Największy znak zapytania. Akcja szczepień. Z dnia na dzień pojawia się coraz więcej pytań i wątpliwości, choć pod koniec tygodnia część z nich uzyskała odpowiedź. Wiadomo, po tygodniach niepewności, że osoby uprawnione do szczepień w etapie zero, którym lada dzień wygasała ważność skierowań, nie muszą się martwić formalnościami, nawet jeśli martwią się brakiem szczepionek. Szczepienia tej grupy oficjalnie zawieszono do 6-7 marca, gdy do Polski ma trafić pół miliona szczepionek AstraZeneca. Szczepienia w tej grupie zostaną dokończone szczepionką wektorową, aby nie zakłócać pierwszego etapu szczepień. Nie zakłócać dodatkowo, bo on i tak już jest zakłócony: łańcuchy dostaw się rwą, pojawia się coraz więcej informacji o odwoływanych terminach pierwszych dawek a nawet – drugich dawek, i to zarówno w etapie „zero” jak i seniorów, którzy byli zaszczepieni w początkowym etapie szczepień populacyjnych. Brak potwierdzonych harmonogramów dostaw szczepionki potęguje poczucie niepewności, bo rząd odkłada decyzję o wznowieniu zapisów na szczepienia od kwietnia, praktycznie zaś jest przesądzone, że wbrew nieśmiałym nadziejom, nie ma raczej mowy o dodatkowych terminach na marzec.
Skromnym pocieszeniem może być fakt, że Polska pozostaje jednym z liderów UE, jeśli chodzi o tempo szczepień pierwszą dawką – 3,82 proc. to pierwsze miejsce wśród pięciu największych państw Unii i jedno z pierwszych w UE w ogóle (samodzielnym liderem z ponad 7,6 proc. wynikiem jest maleńka Malta). Jeśli chodzi o szczepienia drugą dawką, tu już nie jest tak dobrze – 1,65 proc. to wyraźnie mniej niż we Włoszech i Hiszpanii (po 2,1 proc.) i tylko nieco lepiej niż w Niemczech (1,59 proc.).
Pozostaje mieć nadzieję, że kanclerz Niemiec Angela Merkel ma rację, mówiąc – w odniesieniu do swojego kraju, ale sytuacja w Polsce jest niemal identyczna jak za Odrą – że już w drugim kwartale, w kwietniu, problemem centrów szczepień będzie podanie wszystkich dostępnych dawek szczepionek, nie zaś nadmiar chętnych do szczepienia.