W ciągu roku decydenci niewiele się nauczyli

04.03.2021
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Minął rok od potwierdzenia pierwszego przypadku zakażenia SARS-CoV-2 w Polsce. – W legislacji powinny obowiązywać standardy. Koronnym przykładem niech będą dodatki covidowe: niejasne zasady potęgują napięcie wśród kadr medycznych, nie pozwalają na spokojną pracę zarządzającym szpitalami – mówi dr Tadeusz Jędrzejczyk, specjalista w dziedzinie zdrowia publicznego, były prezes NFZ, obecnie dyrektor Departamentu Zdrowia Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego.


Dr Tadeusz Jędrzejczyk. Fot. Włodzimierz Wasyluk

Małgorzata Solecka : 4 marca mija rok od oficjalnego potwierdzenia pierwszego przypadku zakażenia SARS-CoV-2 w Polsce. Trudno uciec od podsumowań, ale zacznijmy od tego, co dzieje się teraz. Trzecia fala stała się faktem, choć na razie nie obciąża w takim samym stopniu wszystkich regionów. Akurat województwo pomorskie znajduje się wśród tych z największymi przyrostami zakażeń. W internecie nietrudno znaleźć komentarze, że najwięcej zakażeń jest w województwach pomorskim i mazowieckim, więc rząd ogłosił lockdown w woj. warmińsko-mazurskim.

Dr Tadeusz Jędrzejczyk: Nie do końca. Patrząc w liczbach bezwzględnych, mamy rzeczywiście dużo potwierdzonych przypadków. Jednak jeszcze do niedawna liczba wykonywanych testów przekraczała średnią krajową, a i obecnie, chociaż niestety ta liczba względnie spada, wciąż  jest to około 20 proc. więcej od tej średniej. Innymi słowy – wychwytujemy stosunkowo dużo zakażeń wśród pacjentów o mniej nasilonych objawowych. Ta obserwacja potwierdza się przy analizie liczby hospitalizowanych, która jest bardzo bliska wskaźnikowi ogólnopolskiemu. Również liczba zgonów nie wyróżnia województwa pomorskiego na tle kraju. 

Trzecia fala nie jest zaskoczeniem.

Fala nie, choć można się zastanawiać, czy jest to trzecia, czy ciągle jeszcze druga, której nie udało się nam zdusić do niewielkich rozmiarów. Można też uznać, chociaż ma to znaczenie tylko akademickie, że skoro udało się zatrzymać pierwszą falę, to tak naprawdę pierwsza zaczęła się jesienią i tylko przez chwilę na przełomie stycznia i lutego zwolniła.

Dobrze. Kolejny przyrost zakażeń nie jest zaskoczeniem. Eksperci zapowiadali, że nastąpi w lutym, marcu. Jak to się dzieje, że przewidywania niezależnych ekspertów się, co do zasady, sprawdzają, natomiast minister publicznie przyznaje, że prognozy rządowe wręcz odwrotnie?

Oddałbym jednak sprawiedliwość. Widać bardzo dużą różnicę w podejściu do pandemii, jakie minister zdrowia czy rząd prezentował jesienią, a tym, co obserwujemy teraz. Również część prognoz, które minister prezentował odnośnie do rozwoju sytuacji w lutym się zrealizowała. Nie wszystkie, ale duża część tak. Trzeba odnotować też, że tym razem ministerstwo przyznało się do zbyt dużego optymizmu i prawie w porę zauważyło odbicie...

... odbicie tak, ale przez kilka tygodni, gdy duża część ekspertów przestrzegała, że stabilizacja na bardzo wysokim poziomie, jeśli chodzi o liczbę zakażeń, przy niewystarczającej liczbie testów, oznacza, że nie możemy mówić o trendzie spadkowym. Resort utrzymywał, że taki trend jest.

W porę zauważono odbicie i dzięki temu, być może, nie dojdzie do takich sytuacji jak jesienią, gdy druga, a ściślej pierwsza fala zastała nas praktycznie nieprzygotowanych. Ale zgadzam się, również tym razem obserwowaliśmy próby wypierania faktu, że sytuacja jest niepokojąca. Na szczęście trwało ono bez porównania krócej. 

Jaka będzie ta trzecia fala?

Wydaje się, że będzie trwać nie krócej niż jesienna, natomiast być może – powiedziałbym nawet, że prawdopodobnie – nie będzie aż tak wysoka. Trudno przesądzać, jak dużo będzie ciężkich przypadków, wymagających hospitalizacji oraz jak dużo będziemy mieć zgonów. Z jednej strony niewątpliwie mamy ekspansję nowych mutacji wirusa, z drugiej – trwają szczepienia i jakiś pozytywny efekt ochrony zaszczepionych przed ciężką postacią COVID-19 powinniśmy zobaczyć. Ten pozytywny efekt, w mojej ocenie, możemy zaobserwować przede wszystkim w łącznej liczbie zgonów (zarówno potwierdzonych, jak i niepotwierdzonych oraz pośrednio związanych ze stanem epidemii), która powinna być niższa niż jesienią. Spodziewam się jednak wysokiego obciążenia szpitali, mimo wszystko.

Jesteśmy, wiele na to wskazuje, w ostatniej ostrej fazie pandemii. Trzecia fala powinna opaść i zacząć szorować po dnie w okolicach wakacji. Mam dużą nadzieję, że jesienią już nam żadna fala nie będzie grozić, choć oczywiście SARS-CoV-2 całkowicie nie zniknie. Rzecz jasna pod warunkiem, że nieuniknionego jesienno-zimowego wzrostu poziomu zachorowań nie pomylimy z falą.

Niewątpliwie ostatnich 12 miesięcy poddało nas mocnej próbie. Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono, chciałoby się zacytować noblistkę. To co wiemy?

Na razie to, co widać najwyraźniej to fakt, że decydenci, centrum decyzyjne rządu, bardzo niewiele w ciągu roku pandemii się nauczyli. Najlepszym dowodem jest to, że najnowsze rozporządzenie dotyczące obostrzeń pandemicznych wydane zostało na 3,5 godziny przed wejściem w życie. To symboliczne wręcz, a gdy dodamy do tego fakt, że podstawy prawne do wydawania tego rozporządzenia są w najlepszym przypadku wątpliwe – przez rok nie udało się zmienić jakości legislacji tak, by wprowadzane przepisy nie były obciążone wadami prawnymi. Tymczasem w legislacji, podobnie jak w medycynie, powinny obowiązywać standardy. Prawo ma wpływ na nasze życie, na jego jakość – jedyną korzyścią, jaka płynie z obecnego stanu rzeczy jest to, że społeczeństwo ma szansę przekonać się, jak ważne jest dobre prawo, jaki ma wpływ na jakość życia. 

Ten rok został też w ogromnym stopniu stracony, jeśli chodzi o oddziaływanie na poziomie populacyjnym. Nie nauczyliśmy się wykorzystywać narzędzi, które są w zasięgu ręki. Tu warto przywołać przykład Finlandii, która dotąd rzadko była przywoływana jako wzór skutecznej walki z pandemią, a radzi sobie wręcz świetnie – świadczy o tym choćby najniższy wśród krajów UE wskaźnik zgonów w przeliczeniu na milion mieszkańców. Blisko dziesięciokrotnie niższy niż nasz. Finlandia zastosowała dość łagodne, liberalne podejście w sferze pandemicznych regulacji, przy jednoczesnej wszechstronnej kampanii edukacyjnej bazującej na wiedzy medycznej i zastosowaniu nowoczesnych, wysokiej jakości technologii telemedycznych. Równie ważne było konsekwentne prowadzenie działań w schemacie: wykrywaj, testuj, śledź, izoluj. Już pod koniec lipca zeszłego roku w systemie informatycznym zgromadzono 465 tys. wpisów o ocenie potencjalnych objawów choroby, co, z uwagi na wielkość kraju, robi wrażenie. 

To wszystko nie na antypodach, w stawianej za wzór Nowej Zelandii, tylko niemal „za miedzą”. Nawet jeśli jest nią Bałtyk. Oczywiście jest między naszymi krajami wiele różnic, począwszy od gęstości zaludnienia. I choć Finlandia ma jedną z najniższych gęstości zaludnienia w Europie, zdecydowana większość ludności mieszka na południu kraju, więc faktycznie nie ma aż tak wielkich różnic – warunki w Finlandii pod tym względem można porównać w Polsce choćby do województwa warmińsko-mazurskiego, które w tej chwili jest naszym epicentrum epidemii. Na koniec warto zauważyć, że jest to kraj, w którym ochrona zdrowia w największym w Europie stopniu jest oparta na samorządach lokalnych.

Nie widzę ośrodka, który byłby w stanie przepracować doświadczenia, wyciągnąć wnioski i przygotować nas do kolejnej odsłony kryzysu. Bo choć są nadzieje, że obecna fala będzie ostatnią tak poważną, pandemia jeszcze się przecież nie kończy.

Mam też wrażenie, że w pewnych obszarach mocno się przez ten rok cofnęliśmy. O ile na początku, w pierwszym okresie pandemii, postawa Narodowego Funduszu Zdrowia była budująca a decyzje płatnika stabilizowały funkcjonowanie szpitali w tym trudnym momencie, o tyle od dłuższego już czasu, od wczesnej jesieni jest dokładnie odwrotnie. Koronnym przykładem niech będą dodatki covidowe: niejasne zasady, możliwe interpretacje potęgują napięcie wśród kadr medycznych, nie pozwalają na spokojną pracę zarządzającym szpitalami. To na pewno zmiana na gorsze. 

Pytanie, na ile za tę zmianę odpowiada płatnik, a na ile Ministerstwo Zdrowia, które w pełni przecież płatnika kontroluje. 

To szerszy problem, nie dotyczący tylko kwestii kontraktów czy takich lub innych konkretnych decyzji. Na ile, również w pandemii, obowiązywać powinna konstytucyjna zasada subsydiarności państwa i nieuleganie pokusie scentralizowanego zarządzania za pomocą jednego guzika w komputerze znajdującym się w Warszawie, w takim czy innym gabinecie prezesa lub ministra. Może – moim zdaniem na pewno – lepszym rozwiązaniem byłoby jednak pozostawienie części kompetencji ludziom i instytucjom „tam, na dole” i pozwolenie im na rozwiązywanie problemów, którym są w stanie sami zaradzić. 

strona 1 z 2
Zobacz także
  • Opuszczona garda
  • To ciągle początek
  • Lekarze muszą mieć narzędzia diagnostyczne
  • Czy Polska jest gotowa
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!