Po miesiącu ograniczeń w poruszaniu się, od piątku w dolinie Katmandu obowiązuje najsurowszy lockdown na świecie. Władze zakazały wychodzenia z domów i zamknęły sklepy spożywcze. Najbiedniejszym, którzy stracili pracę, kończą się zapasy żywności.
W czwartek przed 7 rano ulice Tokha, północnej dzielnicy Katmandu, mimo trwającej już miesiąc kwarantanny wypełniały tłumy. "Mamy tylko czas do 9 rano, bo od piątku nawet sklepy spożywcze będą zamknięte! Mój Boże, trzeba się spieszyć" - mówi 50-letnia Rupa Sharma, przyspieszając kroku.
Od końca kwietnia w dolinie Katmandu, gdzie mieszka 2,5 mln ludzi, obowiązywała łagodniejsza wersja lockdownu - sklepy spożywcze były otwarte do 10 rano i od 17 do 19 wieczorem.
"Tak jakby koronawirus nie zakażał rano i przez dwie godziny po południu" - opowiada ze śmiechem pani Sharma. "Potem wirus zaczął zarażać również wieczorem, więc zakupy można było robić już tylko do 10 rano. Teraz najwyraźniej wziął się za sklepy spożywcze" - wylicza, dodając, że od piątku można będzie tylko do 9 rano kupić wyłącznie warzywa, nabiał oraz mięso.
"W warzywniaku był niesamowity tłum, człowiek na człowieku, trzeba się było rozpychać łokciami" - dodaje sąsiadka Rupy, Mana Regmi. "To koszmar. Nie rozumiem logiki tych nowych przepisów" - mówi rozkładając ręce.
Szef dystryktu Katmandu Kali Prasad Parajuli powiedział w poniedziałek dziennikowi "The Kathmandu Post", że nowe przepisy mają zmniejszyć tłumy na ulicach miasta w czasie drugiej fali epidemii.
"Nigdy nie widziałam takich tłumów jak w czwartek w supermarkecie SalesBerry" - mówi Magda Jungowska, której fundacja White Grain codziennie od kilku tygodni przekazuje pomoc materialną Nepalczykom w Katmandu. "Ludzie rzucili się do sklepów jak w USA w ubiegłym roku, gdy w sklepach były puste półki" - opisuje panikę po ogłoszeniu zaostrzenia reguł lockdownu.
"To absurd. Ograniczanie godzin zakupów i zamykanie sklepów spożywczych jako sposób na poradzenie sobie z wirusem jest czystym absurdem" - ocenia dr Vivek Raunyar ze szpitala Grande w dzielnicy Tokha. "Przez te przepisy codziennie przez dwie godziny rano ludzie gromadzą się w sklepach, gdzie łatwo o zarażenie" - dodaje.
Indyjski wariant wirusa obecny w Nepalu ma obecnie drugi najwyższy wskaźnik reprodukcji na świecie, a 35 proc. przeprowadzanych testów jest pozytywnych. W szpitalach brakuje łóżek, tlenu i lekarstw.