Nie ma odwiedzin

14.03.2020
Ewa Stanek-Misiąg

Musimy zrobić wszystko, żeby uniknąć włoskiego scenariusza. Mamy taką szansę – zapewnia prof. Brygida Knysz, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych, Chorób Wątroby i Nabytych Niedoborów Odpornościowych Uniwersytetu Medycznego im. Piastów Śląskich we Wrocławiu.

Prof. Brygida Knysz. Fot. MP

Ewa Stanek-Misiąg: Życie w Polsce zamiera na wzór tego, jak zamarło w Chinach. U nas szkoły i uczelnie zamknięto na 2 tygodnie, a w Austrii do Wielkanocy. Czy nie powinniśmy iść tym śladem?

Prof. Brygida Knysz: Nie wykluczam, że tak będzie. Dwa tygodnie mogą dać nam mniejszą liczbę zakażeń, jednak nie spowodują, że epidemia się skończy.

W tej chwili oswajamy się z nową, przedziwną sytuacją, ale pewno niedługo zacznie się znużenie, może też irytacja z powodu narzuconych ograniczeń i coraz częściej padać będzie pytanie: jak długo to jeszcze potrwa? Można to spróbować oszacować?

Nie. Nikt nie wie, ani jak długo potrwa epidemia, ani jaki będzie jej zasięg czy nasilenie. Obyśmy uporali się z nią jak najszybciej. Ale żeby tak się stało, potrzebny jest wspólny wysiłek nas wszystkich. Tego nie załatwi personel medyczny.

To jest mój apel: musimy się podporządkować poleceniom i restrykcjom. One nie są przecież na zawsze. Zostańmy w domu, nie korzystajmy ze środków komunikacji miejskiej, nie spotykajmy się ze znajomymi. Może się okazać, że ktoś nie uprzedził nas, że wrócił niedawno z Włoch i ta informacja wyjdzie dopiero w rozmowie. Co wtedy? Konsternacja. Strach: „może mnie zaraził?” Musimy zrobić wszystko, żeby uniknąć włoskiego scenariusza. Mamy taką szansę.

Dziś z powodu COVID-19 zmarła pierwsza osoba na Ukrainie, 71-letnia kobieta. 1 marca wróciła z Polski. To by znaczyło, że koronawirus był z nami na długo przed tym, jak ogłoszono u nas pierwszy przypadek.

Koronawirus rozprzestrzenia się po świecie od 2 miesięcy. W lutym do Włoch na narty wyjechało wiele osób z Polski. Wiemy, że nie wszyscy zakażeni mają objawy. Być może ta pani miała kontakt z kimś takim.

Być może ten ktoś nie zdaje sobie sprawy z tego, że w ogóle był zakażony.

Tak może się zdarzyć. W zdecydowanej większości przypadków choroba ma łagodny przebieg.

Ale dziś już raczej nikt nie mówi, żeby się nie emocjonować, bo na zwykłą grypę umiera więcej osób niż z powodu koronawirusa.

To nie był i nie jest żaden argument. Żadne porównanie. Wciąż mamy sezon grypowy, o czym nie należy zapominać i prawdą jest, że grypa może mieć ciężki przebieg oraz prowadzić do śmierci, natomiast mamy tu i teraz epidemię koronawirusa, który jest nowym, nieznanym wirusem i absolutnie nie można go lekceważyć.

Słyszeliśmy do tej pory, że dla osób poniżej 70. roku życia koronawirus nie jest specjalnie groźny, ale ostatnie doniesienia z Włoch mówią, że pod respiratorami leżą także znacznie młodsi chorzy. Wiadomo dlaczego?

Wirus „lubi” osoby starsze. Im ktoś starszy, tym większe ryzyko, że będzie ciężko przechodzić chorobę i obawa, że skończy się to źle. Natomiast przykład pacjentki z Poznania pokazuje, że dotyczyć to może też osób młodszych. Ta pani miała 57 lat. Była za młoda jak na typowy śmiertelny przebieg COVID-19. Ale jak się dowiedzieliśmy, miała poważne zaburzenia odporności, a to jest sytuacja niezwykle sprzyjająca replikacji wirusa. Jej organizm nie miał się w ogóle jak bronić.

strona 1 z 2
Wybrane treści dla pacjenta
  • Koronawirus (COVID-19) a grypa sezonowa - różnice i podobieństwa
  • Przeziębienie, grypa czy COVID-19?
  • Test combo – grypa, COVID-19, RSV
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!