Jak nie walczy się z pandemią

19.11.2021
Małgorzata Solecka
Kurier MP

W związku z falą zakażeń i krytyczną sytuacją w szpitalach rząd wprowadza obowiązkowe szczepienia i całkowity lockdown. Nie, nie w Polsce – w Austrii. W Polsce rząd zapowiada wysłanie 15,5 mln SMS-ów do osób już zaszczepionych z przypomnieniem o możliwości przyjęcia dawki przypominającej. Minister zdrowia twierdzi, że brak obostrzeń to „ukłon w kierunku zaszczepionych”, a strategia rządu się sprawdza. Zaś jego zastępca snuje rozważania o odmiennym kodzie kulturowym i genie sprzeciwu. Członkowie Rady Medycznej przy premierze nie przebierają w słowach, ale czy to wystarczająca reakcja?


Fot. Roman Bosiacki / Agencja Gazeta

Najpierw krótkie streszczenie sytuacji pandemicznej: trzeci dzień z rzędu liczba zakażonych SARS-CoV-2 oscyluje wokół 24 tysięcy, a liczba zgonów – około 400. Liczba zgonów oddaje w tej fali pandemii, jak podkreślają eksperci, sytuację sprzed miesiąca, jeśli chodzi o liczbę nowych przypadków i – zwłaszcza – hospitalizacji. Z każdym tygodniem przypadków śmiertelnych COVID-19 będzie przybywać – i to w szybkim tempie.

Trzeba odnotować – w ciągu ostatnich dni wyraźnie zwiększyła się liczba wykonywanych testów. Polska ze wskaźnika niespełna 2 testów na 1000 mieszkańców dziennie (śr. z 7 dni) skoczyła na ok. 3,3/1000. Odpowiednio zmniejszył się odsetek dodatnich wyników testów – z ponad 20% do nieco ponad 11%. To ciągle więcej, niż zalecana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) granica 5% jako wskaźnika świadczącego o kontroli nad pandemią, ale Polska w tej chwili, jeśli chodzi o intensywność testowania i wskaźnik dodatnich testów nie odstaje na przykład od Niemiec.

To jednak jedyna pozytywna informacja. Wskaźniki umieralności z powodu COVID-19 są złe. Dziennie z powodu COVID-19 notowanych jest ponad 5,5 zgonu na 1 mln mieszkańców (śr. z 7 dni). W Niemczech, gdzie również fala zakażeń szybuje, wskaźnik ten jest 2-krotnie niższy. Austria zdecydowała się na radykalne kroki (lockdown dla niezaszczepionych, teraz obowiązkowe szczepienia i lockdown całkowity) przy wskaźniku zgonów niespełna 4,8/1 mln mieszkańców.

Oczywiście, można patrzeć na mapę umieralności z powodu COVID-19 i dostrzegać, że na południe od Polski jest jeszcze gorzej – w Czechach wskaźnik sięga niemal 7 na milion mieszkańców, na Słowacji – prawie 9, Węgry to już wskaźnik dwucyfrowy, a w Bułgarii – niemal 21,5 na mln mieszkańców. Trudno jednak nie dostrzec korelacji – najlepiej zaszczepione kraje, które równocześnie wprowadziły zasady weryfikowania statusu covidowego (Portugalia, Hiszpania, Francja, Włochy) – utrzymują wskaźnik zgonów z powodu COVID-19 poniżej 1 na mln mieszkańców. W Wielkiej Brytanii i Irlandii (zwłaszcza), gdzie również zakażeń jest bardzo dużo, wskaźnik zgonów jest odpowiednio 2- i 4-krotnie mniejszy niż w Polsce. Z powodu – nie ma wątpliwości – znacznie lepszej wyszczepialności, zwłaszcza w grupach ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19.

To jest kontekst dla polskiej strategii walki z pandemią, którą w czwartek w licznych wypowiedziach – wywiad dla Polskiej Agencji Prasowej, konferencja w Poznaniu – wyjaśniał minister zdrowia Adam Niedzielski. Budząc niedowierzanie, oburzenie i wręcz zażenowanie większości zabierających głos ekspertów. W zasadzie – wszystkich ekspertów, którzy chcieli na gorąco wypowiedzi ministra komentować.

Mogliśmy się, na przykład, dowiedzieć, że „podejście, które mamy, jest racjonalne, pragmatyczne i póki co się sprawdza”. Co ministra skłania do takiej refleksji? Fakt, że w województwach podlaskim i lubelskim fala zakażeń przestała narastać. Co prawda zakażenia nadal się utrzymują, ale już nie przyrastają tak gwałtownie, regiony zeszły z pierwszych miejsc pod względem potwierdzonych przypadków (w tej chwili liderem jest województwo mazowieckie, za nim – śląskie i wielkopolskie) – minister zdrowia i jego współpracownicy (a tak naprawdę – rząd) wyciąga z tego wniosek, że epidemia „wygasa samoistnie” po kilku tygodniach i wystarczy obserwować.

– Nie wystarczy – komentują jednogłośnie eksperci. Krążący bez żadnych barier wirus może mutować, co stanowi zagrożenie dla wszystkich, niezaszczepionych i zaszczepionych, i grozi błędnym epidemicznym kołem. – Tak się nie walczy z pandemią – ostro ocenia dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Izby Lekarskiej, stawiając pytanie, czy Polska jest gotowa na to, by w najbliższym czasie zmarło – nie tylko z powodu COVID-19, ale w związku z pandemią – 10 proc. osób powyżej 50. roku życia. Bo zwiększanie bazy łóżek covidowych, co resort zdrowia przedstawia jako złotą metodę na tę fazę walki z pandemią, oznacza ponowny paraliż całego systemu ochrony zdrowia. Zwłaszcza, że owo zwiększanie trudno uznać za proces planowy, gdy z powodu tworzenia się ognisk zakażeń całe oddziały, na których znajdują się zakażeni (w szpitalu) pacjenci, przekształcane są w oddziały covidowe (nie wszystkie oczywiście, ale są już przykłady takich praktyk).

Czy rząd planuje jakiekolwiek obostrzenia, restrykcje? Teoretycznie, mówi minister, można sobie taki scenariusz wyobrazić. Ale dodaje zaraz: – Niewprowadzenie dodatkowych restrykcji to ukłon w stronę osób zaszczepionych, żeby nie ponosiły konsekwencji nieodpowiedzialnych decyzji ze strony osób niezaszczepionych z wyboru.

Prof. Krzysztof Tomasiewicz, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych oraz członek Rady Medycznej przy premierze skomentował w TOK FM, że taki sposób myślenia wydaje mu się nieakceptowalny. – Jaki to jest ukłon w stronę zaszczepionych, jeżeli wiemy, że osoby niezaszczepione będą szerzyły tego wirusa? A przecież osoby zaszczepione też mogą się zakazić, one przejdą to zakażenie łagodniej, ale ono powoduje określone problemy. Nie tylko zdrowotne, ale też np. związane z absencją w pracy – stwierdził ekspert.

Co ma w zasadzie na myśli minister zdrowia, gdy mówi o „ważeniu ryzyka”? Trudno nie patrzeć na tę myśl w kontekście choćby danych z ostatniego raportu OECD, potwierdzającego, że jeśli chodzi o wskaźnik nadmiarowych zgonów w okresie całej pandemii (wszystkie zgony w przeliczeniu na wielkość populacji) Polska w gronie państw wysokorozwiniętych zajmuje drugie miejsce w świecie (po Meksyku) i pierwsze w Europie (!). Puszczenie pandemii na żywioł, bo tak strategię rządu – polegającą jedynie na pompowaniu liczby łóżek covidowych – należy nazwać, oznaczać może, że to osiągnięcie jeszcze „poprawimy”.

Niewykluczone jednak, że rząd właściwie ocenia nastroje społeczne: skoro notowania PiS nie spadły z powodu dwóch gigantycznych fal zgonów jesienią 2020 roku i wiosną 2021 roku, i generalnie – z powodu dużej umieralności od wiosny 2020 roku – być może Polakom po prostu łatwiej jest pogodzić się zarówno ze zgonami, wyrażanymi w statystykach, jak i śmiercią osób bliskich, znanych osobiście, natomiast poczuliby się zawiedzeni, gdyby na przykład fakt zaszczepienia powiązać z możliwością pójścia do restauracji lub kina.

Być może to jest właśnie ów „kod kulturowy”, na który powołuje się wiceminister Waldemar Kraska. Ten „gen sprzeciwu”, który nie pozwala rządowi sięgnąć po rozwiązania, które bez większych wahań stosują kraje Europy Zachodniej, po które sięgają też Austriacy (kraj kulturowo nam już znacznie bliższy niż Francja) lub Niemcy (nota bene, w jednym z ostatnich wydań New York Times szczegółowo analizował, dlaczego w Niemczech i Austrii poziom zaszczepienia obywateli jest wyraźnie mniejszy niż w pozostałych krajach Europy Zachodniej i Północnej, i jednym z wątków również były „różnice kulturowe”).

– Obostrzeń nie będzie, bo Polacy nie chcą ich przestrzegać – deklaruje więc wiceminister Waldemar Kraska. Czy rząd zamierza pytać obywateli o chęć płacenia podatków? O poglądy na zakaz jazdy po spożyciu alkoholu? O to, czy wszyscy chcą przestrzegać przepisów prawa drogowego, patrząc na sprawę szerzej?

Różnice kulturowe czy brak gotowości do podejmowania trudnych i obarczonych ryzykiem utraty poparcia w sondażach decyzji to jedno, zaś odpowiedzialność za zdrowie publiczne – drugie. Trudno się dziwić, że już od dawna członkowie Rady Medycznej przy premierze formułują w mniej lub bardziej jednoznaczny sposób krytyczne opinie na temat rządowej strategii walki z pandemią. I że od czwartku te opinie zdecydowanie nabrały jednoznaczności. Pytanie, czy to wystarczy? Czy w sytuacji, gdy rząd jawnie zapowiada kierowanie się w następnych trudnych – dramatycznych, można zaryzykować stwierdzenie, że tragicznych w przebiegu – tygodniach logiką sondaży, wybitni lekarze, eksperci, mogą jeszcze (i powinni) samą swoją obecnością legitymizować te poczynania?

Reklama

Napisz do nas

Zadaj pytanie ekspertowi, przyślij ciekawy przypadek, zgłoś absurd, zaproponuj temat dziennikarzom.
Pomóż redagować portal.
Pomóż usprawnić system ochrony zdrowia.

Przegląd badań