Włoski porządek

20.04.2020
Ewa Stanek-Misiąg

Wynik za każdym razem negatywny. Wszyscy uczestnicy misji Medycznego Zespołu Ratunkowego PCPM i Wojskowego Instytutu Medycznego do Brescii są zdrowi, potwierdzają to kolejne testy. Zespół lekarzy, pielęgniarek i ratowników pracował we Włoszech w pierwszym tygodniu kwietnia.

Dla Marty Sowy – lekarki w Klinice Chorób Wewnętrznych w 4 Wojskowym Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu, z Polskim Centrum Pomocy Międzynarodowej związanej od 2 lat – to była pierwsza misja.


dr Marta Sowa

Ewa Misiąg-Stanek: To, co zobaczyła Pani na miejscu, odpowiadało temu, co sobie Pani wyobrażała przed wyjazdem?

lek. Marta Sowa: Nastawialiśmy się na pracę w warunkach szpitala polowego, jednak krótko przed naszym przylotem Włosi zmienili koncepcję. Zamiast budować szpitale polowe, postanowili przekształcić istniejące jednostki. Ze szpitala uniwersyteckiego w Brescii, do którego nas oddelegowano, wypisano wszystkich pacjentów, którzy nie wymagali koniecznie hospitalizacji, wydzielono „ostrą” część dla pacjentów niezakażonych, a w salach z dostępem do systemu gazów medycznych urządzono kilkunastoosobowe oddziały intensywnej terapii. Uczciwie mówiąc, nie spodziewałam się takiego porządku.

A personel? Wyglądał na przyzwyczajony do tych nowych warunków?

Przyjechaliśmy w 6. tygodniu ich pracy w trybie awaryjnym. Mieli wypracowane procedury i schematy, wyuczony sposób zakładania i zdejmowania środków ochrony indywidualnej oraz zachowania przy pacjencie podczas intubacji, toalety drzewa oskrzelowego i innych inwazyjnych zabiegów.
Zdejmowanie stroju jest kluczowe, wtedy powstaje największe ryzyko kontaminacji. Wychodząc z oddziału, zanurzaliśmy ręce w wiadrze ze środkiem do dezynfekcji. Podczas rozbierania się uważaliśmy na to, żeby nie wykonywać gwałtownych ruchów, bo to może powodować wytworzenie aerozolu. Ostatnim zdejmowanym elementem jest maseczka. Chodzi o to, żeby jak najdłużej osłaniać drogi oddechowe i śluzówki.

Ile trzeba w takim stroju wytrzymać?

Pracowaliśmy 12 godzin, co 4 godziny zmienialiśmy maseczki, bo taką miały trwałość. A żeby zdjąć maseczkę, jak mówiłam, trzeba zdjąć cały strój. To był moment odpoczynku, czas na to, żeby się czegoś napić, coś zjeść, rozmasować skórę. Gumki od masek, okulary odciskają się na twarzy.

Bała się Pani procedur generujących aerozol?

Włosi mają cudowny patent, jest on też stosowany w Polsce, to system zamknięty. Odsysanie w systemie zamkniętym pozwala uniknąć rozłączania rurki intubacyjnej czy tracheostomijnej.
Uspokajała mnie też świadomość, że mam na sobie kompletny strój ochrony indywidualnej. Poza tym przekonywaliśmy się w naszej grupie nawzajem, że przecież większość personelu medycznego jest zdrowa. To łagodziło trochę stres. No i robiliśmy wszystko, żeby zmniejszyć ryzyko zakażenia. W miejscu zakwaterowania – naprzeciwko szpitala – zbudowaliśmy śluzę. Po wyjściu z windy trzeba było rozebrać się i umyć, odzież i obuwie naświetlaliśmy lampami UV. Naświetlaliśmy też zakupy.

Kim byli wasi pacjenci?


To była trójka mężczyzn, powyżej 65. roku życia. Zbudowaliśmy oddział na więcej łóżek, jednak do końca naszego pobytu się nie zapełnił. Uderzyło mnie, kiedy go organizowaliśmy z Włochami, że większość sprzętu jest nowa. Okazało się, że to ostatnie zakupy zrobione z pieniędzy zebranych w ogólnokrajowej zbiórce. Powstała we Włoszech taka społeczna inicjatywa.
Niedobory w tej chwili, jak się wydaje, raczej nie dotyczą tam sprzętu, tylko personelu. Pacjent na oddziale intensywnej terapii wymaga opieki angażującej większą liczbę ludzi niż chory leczony bardziej zachowawczo.
Zauważyliśmy, że w szpitalu pracują lekarze i pielęgniarki z regionów, w których sytuacja nie jest tak trudna, jak w Lombardii oraz wolontariusze przeszkoleni do zbierania podstawowych danych, mierzenia ciśnienia, sprawdzenia saturacji. Na zewnątrz budynku jest punkt, do którego zgłaszają się pacjenci z objawami COVID-19. Tam, przed badaniem lekarskim, zajmują się nimi wolontariusze. Pacjenci, których trzeba poddać obserwacji, trafiają na salę urządzoną w starej pralni. Mieści ona 60–70 osób, jest wyposażona w kardiomonitor i aparat do zdjęć rentgenowskich. To jest aparat z ramieniem C. Taka żyrafka wypożyczona z pediatrii. RTG płuc jest jednym ze standardowo wykonywanych badań, obok wymazu, gazometrii. Włoscy lekarze opracowali 18-punktową skalę oceny zmian. Ona bardzo ułatwia pracę.

strona 1 z 2
Zobacz także
  • Ozdrowieńcy mogą pomóc
  • Kto ma przeżyć?
Wybrane treści dla pacjenta
  • Test combo – grypa, COVID-19, RSV
  • Przeziębienie, grypa czy COVID-19?
  • Koronawirus (COVID-19) a grypa sezonowa - różnice i podobieństwa
Aktualna sytuacja epidemiologiczna w Polsce Covid - aktualne dane

COVID-19 - zapytaj eksperta

Masz pytanie dotyczące zakażenia SARS-CoV-2 (COVID-19)?
Zadaj pytanie ekspertowi!