Stan krytyczny - strona 2

11.09.2020
Małgorzata Solecka
Kurier MP

Opisujesz przypadki zgonów, do których nie musiało dojść.

We Włoszech ludzie umierali, bo musieli. Bo brakowało respiratorów, lekarze fizycznie nie byli w stanie wszystkim pomóc. W Polsce, jak mówiłaś, takiego dramatu nie było. A niektórzy pacjenci umarli, bo na przykład nie było karetki do transportu. Albo w szpitalu nie było leku, który mógłby temu pacjentowi pomóc. Dramatem są te niekonieczne zgony, ale dramatem jest też bezradność i frustracja lekarzy, pielęgniarek, ratowników. Oni doskonale wiedzieli, wiedzą, że tracą pacjentów, których mogli uratować. Mogliby.

Mogliby, gdyby nie brak procedur i absurdy systemu, które – umówmy się – nie są znakiem szczególnym pandemii. Mówisz, że do zgonów nie musiało dojść. Twoi rozmówcy nie boją się prokuratora?

Oczywiście, że się boją. To zresztą był jeden z moich koronnych argumentów za tym, żeby ze mną rozmawiali. Żeby opowiedzieli, jak było. W jakich warunkach przyszło im pracować i podejmować decyzje. Bo nikt im nie da gwarancji, że po oklaskach nie przyjdą wezwania do prokuratury i konieczność składania wyjaśnień na okoliczność śmierci pacjenta. Co będzie mogła powiedzieć prokuratorowi lekarka, którą dyrekcja, mimo braku uprawnień, wysłała na OIT, by zajmowała się pacjentami pod respiratorem, bo akurat zabrakło specjalisty? Nawet nie będzie się mogła zasłonić szczególnymi uwarunkowaniami pandemii, bo przecież – jak już powiedzieliśmy – w Polsce nie było sytuacji frontowej, takiej jak we Włoszech. Tam rzeczywiście okuliści i pediatrzy pracowali przy respiratorach, bo musieli.

Zapytam jeszcze o twój strach. Piszesz w pewnym momencie, że wchodząc na OIT zauważyłeś w dość nieprofesjonalnym ochraniaczu na buty dziurę. Bardzo się bałeś?

Jasne! Pierwsza myśl nie dotyczyła jednak tego, że przecież mogę się zakazić. Nie. Przestraszyłem się, że zaraz mnie stamtąd wyrzucą, i nie wiadomo, czy będę mógł jeszcze raz wejść. Dopiero potem zacząłem się bać, że może wirus gdzieś się do mnie przykleił. Do domu wszedłem bez butów, częściowo bez ubrania i bardzo porządnie się szorowałem pod prysznicem. Udało się. Dziura nie miała dalszych konsekwencji.

Rozmawiała Małgorzata Solecka

Fragment książki


„Stan krytyczny. Autor Małych Bogów za kulisami walki z wirusem”, Wydawnictwo Czerwone i Czarne 2020

„Maciej, lekarz w szpitalu covidowym, opowiada o absurdzie organizacyjnym: – I oto nagle zabrakło miejsc na oddziale intensywnej terapii. Wcale nie było tak, że nastąpił zalew chorych i musieliśmy stawiać namioty z respiratorami przed szpitalem. Gdyby działo się coś takiego, nie powiedziałbym słowa, nie protestowałbym. Stu ludzi umiera przed szpitalem, podłączamy ich do wszystkich maszyn, jakie są, ratujemy. Ale to nie był ten przypadek. Miejsc zabrakło, bo przygotowano ich bardzo mało. Na cały szpital jeden niewielki oddział intensywnej terapii. Więc chorzy się nie mieszczą. Skoro oddział jest za mały, to należy go powiększyć albo obok zorganizować drugi. Wydaje się, że trudno o bardziej logiczne rozwiązanie. Ale nikt tego nie zrobił.

Sprzętu – ściągniętego ze wszystkich okolicznych placówek – w szpitalach jednoimiennych nie brakowało. Problemem byli ludzie. Na oddziałach intensywnej terapii powinni pracować głównie anestezjolodzy. Problem w tym, że dyrekcje wielu szpitali nie potrafiły ich ściągnąć do pracy. Można było zaproponować dobre warunki, można było nawet poprzez zarządzenie wojewody przymusowo skierować do pracy. W stanie epidemii wojewoda ma taką możliwość.

Maciej: – Nie mam pojęcia, z jakiego powodu, ale u nas nie udało się tego zrobić. Dyrekcja stwierdziła, że rozwiążemy sprawę we własnym zakresie.
– Dlaczego?
– To łatwiejsze niż wystąpić do wojewody i przyznać się do braków kadrowych. Na pewno pojawią się pytania, czy dyrektor sobie radzi. Po co kłaść głowę pod topór?

Rozwiązanie sprawy „we własnym” zakresie polegało na pomyśle wstawiania łóżek z respiratorami na inne oddziały niż intensywna terapia.

– Musi pan zrozumieć różnicę – tłumaczy lekarz pracujący na internie w szpitalu covidowym. – Na oddziale intensywnej terapii na dyżurze jest dwóch lekarzy i kilka pielęgniarek. Doświadczony zespół, który nadzoruje kilku pacjentów. A interna to lekarz dyżurny, dwie pielęgniarki i trzydziestu pacjentów. Ten dodatkowy pacjent pod respiratorem wymaga szczególnej uwagi i największych umiejętności specjalistycznych. My znamy się dobrze na tych trzydziestu pacjentach. Na tym jednym nie bardzo, to nie jest nasza specjalizacja”.

strona 2 z 2
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!