Szczepienia – nie jesteśmy gotowi na kryzys

19.03.2021
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Polska, jako jeden z niewielu krajów Unii Europejskiej (UE), nie wstrzymała realizacji szczepień przeciwko COVID-19 preparatem firmy AstraZeneca, za co rządowi należą się słowa uznania. Wytrzymanie presji, racjonalny bilans korzyści i ryzyka prowadzący do niepoddania się emocjonalnym apelom – to rzadkie w polityce, nie tylko zresztą polskiej. Ale to jedyny plus zamieszania z tą szczepionką. Zamieszania, które spełnia wszelkie kryteria kryzysu. Na który absolutnie nie byliśmy gotowi, i którego koszty będziemy jeszcze długo ponosić.

Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta

Eksperci przestrzegali jeszcze na długo przed tym, jak rozpoczęły się masowe szczepienia przeciwko COVID-19: szczepienia populacyjne, w dodatku obejmujące w pierwszej kolejności wielomilionowe grupy społeczne obciążone wieloma czynnikami ryzyka (wiek, przewlekłe choroby współistniejące, ale również narażenie na duże stężenie wirusa w codziennym funkcjonowaniu, jak w placówkach ochrony zdrowia czy domach opieki społecznej), prędzej czy później zostaną opatrzone znakiem zapytania, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. Przy masowej realizacji szczepień, wystąpienie poważnych niekorzystnych zdarzeń zdrowotnych (np. nagłego załamania się stanu zdrowia, udaru, zawału mięśnia sercowego, innych zdarzeń zakrzepowo-zatorowych, zgonu) w związku czasowym ze szczepieniem jest nieuchronne. Przecież już przed kampanią masowych szczepień co miesiąc w Polsce notowano 7000–8000 udarów mózgu. Z prostego rachunku prawdopodobieństwa wynika, że prędzej czy później zaszczepiona osoba „X” dozna udaru mózgu kilka, kilkanaście, może kilkadziesiąt godzin po szczepieniu. A przecież za niepożądany odczyn poszczepienny (NOP) uznaje się każde zaburzenie stanu zdrowia, które wystąpiło okresie 4 tygodni po szczepieniu. Każde pozostające w związku czasowym ze szczepieniem, który nie oznacza automatycznie związku przyczynowego.

Nie wydaje się, by decydenci – ci, którzy odpowiadają za strategię realizacji szczepień przeciwko COVID-19, właściwie się przygotowali na to, co nieuchronne. Nie tylko w Polsce – ta smutna konstatacja dotyczy całej Europy, a w szczególności państw, których rządy dały się ponieść emocjom, nie zważając na stanowiska Europejskiej Agencji Leków (EMA), Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i innych towarzystw eksperckich w sprawie zarejestrowanych zdarzeń zakrzepowo-zatorowych oraz na to, jakie konsekwencje dla całego programu szczepień nie tylko w ich krajach, będą niosły decyzje o zawieszeniu realizacji szczepień jednym preparatem. Dodatkowo, trudno nie zauważyć, że akurat szczepionkę firmy AstraZeneca trudno uznać za „niesprawdzoną”, skoro pomyślnie przeszła proces rejestracji, a w samej Wielkiej Brytanii podano około 11 mln dawek, szczepiąc nią również wiekowych seniorów, często obciążonych wieloma chorobami przewlekłymi, ale także młodsze grupy wiekowe.

Do reakcji EMA nie można mieć większych, może nawet żadnych, zastrzeżeń. Po publikacji pierwszych medialnych doniesień o kilku przypadkach zdarzeń zakrzepowo-zatorowych, które wystąpiły w związku czasowym ze szczepionką przeciwko COVID-19 firmy AstraZeneca i czasowym zawieszeniu realizacji programu szczepień, najpierw w Austrii, a potem w kolejnych krajach, na bieżąco informowała o sytuacji. Zapewniła, że analizuje wszystkie zgłoszenia o zaobserwowanych zdarzeniach (ostatecznie zarejestrowano ich nieco ponad 20 na kilkanaście milionów dawek szczepionki) i przez cały ten czas jednoznacznie podtrzymywała swoje stanowisko, że w czasie prowadzonego postępowania wyjaśniającego nadal można bezpiecznie stosować tę szczepionkę, gdyż korzyści ze szczepienia przewyższają potencjalne ryzyko z nim związane. Niestety w wielu krajach wziął górę, nad rozsądkiem, strach i polityczna kalkulacja, przeliczanie – ile punktów w sondażach lub wręcz przy urnach można stracić. Politycy, zakładnicy mediów, w tym mediów społecznościowych – ale z żalem trzeba przyznać, że również część dziennikarzy (również w Polsce niepokojąco dużo redakcji z naciskiem wyliczało, ile krajów już zawiesiło szczepienia preparatem firmy AstraZeneca, w domyśle próbując „docisnąć” rząd, by ogłosił analogiczną decyzję) – zamknęli oczy na fakt, że codziennie, tylko w Europie i tylko z powodu COVID-19 w ostatnich dniach umiera ok. 3,5 tysiąca osób. Przeciągająca się ostra faza pandemii oznacza jednak dużo więcej zgonów, choćby z powodu innych chorób, nieleczonych w wyniku utrudnionego dostępu chorych do opieki zdrowotnej.

Polscy decydenci zachowali się tak, jak powinni. Ale brak przygotowania komunikacji na wypadek kryzysu to również nasz problem. W sprawie szczepionki firmy AstraZeneca do listy błędów już popełnionych (komunikacja rządu sprawiła, że od początku tę umiarkowanie dostępną, ale z dużym potencjałem w tym zakresie i przede wszystkim skuteczną, o czym za chwilę, szczepionkę przedstawiano w niekorzystnym świetle jako „wybór drugiego sortu”). Nie wdrożono żadnych komunikacyjnych programów naprawczych, które zdjęłyby ze szczepionki „oksfordzkiej” (czyż samo szersze stosowanie tej nazwy nie byłoby dobrym pomysłem?) odium podejrzeń, które – trzeba to jasno powiedzieć – przekłada się na wyraźne wyhamowanie tempa szczepień w ostatnich dniach. I to bynajmniej nie kilku. Dość powiedzieć, że choć media zajęły się głównie rezygnacją ze szczepień preparatem firmy Astra Zeneca przez nauczycieli i młodszych seniorów, również w grupie „0”, w tym niestety również wśród przedstawicieli zawodów medycznych, rezygnacje nie należą do rzadkości.

– Nie wahałbym się ani chwili, gdybym miał się zaszczepić szczepionką AstraZeneca – zadeklarował minister zdrowia Adam Niedzielski. Urzędnicy prezydenccy już wcześniej zapewniali, że również głowa państwa natychmiast przyjęłaby tę szczepionkę, gdyby była jego kolej. A ta, jak wiadomo, nieprędko może nastąpić, bo Andrzej Duda zapowiedział już jakiś czas temu, że jako ozdrowieniec zaszczepi się jako ostatni.

Czyny ważą o wiele więcej, niż słowa. Tak, obowiązuje kalendarz szczepień, opracowany jeszcze w 2020 roku. Ale właśnie na naszych oczach harmonogram i program szczepień się sypią, słabnie tempo szczepień (i aktualnie wcale nie ze względu na brak dostępności szczepionek) oraz, co zaczynają pokazywać sondaże, słabnie również ogólny entuzjazm wobec szczepień przeciwko COVID-19. Nawet jeśli trudno to zrozumieć, w kontekście codziennego bombardowania obrazami ze szpitali, wznoszącą się krzywą zakażeń i zgonów, raportami o pikującej średniej wieku osób, które umierają z powodu COVID-19, widać wyraźnie, że znak zapytania, który – niesłusznie – zawisł nad jedną ze szczepionek już przekłada się na postawę części Polaków, a może przełożyć się jeszcze mocniej.

W tej sytuacji nie byłoby niczym dziwnym, gdyby premier, kluczowi ministrowie (w tym minister zdrowia), prezydent – publicznie, przed kamerami – zaszczepili się preparatem firmy AstraZeneca (na taki krok zdecydowali się kluczowi politycy w kilku krajach w Europie, m.in. na Litwie oraz w Wielkiej Brytanii). Byłoby optymalnie, gdyby do takiego szczepienia zaproszono też inne osoby. Znane, lubiane, cenione. Ponad podziałami. Przecięłoby to spekulacje, że rząd namawia Polaków do przyjmowania wątpliwej szczepionki, czekając na większą dostępność tych „lepszych” (oczywiście, wyznawcy teorii spiskowych nadal wierzyliby, że tak naprawdę przed kamerami podają szczepionkę mRNA lub wręcz sól fizjologiczną). Nota bene – czy ktoś jeszcze pamięta, że szczepionki mRNA miały być „gorsze”, bo (niesłusznie) podejrzewano je o możliwość modyfikacji genomu, albo wręcz czipowanie szczepionych?

Minister Michał Dworczyk zapowiada możliwość przyspieszenia rejestracji do szczepienia przeciwko COVID-19 kolejnych roczników, tak by w programie szczepień nie było luk. Ale trudno zakładać, że bez odbudowania (właściwie zbudowania) zaufania do „oksfordzkiej” szczepionki firmy AstraZeneca przyniesie to trwały efekt. Trudno zrozumieć, dlaczego na przykład rząd nie posługuje się danymi obrazującymi sytuację epidemiologiczną w Wielkiej Brytanii. Tam, dzięki najszybszej w Europie akcji szczepień, epidemia stopniowo niemal wygasa. Niemal, bo wirus cały czas jeszcze krąży w brytyjskiej populacji, ale w sposób nieporównywalnie mniej intensywny niż choćby w Polsce. Plansze z wykresami pokazującymi sukces Brytyjczyków (fakt, kłujący nas jako członków UE w oczy, bo przecież zarzucamy Wielkiej Brytanii zagarnianie szczepionek) powinny być obecne na rządowych stronach „Szczepimy się” co najmniej tak widoczne, jak dane o polskich sukcesach w obszarze szczepień przeciwko COVID-19.

Bez sprawnej, intensywnej i mądrej kampanii promocyjnej (te 3 warunki muszą wystąpić łącznie) te ostatnie zresztą szybko mogą przejść do przeszłości.

Zobacz także
  • Stanowisko EMA w sprawie szczepionki firmy AstraZeneca

Reklama

Napisz do nas

Zadaj pytanie ekspertowi, przyślij ciekawy przypadek, zgłoś absurd, zaproponuj temat dziennikarzom.
Pomóż redagować portal.
Pomóż usprawnić system ochrony zdrowia.

Przegląd badań