk przerzucono siły sanepidu z innych regionów. Jesień nie pozostawiła złudzeń: gdy tylko krzywa zakażeń zaczęła się podnosić, sanepid praktycznie stracił kontrolę nad rozwojem epidemii. Dochodzenia epidemiologiczne stały się fikcją, kontakt z zakażonymi – i przede wszystkim tymi, którzy powinni zostać objęci kwarantanną – fikcją. Trudno za to obarczać całą winą Pinkasa – jeśli zawinił, to głównie tym, że wbrew oczywistym faktom nie domagał się twardo, publicznie, ratunkowego wzmocnienia podległej sobie służby. Że przytakiwał i przyklaskiwał oficjalnym deklaracjom daleko odbiegającym od rzeczywistości. Sanepid nie dostał odpowiednio większych pieniędzy, nie mógł się wzmocnić kadrowo, w jesienną falę epidemii wszedł niemal tak samo nieprzygotowany, jak w wiosenną.

To, co z punktu widzenia ministra zdrowia i rządu było i jest jednak najważniejsze, to rola GIS w otwarciu szkół. Wiadomo, że ten obszar to pole minowe między MEN a MZ. Minister edukacji narodowej chce, by szkoły działały normalnie, minister zdrowia – uznając wszystkie racje ku temu, miał (a w każdym razie latem powinien mieć) obiekcje i zastrzeżenia. Były minister zdrowia całkowicie jednak odpuścił temat, a raczej – delegował zadanie na Główny Inspektorat Sanitarny, który we współpracy z MEN miał przygotować szkoły na funkcjonowanie w nowej rzeczywistości.

strona 1 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!