Łóżka covidowe nie biorą się znikąd

08.11.2021
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Ograniczenie aktywności rządu do zwiększania bazy łóżkowej to zgoda na to, że pacjenci niecovidowi po raz kolejny wypadną poza nawias systemu – mówi dr Tadeusz Jędrzejczyk, specjalista w dziedzinie zdrowia publicznego, były prezes Narodowego Funduszu Zdrowia, dyrektor Departamentu Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego.


Tadeusz Jędrzejczyk. Fot. Włodzimierz Wasyluk

Małgorzata Solecka: Scenariusz czwartej fali na najbliższe tygodnie?

Tadeusz Jędrzejczyk: Widać wyraźnie, że w województwach wschodnich, przede wszystkim w województwie lubelskim, czwarta fala dotarła, czy też może lada moment dotrze do szczytu, jeśli chodzi o liczbę dziennych zakażeń. Można mieć nadzieję, że w następnych tygodniach liczba nowych zachorowań i hospitalizacji w województwach lubelskim i podlaskim będzie maleć – jak szybko się to będzie dziać, trudno przesądzić. Natomiast resztę kraju czekają spore wzrosty zakażeń, nie ma co do tego wątpliwości. 

Minister zdrowia mówi, że rząd obserwuje sytuację we wschodnich województwach i wyciąga wnioski. Skoro w tamtych rejonach fala prawdopodobnie osiągnęła apogeum lub je lada moment osiągnie bez wprowadzania żadnych obostrzeń, nie ma co się spodziewać jakichkolwiek tego typu decyzji w następnych tygodniach. Pytanie, czy doświadczenia z regionów stosunkowo słabiej zurbanizowanych, w dużej mierze wiejskich, można tak łatwo przełożyć na regiony o większym stopniu gęstości zaludnienia chociażby. A też nie najwyższym poziomie zaszczepienia.

Nie ma wątpliwości, że w regionach o dużej gęstości zaludnienia fala zakażeń może się wznieść wyżej i szybciej, choć też trzeba wziąć pod uwagę, że miasta jako takie są lepiej zaszczepione. Tu trzeba też dodać, że wsie lubelskie – ale już nie podlaskie – są stosunkowo duże, to też ma znaczenie dla przebiegu fali w tym regionie. 

Mamy jednak Lublin, w którym dzienna liczba nowych zakażeń w przeliczeniu na 100 tysięcy mieszkańców w pewnym momencie przekroczyła 100. W ubiegłym roku granica czerwonej strefy była ustawiona na wskaźniku 25, przy 70 miała być ogłaszana narodowa kwarantanna. Te wskaźniki w tym roku nie obowiązują, minister swego czasu mówił, że będą obowiązywać pomnożone przez cztery, ale widać, że również nie – bo przekroczenie wskaźnika 100 nie pociągnęło za sobą żadnych decyzji. Rząd wdraża strategię walki z pandemią opartą na braku działań?

Działania są, bo zwiększana jest liczba łóżek covidowych. Ale rzeczywiście, założywszy, że fala zakażeń tym razem nie wzniesie się tak wysoko, jak w poprzednich falach – choć prognozy są tu niejednoznaczne – można założyć, że wypłaszczenie fali nastąpi na, niestety, stosunkowo wysokim lub wysokim poziomie. Co pociągnie za sobą, nie ukrywajmy, dużą liczbę zgonów. Po raz kolejny. Dodatkowe 20-25 tysięcy zgonów nadmiarowych w listopadzie lub w grudniu, wliczając w to zarówno zgony covidowe jak i powiązane z paraliżem systemu ochrony zdrowia, nie wydaje się liczbą przesadzoną. 

I tu dochodzimy do sedna sprawy – czyli napięcia między ochroną wartości, jaką jest życie ludzkie i ochroną czegoś, co nazwałbym dobrostanem społecznym, w tym ekonomicznym. Widać bardzo wyraźnie, że w tej fali pandemii rząd zdecydował o ochronie tej drugiej wartości. 

Chyba kierując się takim przesłaniem, że skoro od ponad pół roku, czyli od kwietnia, szczepienia w Polsce są w pełni dostępne praktycznie dla każdego, to każdy mógł podjąć indywidualną decyzję o ochronie swojego życia i zdrowia. Państwo wywiązało się ze swojej odpowiedzialności. Premier mówi o tym zresztą dosyć bezpośrednio: „Rozwijaliśmy program szczepień”.

I tak, i nie. Szczepienia rzeczywiście były dostępne, choć dla części obywateli – na przykład dotkniętych wykluczeniem cyfrowym czy transportowym – tylko w teorii. Państwo zapewniło wystarczającą podaż szczepionek, rozwinęło niezbędną infrastrukturę, ale czy na pewno wyczerpuje to pojęcie „programu szczepień”? Zrezygnowano choćby z wprowadzenia drobnych zachęt, motywacji, do tego, żeby obywatele się szczepili. Decyzje takie zapadały w ciągu ostatnich miesięcy praktycznie we wszystkich krajach europejskich, ale nie w Polsce. Od wiosny eksperci ostrzegali, że kampania billboardowa, wykupione reklamy w internecie czy spoty z udziałem celebrytów nie wystarczą do promocji szczepień. 

I last but not least: nie jest tak, że każdy podejmuje decyzje o szczepieniu – na tak bądź na nie – dla siebie. Tak przedstawiają to ci, którzy mówią o wolności, o podejmowaniu indywidualnych decyzji. To jest tylko część prawdy. Bo nie szczepiąc się, podejmujemy decyzję nie tylko za osoby, które nie mogły się zaszczepić z przyczyn medycznych, ale na przykład, za starszych, schorowanych pacjentów, którzy zaszczepili się dwoma dawkami, chcą się jeszcze doszczepić, żeby zwiększyć swoje bezpieczeństwo, ale nie zdążą, bo ktoś – prawdopodobnie niezaszczepiony, z wysokim mianem wirusa w organizmie – ich zakazi. Oni zrobili wszystko co mogli, żeby się chronić.

Państwo ma instrumenty, żeby zwiększyć ochronę zbiorowiskową tak, by osoby o niższej odporności czy pozbawione tej odporności, nie były skazane na ciężki przebieg choroby czy zgon. Jeśli postawimy sobie pytanie, czy nasze państwo skorzystało z tych instrumentów, odpowiedź jest jednoznacznie negatywna. 

Tymczasem jest oczywiste, że każdy procent więcej zaszczepionej populacji znacząco wpłynąłby na obniżenie zapotrzebowania na łóżka covidowe, liczbę ciężkich przypadków i zgonów. 

Wystarczy popatrzeć, jak wyglądają statystyki dla Francji czy Włoch, w których odsetek zaszczepionych sięga już niemal 80 proc., jak w Niemczech, gdzie jest o ok. 10 punktów procentowych niższy, i jak wygląda w Polsce i innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie zaszczepiona jest dużo mniejsza część populacji, mniej więcej połowa.

Będziemy niewątpliwie uważnie obserwować sytuację w województwie pomorskim. Zwłaszcza pod kątem najstarszych grup wiekowych, które mamy stosunkowo dobrze zaszczepione: między 60. a 70. rokiem życia zaszczepiliśmy trzy czwarte mieszkańców, między 70. a 80. – ponad 80 proc. W młodszych grupach wiekowych zaszczepionych jest mniej, ale też – więcej niż statystycznie w Polsce. Czy to wystarczy do utrzymania poziomu zakażeń na stosunkowo niskim poziomie i przede wszystkim, czy przełoży się na liczbę hospitalizacji? Mamy ogromną nadzieję, że tak. Że bycie liderem – w skali kraju – w obszarze szczepień przyniesie rezultat w postaci mniej dotkliwej kolejnej fali, choć oczywiście mamy świadomość, że zaszczepieni też będą chorować i też trafią do szpitali. W tej chwili stanowią oni mniejszość wśród hospitalizowanych, zarówno w wartościach bezwzględnych, jak i tym bardziej, jeśli zestawi się ich z większą bazą zaszczepionych w tych grupach wiekowych, ale oczywiście są. 

I jest jeszcze kwestia egzekwowania tych przepisów, które obowiązują. 

Tu również trudno nie zacytować ministra zdrowia, który kilka dni temu skarżył się, że w Polsce są obostrzenia, tylko nikt ich nie przestrzega. Długi weekend, który spędzaliśmy jako społeczeństwo na cmentarzach, w pociągach, komunikacji zbiorowej dostarczył niejednego dowodu na prawdziwość słów ministra. Tylko czy to nie znaczy przypadkiem, że władza państwowa, państwo jako takie, utraciły legitymizację społeczną? Że ani duża część z nas, żeby nie powiedzieć większość, nie widzi powodów do przestrzegania regulacji, ani aparat państwa nie widzi możliwości egzekucji. Mamy martwe prawo, czyli – martwe państwo. Bardzo groźna sytuacja, z każdego punktu widzenia.

strona 1 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!