Strach personelu

03.04.2020
Ewa Stanek-Misiąg

Rozmowa z Lidią Stopyrą – pediatrą, specjalistką chorób zakaźnych, ordynator Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie, przekształconego w celu leczenia dzieci chorych na COVID-19 i hospitalizacji podejrzanych o zakażenie.

 


lek. Lidia Stopyra

lek. Lidia Stopyra: To jest dla nas czas pełnej mobilizacji.

Ewa Stanek-Misiąg: I większego ryzyka.

Istotnie, pracujemy bezpośrednio z pacjentami zakażonymi i podejrzanymi o zakażenie koronawirusem SARS-CoV-2. Nie są to jednak pacjenci o nieznanym statusie, którzy przyszli do nas przypadkowo. Oni nie przyszli z ulicy. Pacjent, który trafia do nas, jest wprowadzany od razu do sali, w której będzie izolowany. Nie przechodzi przez izbę przyjęć czy SOR. Jego sala oddzielona jest od reszty oddziału śluzą, czyli podwójnymi drzwiami. Do takiego pacjenta wchodzimy w odpowiednim stroju. Problemy ze środkami ochrony indywidualnej mają teraz wszyscy, ale na razie sobie radzimy i niczego nie brakuje.
Uważam, że jest u nas bezpiecznie.

Personel medyczny przechodzi testy na obecność koronawirusa (SARS-CoV-2)? Powszechnie uważa się, że testów wykonuje się u nas zbyt mało.

Powinniśmy dążyć do tego, żeby testów wykonywać jak najwięcej, ale ważniejsza od liczby testów jest ich jakość. One muszą mieć odpowiednią czułość i swoistość. Na podstawie wyniku testu podejmujemy decyzję, czy chory jako niezakaźny może prowadzić normalne – na ile to teraz możliwe – życie, czy jako zakażony wymaga co najmniej 14-dniowej izolacji. Test musi być wiarygodny. Nie możemy bazować na testach o 60–70% czułości. Oczywiście nie ma testów, które byłyby w 100% wiarygodne, ale staramy sobie z tym radzić. Rodzice często uważają, że wynik na papierze jest ważniejszy od opinii lekarza, który badał ich dziecko. Dziwią się, że mimo ujemnego wyniku nie zwalniamy dziecka z nałożonego reżimu. Tłumaczymy wtedy, że musimy brać pod uwagę nie tylko wynik testu, ale także stan pacjenta oceniony na podstawie badania przedmiotowego i wywiad epidemiologiczny.
Personel szpitala jest poddawany testom, jeśli zachodzi taka potrzeba. Musimy zachować rozsądek.

Dzieci są zawsze z rodzicami?

W szpitalu obowiązuje całkowity zakaz odwiedzin w związku z wprowadzeniem stanu epidemicznego z początkiem marca. Natomiast rodzic, który towarzyszy dziecku przyjmowanemu z powodu podejrzenia zakażenia koronawirusem, pozostaje z nim na sali na tych samych warunkach, co dziecko, czyli w pełnej izolacji. Nie wolno mu wychodzić.
Dzięki pomocy wielu dobrych ludzi zgromadziliśmy szczoteczki do zębów, pasty, mydła, piżamy, podkoszulki, żeby tym rodzicom pomóc. Nikt przecież nie idzie z dzieckiem do przychodni wyposażony w takie rzeczy i spakowany, a może się okazać, że lekarz uzna, iż dziecko wymaga hospitalizacji, i wezwie karetkę, która przywiezie do nas dziecko razem z rodzicem prosto z przychodni.
Nie zdarzyło się, żeby jakiś rodzic miał jakiekolwiek wątpliwości i nie chciał zostać z dzieckiem. Wszyscy starają się pomóc. To są wzruszające sytuacje, kiedy na przykład tata proponuje, że sam zmierzy ciśnienie dziecku, bo w ten sposób oszczędzimy kombinezon, a wiadomo, jakie są kłopoty ze środkami ochrony. Nie zawsze możemy się na to zgodzić, badania przeprowadza wykwalifikowany personel, ale ta chęć pomocy jest bardzo miła.

strona 1 z 2
Wybrane treści dla pacjenta
  • Koronawirus (COVID-19) a grypa sezonowa - różnice i podobieństwa
  • Przeziębienie, grypa czy COVID-19?
  • Test combo – grypa, COVID-19, RSV
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!