COVID-19: Jak zmienia się sytuacja na świecie? cz. 1

09.10.2020
prof. Dominik Mertz, Katedra Chorób Zakaźnych, McMaster University, Kanada
prof. Roman Jaeschke, McMaster University, Kanada

Profesor Dominik Mertz z Katedry Chorób Zakaźnych Uniwersytetu McMastera w Kanadzie w rozmowie z prof. Romanem Jaeschke porusza temat obecnego stanu pandemii COVID-19 na świecie.

prof. Roman Jaeschke: Dzień dobry, witam w kolejnym odcinku McMaster Perspective. Dziś mam przyjemność przedstawić Państwu dr. Dominika Mertza, profesora McMaster University i specjalistę chorób zakaźnych, pracującego w Hamilton Health Sciences. Doktor Mertz pochodzi ze Szwajcarii i od niedawna jest naszym lokalnym, regionalnym, krajowym, a ostatnio w coraz większym wymiarze również międzynarodowym ekspertem ds. COVID-19, od którego kadra McMaster University czerpie wiedzę o tej chorobie.

Zacznijmy może od informacji epidemiologicznych. Na jakim etapie pandemii aktualnie się znajdujemy?

prof. Dominik Mertz: Przede wszystkim dziękuję za zaproszenie. Na jakim jesteśmy etapie? Patrząc globalnie powiedziałbym, że pośrodku pierwszej fali. To nie jest tak, że mieliśmy w jakimś momencie potężną, ogólnoświatową falę, która ustąpiła i po której nadeszła kolejna, choć na poziomie krajowym bezsprzecznie obserwujemy wzrosty i spadki.

Jeżeli porównalibyśmy ze sobą poszczególne państwa, zobaczylibyśmy, że ich krzywe epidemiczne bardzo się różnią. Na przykład w Kanadzie na początku kwietnia mieliśmy szczyt zakażeń, po którym sytuacja się względnie ustabilizowała, natomiast w lecie obserwowaliśmy kolejny wzrost.

Z drugiej strony w USA, gdzie szczyt zakażeń przypadł mniej więcej w tym samym czasie, liczba przypadków nigdy nie zmniejszyła się tak bardzo. Wygląda na to, że teraz Stany Zjednoczone przechodzą drugi szczyt, który prawdopodobnie zmierza już ku końcowi, ale zasadniczo cały czas mamy do czynienia z pierwszą falą. Epidemia trwa nieprzerwanie, nie skończyła się nawet na chwilę.

Jednak analiza sytuacji poszczególnych stanów pokazuje, że np. w Nowym Jorku mieliśmy do czynienia z wyraźną pierwszą falą, po której liczba zakażeń się znacząco zmniejszyła, a z kolei w stanach Pasa Słońca – czyli w Luizjanie czy na Florydzie – pierwszy szczyt, który zbiegł się w czasie z tym w Nowym Jorku, przebiegł bardzo łagodnie, a dużo większy był kolejny – ten, z którego teraz trwa wychodzenie. Tak więc sytuacja na świecie jest bardzo zróżnicowana.

W Afryce obserwujemy bardzo opóźniony rozwój pandemii, a jej przebieg nie jest tak nasilony, jak się wcześniej obawiano. Amerykę Południową pandemia początkowo oszczędzała. Szczyt zakażeń zaczęto tam odnotowywać w lecie, a w niektórych krajach trwa nadal – liczba zakażeń z dnia na dzień rośnie.

To nie jest więc tak, że mieliśmy ogólnoświatową falę, która ustąpiła. W różnych częściach świata krzywa rośnie i maleje w różnym tempie i przyjmuje różne kształty.

Jednak patrząc globalnie, nadal jesteśmy mniej więcej w okresie plateau po pierwszym szczycie, do czego prawdopodobnie na różnych etapach mniej lub bardziej przyczyniają się różne państwa. Czy mógłby nam Pan wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje? Czy jest to kwestia populacji? A może gęstości zaludnienia? Oczekiwano, że w Afryce sytuacja będzie dramatyczna, ale ten scenariusz się nie sprawdził, przynajmniej na razie.

Sądzę, że przypadek Afryki jest niezwykle ciekawy i nie do końca rozumiemy dlaczego tak jest. Niektórzy wysuwają niezwykle trudną i sporną hipotezę o odporności krzyżowej na koronawirusy. Uważają, że ponieważ w Afryce łatwiej dochodzi do transmisji również innych wirusów, jej mieszkańcy mogą mieć odporność krzyżową związaną z limfocytami T – zwaną czasami potocznie „ciemną materią” – i zakładają, że być może dzięki temu są chronieni lepiej niż mieszkańcy innych regionów. Kontrargument jest taki, że gdyby ta hipoteza była prawdziwa, prawdopodobnie z podobną sytuacją mielibyśmy do czynienia w Ameryce Południowej, a tak nie jest. Osobiście więc nie jestem przekonany, że w tym tkwi sedno.

Wygląda na to, że mamy temat na kolejną rozmowę.

Kolejna kwestia istotna z punktu widzenia epidemiologii dotyczy rozbieżności między aktualną liczbą przypadków w części krajów a oczekiwaną śmiertelnością. Przynajmniej w niektórych częściach świata wskaźnik śmiertelności wydaje się minimalny w stosunku do liczby zakażeń. Czy możemy to jakoś wyjaśnić?

Wyjaśnień jest wiele. Z czasem część z nich się potwierdzi, w innych przypadkach natomiast

okaże się, że było odwrotnie, niż zakładano.

Pierwsze z wyjaśnień – to które zawsze słyszymy na początku szczytu, zanim liczba zgonów zacznie rosnąć – jest takie, że wzrost liczby zgonów następuje z pewnym opóźnieniem w stosunku do pojawienia się pierwszych objawów, czy też – na poziomie populacyjnym – pierwszych zachorowań.

W niektórych regionach – głównie w Europie, ale poniekąd także w USA – aktualnie nie odnotowujemy takiej śmiertelności, jakiej mogliśmy oczekiwać, obserwując rozwój sytuacji na wcześniejszym etapie pandemii, np. w Nowym Jorku czy na północy Włoch.

Duże znaczenie ma tu prawdopodobnie grupa wiekowa pacjentów, u których najczęściej dochodzi do zakażenia. Według mnie większość państw dużo lepiej radzi sobie z ochroną osób starszych i słabych, co przekłada się na mniejszą liczbę zgonów. Obecnie, przynajmniej na półkuli zachodniej, najczęściej zakażeniu ulegają 20- i 30-latkowie, u których z oczywistych względów nie dochodzi do tylu powikłań co u 70-, 80- czy 90-latków. To na pewno ma duże znaczenie.

strona 1 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!